Jako wielki fan twórczości Matoko Shinkaia nie mogłem przepuścić okazji do obejrzenia jego najnowszej animacji na wielkim ekranie. Film „Kimi no na wa” był jednym z pierwszych japońskich tworów, jakie obejrzałem i do dzisiaj zajmuje bardzo wysokie miejsce w moim osobistym rankingu filmów. Czy i tym razem Shinkai zaserwował nam audiowizualną ucztę połączoną ze wzruszającą historią?
Fabuła skupia się na tytułowej dziewczynie imieniem Suzume, nastolatce mieszkającej w małym nadmorskim miasteczku. Pewnego dnia podczas drogi do szkoły napotyka tajemniczego, przystojnego mężczyznę imieniem Sato. Szuka on porzuconych drzwi w okolicy. Ich poszukiwania prawie doprowadzają do trzęsienia ziemi. Żeby zapobiec kolejnym takim wydarzeniom, Suzume wraz z Sato wyruszają w podróż przez Japonię w celu zamykania kolejnych drzwi.
Historia może i brzmi absurdalnie, ale wbrew pozorom ogląda się ją bardzo przyjemnie. To pewnego rodzaju love story z bardzo wyeksponowanymi elementami fantastycznymi. Bardzo nietypowe, ale nadal love story. Widowiskowy akt pierwszy od razu wciąga widza w wir wydarzeń, które eskalują do finału wyjętego wręcz z opowieści fantasy. Drugi akt to zmyślne wymieszanie akcji oraz chwil spokoju, w których możemy bardziej poznać bohaterów i się z nimi zżyć. Są tam też zręcznie wplecione odniesienia do japońskiej kultury i obrazu życia codziennego na prowincji. Shinkai potrafi wszystko to połączyć w świetną całość, a elementy z kraju kwitnącej wiśni wyróżniają opowieść na tle innych wyświetlanych obecnie w kinach.
Mógłbym się jedynie przyczepić do fragmentu w mniej więcej dwóch trzecich filmu. Wtedy kilka razy można odczuć, jakbyśmy zbliżali się do finału historii, jednak film pędzi dalej do kolejnego podobnego momentu. Na szczęście długo to nie trwa i w końcu na horyzoncie zarysowuje się prawdziwy punkt kulminacyjny produkcji.
Suzume vs Daijin
Jeśli widzieliście poprzednie produkcje tego autora, to wiecie jakich postaci się spodziewać na ekranie. Nie są one może jakoś szczególnie rozbudowane, jednak zawierają w sobie pewną głębię, problemy oraz traumy, które muszą przepracować. Najlepszym przykładem jest główna bohaterka. Suzume jako uczennica zmaga się z typowym uczniowskim życiem oraz okresem dojrzewania. Oprócz tego cały czas przeżywa również tragiczną śmierć matki wy wyniku tsunami, które odebrał dziewczynie praktycznie wszystko. Wpływa to na nią, a echa tego widzimy w miarę rozwoju historii.
Reszta postaci nie zostaje tak bardzo rozbudowana jak Suzume. Jednak między wierszami możemy wyczytać, jakie wydarzenia wpłynęły na to, kim są dzisiaj i dlaczego się zachowują w taki, a nie inny sposób. Sota na początku tajemniczy, w drugiej połowie filmu zyskuje jeszcze więcej ludzkiej twarzy. Dzięki temu możemy bardziej się z nim utożsamić oraz poczuć, że to bohater z krwi i kości. Ciotka wychowująca Suzume martwi się o nią, jednak jej życie nie ułożyło się po jej myśli i nie zawsze jest z tego powodu zadowolona. Mógłbym tak jeszcze przez kilka linijek tekstu opisywać kolejne postacie poboczne, lecz nie ma to sensu. Sprowadzają się one do tła, które albo uzupełnia wątki i dodaje światu głębi, albo jako za element fabularny popychający historię powoli do przodu.
Drzwi do świata sztuki
Warstwa wizualna to prawdziwe arcydzieło. Osoby zaznajomione z twórczością Shinkaia wiedzą, jak wysokiego poziomu mogą się spodziewać i z pewnością się nie zawiodą. Każdy kadr jest stworzony z dbałością o detale do tego stopnia, że można by film zatrzymać w dowolnym momencie, zrobić zdjęcie i powiesić na ścianie ten piękny obraz. Shinkai potrafi stworzyć zapierające dech w piersiach krajobrazy niczym z galerii sztuki. Nie boi się przy tym pomysłowych ruchów kamery i widowiskowych zabiegów artystycznych.
Równie wysoki poziom trzyma ścieżka dźwiękowa autorstwa zespołu RADWIMPS. Potęguje ona emocje i powoduje, że wiele scen będziemy pamiętali jeszcze na długo po seansie. Szczególnie wyróżnia się tutaj główny utwór produkcji, czyli po prostu „Suzume”. Mógłbym się jedynie przyczepić do faktu, że piosenki z „Kimi no na wa” bardziej były zespolone z emocjonalnymi wydarzeniami, przez co po seansie wywołują więcej emocji niż te z „Suzume”. Niemniej jednak warto sprawdzić ścieżkę dźwiękową nowego filmu Matoko Shinkaia.
Suzume no Tojimari
Matoko Shinkai ponownie stworzył arcydzieło swojego gatunku. „Suzume” to przepiękny film, ze wzruszającą historią, zapierającą dech w piersiach animacją oraz świetną ścieżką dźwiękową. Jednak czy to jego najlepsza produkcja? Dla mnie nadal wygrywa „Kimi no na wa”. Jednak „Suzume” to jeden z jego najlepszych filmów. Jest to również bardzo dobry wybór, jeśli chodzi o osoby, którym zwykle nie jest po drodze z japońską animacją. Gdybym tylko mógł, to wystawiłbym „Suzume” znak jakości Radia Meteor. Serdecznie polecam wybrać się na seans, tylko pamiętajcie, żeby wziąć ze sobą chusteczki.
Po więcej ciekawych tekstów ze świata kultury zapraszamy tutaj – meteor.amu.edu.pl/programy/kultura