Herkules Poirot to genialny detektyw z powieści Agaty Christie. Nie dziwi zatem, że jest to również główna postać w filmowej adaptacji jej książki pt. „Śmierć na Nilu”. Kenneth Branagh postanowił zabrać widzów w kolejną kryminalną podróż. Podobnie jak podczas tworzenia „Morderstwa w Orient Expressie”, również i tym razem wcielił się zarówno w rolę reżysera, jak i w postać rezolutnego Poirota.
Urok, klasa i śmierć
Przyzwyczajeni do mrocznych i brutalnych filmów kryminalnych widzowie zdecydowanie mogą być zdziwieni stylistyką najnowszego filmu Branagha. Przywiązany do tradycyjnego klimatu powieści „Śmierć na Nilu” autor stworzył bowiem dla swojej opowieści tło wręcz ociekające retro pięknem.
Mamy zatem cudowne, pełne słońca egipskie krajobrazy, piękny stylizowany jacht, dodające wdzięku sukienki, doskonale skrojone garnitury i dopracowane fryzury. Pomiędzy tymi uroczymi widokami natomiast pojawia się trup, do tego nie jeden!
Coś nowego, coś starego
Film „Śmierć na Nilu”, który swoją premierę miał 11 lutego 2022 roku, nie jest pierwszą adaptacją książki kultowej pisarki. Czy możemy zatem spodziewać się w niej czegoś nowego? Być może wielu teraz zawiodę, jednak niestety nie.
Nie można tutaj liczyć na zaskakujące zwroty akcji, a całość fabuły, nawet bez znajomości powieści, jest raczej dość przewidywalna. Podręcznikowa wręcz poprawność, zakładająca wprowadzenie, kilka zwrotów akcji i jej rozwiązanie, sprawia, że widzowie niemal bezbłędnie mogą domyślić się, co ich czeka dalej.
Oczywiście jak to z adaptacjami bywa, trochę odjęto, nieco również dodano. Nie można jednak ująć Kennethowi Branaghamowi faktu, że doskonale oddał klimat, jaki miała książka Agathy Christie. Z niemałą przyjemnością możemy obserwować sielankę wyższych sfer, niewymuszoną elegancję i grę pozorów.
Dodatkowo zdecydowanym atutem filmu są przepiękne kadry, za które odpowiadał Haris Zambarloukos. Oddać mu trzeba, że spisał się znakomicie. Zapierające dech orientalne krajobrazy, przemyślane przejścia i doskonałe ujęcia sprawiają, że całość nabiera wspaniałego klimatu. Z pewnością też podbijają serca widzów, podnosząc tym samym ocenę filmu.
Miłość i śmierć
Czy da się stworzyć kryminał, który w niemal każdej swojej cząstce jest przepełniony historiami miłosnymi? „Śmierć na Nilu” jest doskonałym dowodem na to, że jest to możliwe. Szczególnie jeśli w roli głównej wystąpi człowiek, który przez swoje życiowe zawirowania miłości zupełnie się wyrzekł. Taką postacią jest właśnie przedstawiany w filmie Branghama Herkules Poirot. Poznajemy go jako rezolutnego młodego żołnierza. Natomiast, gdy spotykamy go po raz kolejny, jest już rozpoznawanym detektywem. Jak dotarł do tego momentu życia, odczytujemy z okruchów historii, jakimi raczy nas z ekranu.
Jednocześnie cały film opiera się na miłości. Tej łamiącej konwenanse i przenikającej przez podziały klasowe. Namiętnej i szalonej. Dojrzałej i młodzieńczej. Powszechnie akceptowanej oraz takiej, z którą trzeba się kryć. Zapewne udałoby się znaleźć nawet więcej słów na opisanie całej mozaiki uczuć, jakie widzimy pomiędzy bohaterami filmu. Tym samym, mimo że nie jest to film o miłości, zdecydowanie przenika ona całą fabułę. Co więcej, jest swoistym spiritus movens działań podejmowanych przez poszczególne postacie.
Czym nas zaskoczysz Herkulesie?
Są filmy, o których trudno powiedzieć, że są jednoznacznie złe lub definitywnie dobre. Podobnie jak z ludźmi — trzeba wziąć pod uwagę tyle czynników, że czasem nie sposób podjąć decyzji. Dokładnie tak ma się sprawa ze „Śmiercią na Nilu”.
Zatem, jeśli chcecie odkryć historię eleganckich wąsów Poirota, nacieszyć oczy cudownymi kadrami i zobaczyć, że kryminał nie musi być mroczny i brutalny – wybierzcie się na najnowsze dzieło Kennetha Branghama. Nie nastawiajcie się jednak na wartką i pędzącą niczym lawina akcję. Będzie to raczej spokojne dryfowanie wraz z rozwiązującą się na waszych oczach zagadką.
Natomiast, jeśli klimat ubiegłego wieku przypadł wam do gustu, to sprawdźcie również inne nasze polecenia filmowe. Znajdzie tam recenzję takich perełek jak „King’s Man: Pierwsza misja” czy „Zaułek koszmarów”