Muzyczne podsumowanie roku 2021 – alternatywa (zagranica)

5. Hiatus Kaiyote — Mood Valiant

Z referencjami od starych mistrzów (Prince, Erykah Badu, Questlove) australijski kolektyw — po 6 latach hiatusu — pojawił się w valiantowym nastroju, w koncyliacyjnej szarości między czernią i bielą wozów matki Nai Palm, wokalistki i gitarzystki grupy z Melbourne. Życie uczy nieufności do projektów, które wydawane są częściej niż dwa lata. Sztuka wymaga czasu. Mood Valiant kontynuuje trademarkową eklektykę spod znaku postmodernistycznego genre fluid (nie mylić z gender fluid). Dla wspomnianej frontmanki jest to longplay szczególny, którego nagrywanie przeciął zdiagnozowany rak piersi. Jeżeli jest coś więcej w banale, że wielką sztukę rodzą smutni ludzie, obsesja śmierci, o której mówiła w wywiadach Palm, wywołała eteryczne jak róża przerzucona nad ogrodem nagrania (Sip into Somethin Soft) czy domatorskie blusisko (Red Room), a z pewnością jedną z najlepszych płyt 2021. (Gabriel Michał)

4. Mac Ayres — Magic 8ball

Mac Ayres, czyli biały człowiek grający — jak przed nim Page, Clapton, Allman czy Richards — muzykę czarnych braci i sióstr, wydał na początku minionego roku Magic 8ball, osiem kompozycji z ducha Steviego Wondera (Sometimes), doo-woopowych antenatów (Brand New) czy nagrań r&b z przełomu wieków (Where You Goin’ Tonight?). Ayres jest throwbackiem — zdaje się mówić, że Pokolenie Y nigdy nie będzie tak cool, jak ich dziadkowie i rodzice. Pewnie ma rację. (Gabriel Michał)

3. Garbage – No Gods No Masters

Butch Vig po raz kolejny udowadnia, że potrafi wykorzystać swoje producenckie doświadczenia w tworzeniu muzyki na najwyższym poziomie. Najnowsza płyta Garbage jest dużo lżejsza brzmieniowo chociażby od poprzedniego albumu, a podczas jej odsłuchu dosłyszeć można nie tylko charakterystyczne dźwięki przypominające twórczość Viga, ale też brzmienia nowej fali, elektroniki czy alternatywnego popu. Z kolei warstwa liryczna wymaga od słuchaczy większego skupienia się na problemie. Krytyka wielkich korporacji, nierówności płci, rasizmu czy patriarchatu to jedynie kilka przykładów poruszanych przez wokalistkę Shirley Manson, która na co dzień pozostaje aktywistką i feministką, co widać i słychać w jej tekstach. Pomimo długiego już stażu, członkowie Garbage wciąż tworzą świeże i nowoczesne projekty, pozwalające nie tylko się bawić, ale też krytycznie myśleć. (Julia Kanas)

2. Manchester Orchestra – The Million Masks of God

Manchester Orchestra wkłada maski, by zajrzeć w twoją duszę. The Million Masks Of God to świetne dopełnienie krążka A Black Mile To The Surface i zarazem najbardziej osobisty i emocjonalny album zespołu. To opowieść o życiu i śmierci oraz o tym, jak bardzo mogą być skomplikowane. Cały album wypełniają upiorne, emocjonalne melodie, ale utwory nigdy nie są ponure. Zamiast tego pocieszają i triumfują. To piosenki dla każdego, kto kiedykolwiek czuł się zagubiony lub samotny. (Damian Olszewski)

1. Halsey – If I Can’t Have Love, I Want Power

Pisany w wyjątkowym okresie ciąży, pełny targających w tym czasie emocji, renesansowego klimatu i pięknej warstwy wizualnej. Podczas pracy nad najnowszym albumem Halsey postawiła na mieszankę, która mogła okazać się strzałem w dziesiątkę lub całkowitym niewypałem. If I Can’t Have Love, I Want Power udowodnił jednak, że jej zdolności muzyczne nie kończą się na dobrze przyjętym albumie Manic. To również dobry moment żeby bliżej przyjrzeć się biografii Halsey i zrozumieć jak szeroką paletą doświadczeń i emocji dzieli się za pomocą swoich słów i muzyki. Wielowymiarowe utwory, przeplatające ze sobą surowe, wręcz średniowieczne klimaty i elektroniczne dźwięki łączą się z filmem, który został przygotowany specjalnie na tę okazję. Album, na który początkowo składało się 13 utworów, został niedawno rozszerzony o 3 kolejne kompozycje. Obszerna recenzja tutaj. (Julia Kanas)