Slayyyter – STARFUCKER (2023) [recenzja]

Spacer nago po Hollywood Boulevard, twarde narkotyki, operacje plastyczne i złamane serca. Wszystko to i więcej wybrzmiewa na Starfucker, drugim studyjnym albumie amerykańskiej wokalistki Catherine Garner, lepiej znanej pod pseudonimem Slayyyter. Prowokacyjna artystka popowa odchodzi nieco od swojego wcześniejszego brzmienia oraz persony. Powraca jednak z charakterystycznymi dla siebie bezpośrednimi tekstami o mrocznej fantazji sławy i pieniędzy. Na 35 minut artystka odchyla aksamitną kurtynę strefy VIP. Obnaża siebie (dosłownie i figuratywnie) oraz wszystko co dobre, złe i brzydkie w jej świecie.

Z solarium na salony

Idealne odzwierciedlenie oryginalnego wizerunku i inspiracji Slayyyter stanowi sam sposób, w jaki pierwotnie osiągnęła ona rozgłos wśród szerokiej bazy odbiorców. W 2019 r. – czternastosekundowy fragment jej utworu Mine rozszedł się po mediach społecznościowych, szybko docierając do społeczności popowych fanatyków Twittera. Wydany przez nią w tym samym roku mixtape czerpie właśnie z kultu gwiazd popu lat 2000. i internetowej kultury tamtej ery, na okładce prezentując artystkę w łóżku opalającym, niczym znaku minionego czasu. Na Starfucker jej wizerunek ulega zmianie – tanie dyskoteki zamienia bowiem na czerwone dywany, a beztroskie imprezowanie na hollywoodzkie libacje.

Ewidentnym jest wpływ przeprowadzki z Michigan do Los Angeles i zasmakowania popularności oraz celebryckiego luksusu na tematy podejmowane przez Catherine. Mimo jej oczywistej pasji do splendoru pozostaje ona bystrą obserwatorką swojego otoczenia, zważającą na jego pułapki. O swoim hedonistycznym trybie życia Slayyyter opowiada bezpośrednio i z niczym niezmąconą pewnością siebie. Balansuje pomiędzy satyrą a szczerością, pochwałą a krytyką. Dzięki temu nigdy nie można być pewnym, czy jej teksty w rzeczywistości stanowią gorzką parodię, czy gloryfikację własnej treści.

Legs, sex, party, drugs

Zmianie ulega również samo brzmienie Slayyyter. Elementy bubblegum pop i cukierkowe, elektroniczne akcenty obecne na jej wcześniejszych projektach w większości zanikają. Single poprzedzające wydanie płyty to klubowe kawałki z zacięciem disco i misternie skonstruowaną produkcją. Miss Belladonna świetnie daje wyraz dramatycznej, teatralnej personie przybranej przez piosenkarkę (He lives for love and I live for drama). Na Erotic Electronic wokalistka deklamuje chyba najbardziej zapadający w pamięć wers na całym albumie – Three more seconds ‘til I get naked – na tle uzależniającego beatu techno.

Slayyyter wie jednak, kiedy zamienić ostentacyjny, teatralny styl na momentami niedorzeczny, ale efektywny humor. Otwierające album I Love Hollywood jest niczym nieocenzurowana wersja Hollywood Mariny And The Diamonds, wprowadzające słuchacza w świat przedstawiony Fabryki Snów skrawkami dialogów. (I’ve never done a drug in my life/you’re doing coke right now). Zdekonstruowany elektroniczny beat oraz przekorne i pełne charakteru wokale czynią Purrr jedną z wielu hiperpopowych perełek w dyskografii artystki. Plastic to prowokacyjny, satyryczny manifest ku chwale chirurgii plastycznej, stanowiący dla Slayyyer pole manewrowe do zabawy słowem, koncepcją i parodią. (Brand new tits/Give me a little injection/My doctor made it look like this).

Slayyyter i jej amerykański sen

Starfucker nie jest albumem gruntownie innowacyjnym lub eksperymentalnym dla Slayyyter. Nie oznacza to jednak braku weny ani artystycznego bloku. Wręcz przeciwnie, to oznaka pewności siebie i komfortu artystki w swoim brzmieniu i poruszanej tematyce, która dla tak wielu w jej pozycji wiązałaby się właśnie ze zwątpieniem oraz zażenowaniem. Catherine z równie wysoko podniesioną głową śpiewa o podbijaniu sceny i ubieraniu się u Prady, jak o cierpieniu i czuciu się wykorzystywaną przez otaczający ją dziwaczny świat rodem z drugiej strony lustra. Starfucker odczytać można jako amerykański sen w jej autorskim wydani. Bez zważania na zdanie innych i to, co ich uszczęśliwia, a co odrzuca. Nie pozostaje nic, tylko razem z nią oderwać się nieco od rzeczywistości. Dać się ponieść niebezpiecznej fantazji i po drodze choć na chwilę zapomnieć o oczekiwaniach innych.

Ola Wilk