Seven Phoenix – Acapulco [Recenzja]

Tymek powraca ze swoim pobocznym projektem jako Seven Phoenix. Acapulco to płyta elektroniczna, ale również eksperymentalna.

seven

Seven Phoenix a Tymek

Seven Phoenix to projekt poboczny jednego z najpopularniejszych raperów w Polsce, czyli Tymka. Niewiele osób o tym wie, co już w sumie pokazują nam same liczby. Odsłuchania na Spotify nie przekraczają czterdziestu tysięcy, a album ma już prawie dwa tygodnie. Przy tym czasie, Tymek zebrałby ich zdecydowanie więcej.

Inną kwestią jest sam styl muzyczny, czy też forma. Seven Phoenix to już z samego założenia projekt niekomercyjny. Tymek ma się przypodobać publiczności – a Seven Phoenix ma być artystycznym szybem wentylacyjnym, odskocznią. Dlatego nie znajdziemy u niego radiowych czy klubowych hitów. Wszystko zamyka się w elektronicznych eksperymentach, które są mniej lub bardziej słuchalne.

Muszę się przyznać, że twórczość Tymka jako Seven Phoenix nigdy nie przypadła mi do gustu. Albumy były bardzo artystyczne, a przez to trudne w odbiorze. Zdecydowanie nie jest to muzyka na każdy humor. Trzeba być odpowiednio nastawionym na odbiór takiego przekazu. Jednak Acapulco miło mnie zaskoczyło.

Acapulco

Acapulco to płyta elektroniczna, która potrafi ukoić, jak i zaprowadzić totalny chaos. Teksty są artystyczne. Zawierają wiele metafor, przez co wielu ludzi uzna, że jest to „bełkot” lub po prostu „wokalna ilustracja” do instrumentali. Część z nich faktycznie brzmi, jakby artysta odleciał bardzo daleko i trudno znaleźć myśl przewodnią tego, co chciał przekazać. Jednak są też takie utwory, do których teksty pasują i da się z nimi utożsamić. Powiedziałabym wręcz, że gdy się je czyta, to przypominają bardziej wiersze niż słowa piosenek. Do tej kategorii zalicza się kilka pierwszych kompozycji na albumie. Będą to nuka, Acapulco, 42000, kompso czy zamykający krążek Eros. I pod względem całości kompozycji – to waśnie te utwory są moimi faworytami.

Pozostałe kawałki to nieco więcej eksperymentu. Znajdziemy tam trochę elektronicznego chaosu, trapu czy nawet rapu. Bo wypada zaznaczyć, że Seven Phoenix w większości piosenek śpiewa, dlatego przeskok do rapu jest w tym przypadku czymś egzotycznym. Nie jestem do końca przekonana do lirycznej strony tych kawałków, ale całkowicie kupuję instrumentale. Trzeba przyznać, że album Acapulco jest świetnie wyprodukowany i z wielką chęcią posłuchałabym go bez wokalu artysty. Kompozycyjnie jest to mini arcydzieło elektroniczne. A ja ukochałam sobie właśnie taki typ brzmienia do nauki, czy po prostu skupienia się na czymś.

Krążek wart sprawdzenia

Jeśli wcześniej nie wiedzieliście, że Tymek występuje również pod pseudonimem Seven Phoenix to myślę, że album Acapulco będzie świetnym projektem na początek, aby się z nim zapoznać. Częściowo nie odbiega on aż tak bardzo brzmieniowo od tego, co Tymek pokazał na swoim ostatnim krążku pt. Odrodzenie. Myślę, że dla fanów artysty będzie to ciekawostka, a być może i to oblicze artysty im się spodoba. Osobiście – tak, jak nie kupowałam singli wydawanych przez Seven Phoenix’a, tak Acapulco uważam za wartościowy krążek, który zdecydowanie trzeba sprawdzić.

Po więcej ciekawych tekstów ze świata muzyki zapraszamy tutaj – meteor.amu.edu.pl/programy/magmuz/