PJ Morton, znany szerszej publiczności jako ten czarny brat z Maroon 5, znajomym jako Paul, a niektórym słuchaczom jako nowy Stevie Wonder, powraca z krótkich wakacji. Sztuka podobno nie lubi pośpiechu — Morton błogosławi świat siódmym wydawnictwem w ciągu pięciu lat.
Rzecz winna skończyć się źle: wydaje się, że facet wypuszcza jak leci wszystko, co zarejestruje w studio. Znane są również truizmy o słynnym, szybko zmieniającym się świecie czy cierpliwość Suwerena i labelów. Ale to już inna historia.
PJ Morton i historia pewnego beefu
Ta historia sięga dni, kiedy Morton wybrał romantyczną drogę solisty. Nie porzucił jednak komunalnego grania z Adamem Levinem i spółką. Gra z nimi do dzisiaj, w tych tzw. popandemicznymi czasach. Nie byłoby żadnego problemu, gdyby Pan PJ potulnie i posłusznie przybrał pozę thuggera i tworzył muzykę będącą w stałej rotacji mainstremowych stacji. Dla chcących łączyć docere z delectare — tak właśnie został zgrabnie streszczony konflikt w konfesyjnym numerze Claustrophobic. Na pewno żaden rasowy CEO, znający survivalowe warunki przemysłu kulturalnego, nie da się zwieść romantycznym wizjom „autentystów” czy „naturalistów” z ich świętym hasłem „bycia sobą”.
Obrazek na nasze czasy. Kolejny odcinek gnostycznej opowieści o uwięzionych w złym świecie artystach, których portfolio dodatkowo krępowane jest przez barbarzyńskie zasady popytu i podaży. PJ Morton, wielki fan autentyczności, porzucił silikonowe L.A. i wrócił, skąd przyszedł. On i jego muzyka — do Nowego Orleanu.
PJ Morton i Nowy Orlean, Luizjana
Muzycy z Nowego Orleanu przychodzą na ten świat z długiem. Wychowała ich ziemia uchodząca za kolebkę muzyki rozrywkowej, na czele z jazzem, który — wydaje się — już dawno rozrywkowym nie jest. PJ Morton w 2016 zakłada Morton Records i jego sumptem wydaje wszystkie swoje prace. Nie troszczy się o wizje tych wścibskich Panów w garniturkach. Płodzi w 2017 roku swój najlepszy do dziś album, Gumbo. Rok później sterylizuje go i wydaje w wersji unplugged. W planach Paula Mortona miał to być krążek pożegnalny, rozstanie ze sztuką, która zbyt przypominała mu dolarowy biznes.
Reszta jest historią — Gumbo wyznaczyło nową drogę dla syna pewnego baptystycznego pastora.
Watch The Sun
Pod koniec kwietnia, 609 dni po ostatnim longplayu, Gospel According to PJ, Paul rzuca w świat Watch The Sun. Jedenaście nagrań zawiadywanych przez jego rozpoznawalne elektryczne klawisze jest kolejną wariacją na temat znanego od circa 2017 roku grania.
Chwała Mortonowi za odkurzenie nazwisk przechodzących teraz przez proces pomnikowy: Jill Scott, Steviego Wondera i El DeBarge. Niesmakiem można obejść się przysłuchując się parareggae’owego grania na kawałkach z Chronixx czy Walem. Nie są to nagrania, które zasługują na potępienie. Suweren rozumie znakomicie, że Nowy Orlean był pionierem multikulti. Jednak PJ Morton brzmi na tych numerach w nieoczywisty sposób.
Lepiej, jednak się na to nie skarżyć. Muzyk może znów czuć się szufladkowany. A za tym, jak wiemy, nie przepada.
Po więcej ciekawych tekstów ze świata muzyki zapraszamy tutaj –> https://meteor.amu.edu.pl/programy/magmuz/