Muzyczne podsumowanie roku 2021 – rock (zagranica)

Wolf Alice fot. materiały prasowe

Jak powszechnie wiadomo muzyka rockowa to wymysł anglosaski. W związku z tym sprawdzamy czy w tej nieco wyeksploatowanej konwencji wciąż można odnaleźć coś zaskakującego.

5. Gojira – Fortitude

Tak powinno robić się metal progresywny! Francuska grupa w 2021 powróciła z albumem Fortitude, który z miejsca wskoczył do mojej topki. Dobrze przemyślane riffy, świetna sekcja rytmiczna i dobitne teksty składają się na nowy album grupy. Świetnie przyjęty zarówno przez krytyków jak i fanów Gojiry. Śmiało można nazwać ten album powiewem świeżości na scenie metalowej, która dziś opiera się głównie na odgrzewanych kotletach. Jeżeli nie słuchaliście tej pozycji to koniecznie musicie to nadrobić! (Antoni  Szot)

4. Wolf Alice – Blue Weekend

Wolf Alice to formacja, która wciąż mało dostrzegana jest w naszym kraju, choć u siebie zapraszani są na największe festiwale. Blue Weekend to najdojrzalsza odsłona brytyjskiego kwartetu. Jak przystało na zestawienie rockowe nie brak tu mocniejszych akcentów jak Smile czy punk rockowe Play The Greatest Hits, jednak tym co tak naprawdę zachwyca w tej płycie to piękne ballady. Urzekający głos Ellie Roswell doskonale łączy się z oniryczną muzyką, dzięki czemu otrzymujemy tak poruszające rzeczy jak: Delicious Things czy Last Man On Earth. Tej płyty trzeba smakować nocą. (Jakub Wiąz)

3. Idles – Crawler

Czwarty longplay Idles to niezwykle mroczny, bijący chłodem i brutalnością minimalizmu album. Skrzeczące przestery świetnie kontrastują z niezwykłą rytmiką krążka, za którą odpowiedzialny jest hip-hopowy producent muzyczny Kenny Beats. Każdy element – od przytłaczającego basu Adama Devonshire po chrapliwy wokal Talbota – współgra ze sobą, zapewniając mocną dawkę wysokooktanowych brzmień. Genialny album, który nie daje się jednoznacznie ująć w gatunkowe ramy. (Damian Olszewski)

2. Royal Blood – Typhoons

Najnowszy krążek brytyjskiej formacji stanowi udaną ewolucję motywów znanych z ich poprzednich płyt. Na Typhoons nadal usłyszymy garażowe, surowe brzmienia, za które publiczność pokochała duet w 2014 roku. Natomiast stara formuła podana jest w nowych aranżacjach. Mocna perkusja Bena Thatchera świetne współgra z syntezatorowymi wstawkami, a efekt jest niezwykle… taneczny. Z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że trzeci album Brytyjczyków jest ich najlepszym dziełem. (Damian Olszewski)

1. Foo Fighters – Medicine At Midnight

Foo Fighters pomimo kilkudziesięciu lat na scenie nie zwalniają tempa! Ich nowy, dziesiąty już krążekłączy w sobie nawiązania do popu i muzyki tanecznej z klasyczną dla zespołu ciężkością. Piosenki takie jak No Son of Mine czy Shame Shame pokazują, że Dave Grohl i spółka dalej potrafią kreatywnie podejść do swojego brzmienia – nowe, lekko taneczne brzmienie, potrafi zaskoczyć nawet najwierniejszych fanów. Zespół na pewno na tym nie poprzestanie, a sam album będzie wspominany po latach jako solidny punkt ich dyskografii. Medicine at Midnight to pozycja zdecydowanie skierowana nie tylko do miłośników Foo Fighters, ale do szerokiego grona osób, którym rock jest bliski. (Bogumił Stachowicz)