Po plus – minus pół roku od wydania Motodrome, MO prezentuje rozszerzoną wersję swojego trzeciego albumu. Dodsdrom to cztery dodatkowe kawałki na playliście krążka.
MO – Motodrome
W styczniu, MO wypuściła swój trzeci długogrający album pt. Motodrome. Krążek nie był wybitny czy przełomowy. Taki zwykły średniak do puszczania w tle. Dla samej piosenkarki, ten album był wypadkową zmian w jej życiu, które ostatecznie przełożyły się także na jej twórczość. Ostatecznie pod kątem poprzedniego wydawnictwa od MO, Motodrome wydaje się mieć „syndrom drugiej płyty”. Choć w tym kontekście, to po prostu niesprostanie oczekiwaniom i wysoko zawieszonej poprzeczce przez Forever Neverland.
Dodsdrom
Choć nie powinno się oceniać dzieła po okładce, to ja odważę się napisać kilka zdań. Osobiście, cover albumu Dodsdrom to chyba najbrzydsza okładka jaką w życiu widziałam. Grafika napawa mnie wręcz lękiem i niepokojem. Sprawia, że zastanawiam się, jak zły trip musiał ktoś przeżyć, aby coś takiego wymyślić, a później stworzyć. Jest to moja subiektywna opinia, której musiałam dać wyjść z mojej głowy. Uważam, że za sprawą samej okładki, raczej nikt nie skusi się, aby sięgnąć po rozszerzoną wersję krążka Motodrome. A jak jest z zawartością?
Otwierający kawałek pt. Spaceman chyba miał przede wszystkim dopasować się do wspomnianej przeze mnie okładki – a nie do zawartości reszty projektu. Utwór całkowicie nie pasuje do tego, co możemy znaleźć na podstawowej wersji albumu, jak i również do pozostałych dodatkowych kompozycji. Pomimo zwrotek, które są w stylu MO, to całość produkcji gryzie w ucho za sprawą chaotycznych, hyperpopowych refrenów. Piosenkarka zdecydowała się umieścić nowe kawałki na początku albumu, co nie jest tradycyjną praktyką, w której dodatkowe utwory lądują na końcu krążka. To posunięcie może automatycznie zniechęcić potencjalnego słuchacza do zapoznania się z całością albumu. Tym bardziej, że jest to jedyna tak „odjechana” piosenka na całej płycie.
Na dobrą sprawę, każdy z nowych utworów jest od siebie inny. Może nie całkowicie, ale jednak. Najciekawszym spośród nich jest True Romance, który idealnie wpisuje się w całość pierwotnego zbioru piosenek. Bad Mood jest trochę jak wyjęty z poprzedniego wydawnictwa od MO, czyli Forever Neverland, a to wszystko za sprawą charakterystycznych chórków. Ostatni utwór pt. Real Love jest najspokojniejszy i wpisuje się w brzmienia jeszcze wcześniejszego projektu od MO. Jednym słowem, trochę bałagan.
Przypadkowe cztery piosenki
Sam Motodrome nie był fenomenalnym dziełem. Dodsdrom ani nie dopełnia pierwowzoru, ani go nie ratuje. Wydaje się, jakby piosenkarka przypadkowo wrzuciła jakieś cztery kawałki, tylko po to, aby wypuścić kolejną wersję albumu, a nie po to, aby faktycznie zwiększyć jego artystyczną wartość. Jestem w stanie uwierzyć, że jedynie True Romance było napisane wprost na Motodrome, ale ostatecznie z niego wyleciało. Jeśli traficie na ten krążek poprzez jego rozszerzoną wersję to proszę, nie zniechęcajcie się po pierwszym, otwierającym kawałku. Ten krążek sam w sobie nie jest zły. Jednak mógłby spokojnie egzystować bez Dodsdrom.
Po więcej ciekawych tekstów ze świata muzyki zapraszamy tutaj – meteor.amu.edu.pl/programy/magmuz/