Punktualnie o północy pierwszego października na serwisach streamingowych pojawił się Młody Matczak. Mata zbudował wokół tego albumu tak ciekawą atmosferę i dobrze przemyślaną kampanię marketingową, że już w przedsprzedaży album pokrył się podwójną platyną. Czy album spełnia oczekiwania? A może hype na niego jest przesadzony? Przekonajcie się sami.
Mata lubi się powtarzać
Pod koniec marca tego roku na kanale SBM Label pojawił się singiel, który zapowiadać miał nowy album rapera. O Patoreakcji stało się głośno m. in. dlatego, że Mata groził uszkodzeniem dziąsła prezesowi jednej ze stacji telewizyjnych. Po tej premierze zacząłem oczekiwać, że na Młodym Matczaku nie będziemy słuchać o piciu alkoholu, paleniu zioła i jego przyrodzeniu. W większej mierze zostało to spełnione, ponieważ tym razem o tych rzeczach nawija tylko okazjonalnie. I tak było to dla mnie lekkim, może negatywnym, zaskoczeniem zważywszy na to, że single promujące album raczej unikały tych tematów, przez co mogłem oczekiwać dojrzalszego wydźwięku płyty. Wyjątkiem był numer Skute Bobo, o którym wiadomo było w sumie niewiele. Były nawet głosy, że ten numer jest pstryczkiem w nos fanów i nie pojawi się na albumie. Miał za tym przemawiać fakt, że piosenka nie pojawiła się na oficjalnym kanale wytwórni tylko na kanale Gombao33.
Warto dodać, że Skute Bobo nie jest wydane pod ksywą Maty. Wykonawca podpisuje się tam jako Skute Bobo co mogło tworzyć kolejne przypuszczenia na temat tego, że ten numer jest osobnym tworem, który nie będzie miał oficjalnej premiery.
Coś o trackliście
Młody Matczak zawiera łącznie 21 tracków, z czego pięć z nich to tzw. skity trwające od dziesięciu sekund do minuty. Przede wszystkim odnoszę wrażenie, że dodali je na siłę. Jeden z tych tracków, który nazywa się skit jest po prostu minutą ciszy. Płyta śmiało mogłaby obejść się bez tych pozycji. Jednak jeżeli ten aspekt pominiemy, to płyty słucha się naprawdę przyjemnie. Moją sympatię szczególnie kupił kawałek La La La (oh oh). Wypuszczony w lipcu z gościnnym udziałem White’a 2115 był obowiązkową pozycją podczas każdej letniej imprezy. Na pewno warto zwrócić uwagę na takie Pozycje jak Szafir, Kurtz czy Blok. Ciekawym zabiegiem w wykonaniu Maty było wydanie Kiss Cam. Typowy lovesong, którego celem było trafienie do stacji radiowych. Oczywiście osiągnęli założony cel. Na pewno miało to niemały wpływ na to, że album już pokrył się podwójną platyną, a słupki sprzedaży cały czas rosną.
Już nie banan z Batorego
Porównując Młodego Matczaka ze 100 dni do matury zauważyć można progres tekstowy. O ile na swoim debiucie Mata sprawiał wrażenie bananowca tak na nowym wydawnictwie czuć, że dojrzał. Próżno znaleźć teraz teksty na tematy takie jak szkoła czy picie na schodach nad Wisłą. Nawet w numerze Blok, który jest o imprezie słychać poważniejsze podejście do tematu. Najbardziej dojrzałe numery na płycie to zdecydowanie Szmata, który porusza problem przemocy seksualnej i Kurtz na którym gościnnie udzielił się Taco Hemingway. W przypadku tego duetu dostajemy tekst pokazujący trudności bycia sławnym i problemów, które temu towarzyszą takim jak depresja, brak życia prywatnego czy fałszywe osoby dookoła nas. Mimo tego, że legendarne schodki mogłyby nosić jego imię, to nie ruszyłoby go to w ogóle. W tym numerze dorosłość wypływa z naszych głośników a gościnna zwrotka Taco tylko dopełnia wrażenia, że z lubiącego zażartować bananowego Maty wyrósł dostrzegający problemy życia codziennego i sławy Michał Matczak.
Oczywiście nie możemy powiedzieć o pełni dojrzałości. Aby mówić o tym, że ją osiągnięto z płyty trzeba by było usunąć trzy, może nawet cztery pozycje. Niemniej gdy porównujemy debiut do tego wydawnictwa nie możemy odmówić Michałowi, że jest zdecydowanie bardziej dojrzały niż był na początku zeszłego roku. Przede wszystkim dzięki tej płycie ostatecznie dobiec końca może postrzeganie rapera jako bananowego dzieciaka, któremu ojciec opłacił studio nagraniowe.
A kto na feacie?
Oprócz wyżej wspomnianych White’a 2115 i Taco Hemingwey’a Mata zaprosił Popka, Quebonafide i Malika Montanę. Ponadto na płycie możemy usłyszeć skład Gombao33 czyli grupa, w której Michał udziela się wraz ze swoimi znajomymi. W przeciwieństwie do poprzedniego albumu mamy tutaj szerszy zakres dobrze dobranych gości, z którymi zgranie jest na zadawalającym poziomie. Oczywiście raperzy to nie jedyni goście, których można usłyszeć na Młodym Matczaku. W Patoreakcji pojawia się również głos zmarłego niedawno lektora Tomasza Knapika.
Czyżby all inclusive?
Młody Matczak pod względem produkcji stoi na bardzo wysokim poziomie, co w SBM jest normą. Nie ma tam czegoś takiego jak nadprogramowa nutka. Muzyka świetnie współgra z warstwą liryczną. Tak jak już zdążyłem wspomnieć poruszane są problemy, które pojawiają się w życiu publicznym, a z których nie zawsze zdajemy sobie sprawy. Jeżeli odpowiednio się wsłuchamy w kolejne wersy możemy poznać prawdziwą cenę bycia sławnym, która jest wyższa niż może się nam wydawać. Wydane single ukazały nam tę bardziej dojrzałą stronę młodego rapera, która jest na albumie zdecydowania rozszerzona. Mimo tego, że nadal czuć w Macie pozostałości z mentalności nastolatka to myślę, że już nikt nie zarzuci mu, że sukces osiągnął dzięki temu, że ma bogatego ojca.
Trochę kontrowersji nie zaszkodzi
Ostatnim promującym płytę singlem był numer pod tytułem Szmata, który porusza problem przemocy seksualnej. Mata w teledysku wciela się w niewolnika i sam siebie nazywa męską prostytutką. Mimo, że piosenka i teledysk nie odbiły się aż tak szerokim echem w mediach to przyznać trzeba, że zarówno teledysk jak i sam utwór należy do tych z gatunku kontrowersyjnych.
Zdania są podzielone
Płyta Młody Matczak ma zarówno lepsze jak i gorsze momenty. Przede wszystkim należy zwrócić uwagę na to, że płyta nie trzyma się tematów szkolnych tylko wchodzi bardziej na dorosłe tematy takie jak polityka czy przemoc. Oczywiście mamy tam również nieco mniej przyziemne tematy, w których widać, że Mata po prostu się bawi muzyką. Hype na tę płytę mógł być faktycznie nieco przesadzony, bo nie dostaliśmy czegoś w stylu drugiej Kinematografii, ale nie można też powiedzieć, że dostaliśmy kompletny szajs. Trudno jednoznacznie ocenić tę płytę. Jedna osoba powie, że to płyta roku a druga nazwie ją kompletną porażką. Ja mogę śmiało powiedzieć, że dostałem więcej niż oczekiwałem, ale zabrakło mi jednak tej pełnej dojrzałości w tekstach, której mogliśmy się spodziewać po wydanych singlach. Mimo tego płyty słucha się naprawdę przyjemnie i na pewno będę wracał do poszczególnych pozycji z tego albumu.