Walt Disney i Pixar udowodnili już nam, że uczuciami obdarzone mogą być m.in. zabawki, samochody czy szczury. Co więcej, własne emocje posiadają nawet same emocje. A jak sytuacja ma się w przypadku Włochów? Na to pytanie odpowiada Luca.
Luca i o co tu chodzi
Najnowsza animacja studia zabiera nas w wycieczkę po włoskim Porto Rosso, które na pierwszy rzut oka nie wydaje się być nadzwyczaj wyjątkowe. Co innego, kiedy dowiecie się, że w jego pobliżu mieści się nieznana podwodna cywilizacja. To właśnie stamtąd pochodzi tytułowy Luca — potwór z głębin. Przez większość czasu wiedzie spokojnie, wręcz monotonne życie, mieszkając ze swoimi rodzicami i babcią, zajmując się rodzinnym gospodarstwem. Podwodni mieszkańcy starają się żyć z daleka od ludzkiego miasta i jak ognia unikają kontaktu z rybackimi łodziami. Sytuacja zmienia się, kiedy podczas pilnowania stada małych rybek, Luca zauważa przedmioty z miasta i poznaje wyzwolonego Alberto, który pokazuje mu życie na powierzchni. Dalszy ciąg wydarzeń doprowadza do poznania Giulii i planu udziału w wyścigu, z którego wygrana pozwoliłaby na zakup wymarzonej Vespy. Tymczasem mieszkańcy Porto Rosso wyznaczają nagrodę za uśmiercenie morskich potworów zauważonych w okolicy…
Debiut reżyserski
Enrico Casarosa, którego pracę w ostatnich latach można było zauważyć w Coco, Iniemamocnych 2 czy Toy Story 4 udowadnia, że jest gotowy na pełnometrażowy debiut reżyserski. Całość utrzymana jest w beztroskim klimacie dzieciństwa i późnych lat 50. Śródziemnomorskie wakacje, przygody w pełnym słońcu, a przede wszystkim bezgraniczna przyjaźń to przepis na dobrą animację według twórców Disney Pixar. Element szczególnie odróżniający Lucę od poprzednich produkcji to zdecydowanie styl, na jaki tutaj postawiono. Postaci narysowane są w sposób, mam wrażenie, bardziej przerysowany niż do tej pory. Raczej nie przepadam za tym stylem, jednak nie przeszkadzało mi to tutaj zbyt mocno. Oko cieszą zwłaszcza pastelowe krajobrazy i kulturowe odwzorowania Włoch sprzed niemal siedemdziesięciu lat.
Czy warto było czekać?
Słowem, które jako pierwsze przyszło mi do głowy po wyjściu z seansu jest — urocze. Właśnie tak opisałabym ponad półtoragodzinną podróż, w jaką zabrał nas Casarosa. Celem całej historii jest przede wszystkim udowodnienie, że odmienność to nic złego, a akceptacja to dar ludzi wyjątkowych i wartych bliższego poznania. Motyw piękny, choć z pewnością już dobrze znany fanom Pixara. Jako minus przedstawiłabym włoskojęzyczne wstawki w dialogach, które rozumiem, że miały wzbogacić klimat, jednak wyrywały mnie z niego całkowicie, kiedy nie potrafiłam zrozumieć wklejonego w zdanie słówka. Zabrakło tu też ścieżki dźwiękowej, która zapadłaby w głowie na dłużej niż chwilę po projekcji filmu jak w przypadku Toy Story lub Coco. Nie zmienia to faktu, że Luca to ciągle dobra animacja zarówno pod względem wizualnym jak i fabularnym. A zakończenie wzruszyło przynajmniej jednego pracownika kina, który nie widział nawet całości filmu.
Po więcej ciekawych tekstów ze świata kultury zapraszamy tutaj -> meteor.amu.edu.pl/programy/kultura/