Gdyby stopień więzów rodzinnych determinowany był częstotliwością spotkań, do Fisza albo Emade mówiłbym „wujku”, a reszta muzyków zasługiwałaby co najmniej na miano przyjaciół rodziny. Koncert Fisz Emade Tworzywo w Tamie był bowiem już moim szóstym w ciągu raptem ostatnich 2-3 lat. Moja ciekawość dla twórczości braci Waglewskich i spółki mimo wszystko nie maleje. Wręcz przeciwnie. Wraz z upływem lat i powolnym nabieraniem życiowej oraz kulturalnej dojrzałości, podoba mi się coraz bardziej.
Pożegnanie z Ballady i Protesty
Trasa, w ramach której Fisz Emade Tworzywo wystąpili w poznańskim klubie przy ulicy Niezłomnych, to trasa pożegnalna właśnie dla ostatniego albumu – Ballady i Protesty. Koncert rozpoczął jednak utwór trochę starszy, choć wciąż aktualny i związany z tematyką B&P – Parasol. Jeszcze parę miesięcy temu koncerty rozpoczynały Nie za miłe wiadomości, ale tym razem, tej piosenki w Tamie zabrakło. Zespół Waglewskich ma wybitną zdolność do wykonywania utworów jednocześnie śmiertelnie poważnych i podrywających do tańca albo choćby tuptania najbardziej zatwardziałych statyków. Tendencję taneczną kontynuowało przewspaniałe Muzyka jest o nas. Wcale nie obraziłbym się, gdyby cały koncert składał się z maniakalnie zapętlonych wykonań właśnie tego utworu. Ku uciesze innych fanów, tak jednak nie było.
Fisz Emade Tworzywo w komplecie
Niezwykle poruszającym momentem była chwila poświęcona Marcinowi Pendowskiemu. Basista, klawiszowiec – człowiek orkiestra. Przede wszystkim jednak integralna część Tworzywa i przyjaciel pozostałych członków zespołu. 9 czerwca 2021 krajowe media obiegła wiadomość wstrząsająca nie tylko dla fanów Fisz Emade Tworzywo, ale i w ogóle miłośników polskiej muzyki. Pendowski, po wypadku na motocyklu, z obrażeniami głowy trafił do szpitala, gdzie wprowadzono go w stan śpiączki farmakologicznej. Po miesiącach rehabilitacji wyczerpującej z pewnością nie tylko dla niego samego, ale i jego najbliższych, wrócił. Tama zadrżała od braw i okrzyków radości z powodu rekonwalescencji i powrotu Marcina na scenę. Sam odwdzięczył się jak zawsze świetną grą na każdym ze swoich instrumentów i nawet jemu chyba zakręciła się w oku łezka.
Fisz i mikrofon to jak makaron z pesto
To oczywiście cytat z Napoleona, utworu pochodzącego z albumu Zwierzę bez nogi. To właśnie to wydawnictwo rozpoczęło moją przygodę z Fisz Emade Tworzywo. Kiedy po raz pierwszy słuchałem Zwierza w grudniu 2011, oniemiałem. Tak głośnej, brudnej i złożonej muzyki 10-letni Kuba jeszcze nie słyszał. To była miłość od pierwszego słuchania. Mówię o tej erze w twórczości Fisz Emade nie przypadkowo. Po serii tanecznych hitów i świetnych improwizacjach zespół wszedł w sekcję hip-hopową. Polepiony i 30 cm to już utwory pełnoletnie. Nadal jednak brzmią świetnie i widać, że muzycy mają dużo frajdy z wracania do tak „retro” materiału. Sekcję rapowaną uzupełniły nowsze Szukam (połączone ze świetną solówką Michała Sobolewskiego) i w końcu Bieg.
Talent, talent i jeszcze raz talent
Nie mam w głowie ani jednego elementu koncertu, za który mógłbym skrytykować Fisz Emade Tworzywo. Uważam, że są oni na tyle utalentowani i uzdolnieni muzycznie (i lirycznie), że w każdym języku, w każdej sali i okolicznościach brzmieliby fantastycznie. Koncert w Tamie utwierdził mnie w przekonaniu, iż jest to zespół, mimo swej popularności, niedoceniany. Końcówka występu to znów pokaz umiejętności i wszechstronności muzyków. Od przejmujących utworów takich jak Wojna i Krew, po gorący Telefon i Pył.
Finałem było Ok Boomer, które, przyznaję, nie jest moim ulubionym utworem, ale to nie ja stanowię tu grupę docelową. Koncert fantastyczny, angażujący, a smuci tylko deklaracja Fisza, że na następny album poczekamy dłużej niż zwykle.
Po więcej ciekawych tekstów ze świata muzyki zapraszamy tutaj –> https://meteor.amu.edu.pl/programy/magmuz/