Joji 2020: Przekleństwo sławy

Joji – Nectar (Okładka Albumu)

Joji, muzyk o wielu twarzach i dość ciekawej i burzliwej historii, którego sława sięga początków internetowych trendów. Jedna z osób, której wyszła ucieczka z internetu do świata show-biznesu. Jednak z tym przyszła pewna cena, o której zaczął mówić już jakiś czas temu. W tym roku wyszło z niego o wiele więcej niż w wywiadach i tweetach. Mówię tutaj o trzech teledyskach, które w tym roku pojawiły się na YouTube, na kanale 88rising oraz o dwóch niemuzycznych filmikach z jego prywatnego kanału. Żeby to w pełni zrozumieć, trzeba najpierw wrócić do początków.

George Miller

George Kusunoki Miller urodził się w 1992 roku w Japonii. Ze względu na urodzenie się w dwujęzycznej rodzinie uczęszczał do międzynarodowej kanadyjskiej szkoły, gdzie też zaczął ze znajomymi nagrywać krótkie skecze i głównie komediowy rap. Nie był jeszcze znany i do sławy pozostała mu długa droga, ale tutaj się zaczęło – na kanale nazwanym DizastaMusic. Szkołę ukończył w 2012 roku. W wieku 18 lat wyjechał do USA, gdzie zaczął studia w Nowym Yorku. Wtedy też zdobył większą popularność. Przez swoją karierę Joji starał się zachować, chociaż częściową, anonimowość, przez co nie udostępniał za dużo informacji na temat swojego prywatnego życia.

AKA Fithy Frank/Francis Of The Filth

Prawdziwą internetową sławę Joji zdobył dopiero jako Filthy Frank, ale był już stopniowo poznawalny, jeszcze zanim używał tego pseudonimu. Osoby, które są trochę bardziej zaznajomione z historią trendów internetowych, mogą wiedzieć, o czym mówię. Chodzi mi o prawdopodobnie największy viral i pierwszy meme, który podbił świat. Oczywiście chodzi o Harlem Shake. Bo to właśnie George Miller zapoczątkował ten krótki trend i zdobył tym samym popularność. Niestety ta została szybko przyćmiona przez inną część jego… twórczości. Postać człowieka przeciwnego wszystkiemu, co dobre i miłe, uosobienie niepoprawności politycznej.

Pisząc to mam na myśli Filthy Franka. Najpopularniejszą i pierwszą personę stworzoną przez Jojiego. Gdy zaczął nagrywać ranty i krótkie skecze właśnie jako Frank, wszystko się zmieniło. Sławę, którą przyniósł mu Harlem Shake, przyćmił czarny i często niesmaczny humor. Tylko czemu nie mówię o tym w złym świetle? Ponieważ od początku wiadome było, że jest to persona, a TVFilthyFrank jest grą aktorską. Pokazane jest to w opisie kanału, który skraca wszystkie informacje na temat roli, którą przyjął George Miller. To był dopiero początek. Po pewnym czasie Joji zaczął tworzyć coś o wiele większego.

AKA Pink Guy/Pink Omega/Salamander Man/Chin Chin…

Mniej więcej w 2014 roku ponownie od czasu Harlem Shake’a rozgłos przyniósł mu różowy strój. The Filthy Frank Show zaczął się rozwijać o więcej postaci, większość grana przez Georga Millera. Pojawiła się także postać nazwana Pink Guy, która też została ujściem muzycznej kreatywność dla niego. Zaczął nagrywać mniej lub bardziej komediowy rap, w którym pokazywał zarazem swoje umiejętności wokalne, produkcyjne oraz filmowe. Uwzględniając je także w swoich skeczach, coraz bardziej podobnych do serialu internetowego. To właśnie sprawiło, że pod koniec swojej kariery internetowej stał się uwielbiany przez swoich fanów, ale sława przyszła z ceną rozpoznawalności. Amerykańskie stacje telewizyjne oskarżały go o namawianie do samobójstwa, wyciągając z kontekstu fragmenty jego skeczy. Określano go jako przykład, dlaczego Internet jest zły dla dzieci.

Jednak jak ze wszystkimi kontrowersjami, wszystko szybko odeszło w niepamięć. Było to spowodowane także tym, że Joji porzucił swoją internetową personę w celu rozwinięcia swojej poważnej kariery muzycznej. 27 września 2017 roku historia Filthy Franka dobiegła końca i zaczęła się era Jojiego. Niestety nie była to całkowicie dobrowolna zmiana. Było to spowodowane po trochu toksycznością jego fanów, którzy wymagali od niego więcej zarówno jako Filthy Frank jak i Joji. Głównym powodem było zdrowie. Chwilę przed pożegnaniem kanału George Miller dowiedział się o wywoływanej stresem padaczce, której ataki głównie pojawiały się w trakcie kręcenia skeczy.

AKA Joji

Joji – Chloe Burbank Volume 1 (Okładka Albumu)

Jako Joji muzykę zaczął nagrywać jeszcze równolegle będąc Filthy Frankiem w 2015 roku. Pierwszym albumem, na którym można było usłyszeć poważniejszą stronę Millera i pierwszy raz, kiedy podpisał się jako Joji był Chloe Burbank: volume 1. Była to mieszanka lo-fi hip-hopu z amatorską wokalizacją i mniej agresywnym rapem, która niestety nie zdobyła takiej popularności, na jaką zasłużyła. Było to prawdopodobnie przez zaskakującą dla Millera powagę, która nie wszystkim fanom odpowiadała. Przynajmniej na początku. Część osób, którym jego muzyka się spodobała, upierała się nad tym, żeby George nagrywał jej więcej. Jednak od wypuszczenia pierwszego albumu w 2016 roku, musieli poczekać trochę, nim usłyszeli więcej prawdziwej muzyki. Najpierw dostali pierwszy i jedyny pełnometrażowy album Pink Guy’a zatytułowany Pink Season. W 2017 roku zaczął publikować muzykę przez 88rising, wytwórnię skupiającą artystów pochodzenia azjatyckiego. Także wypuścił oficjalną, później przerobioną na pełnometrażowy album epkę In Tongues.

Jak Joji stał się sławny?

In Tongues: lekka, przyjemna i bezpieczna płyta. Dała mu rozgłos, który sprawił, że obecnie jest jednym za najpopularniejszych muzyków podpiętych pod 88rising. Jednak sława przyszła dopiero z 2018 rokiem, kiedy pojawiły się single Slow Dancing in The Dark, Yeah Right oraz album Ballads 1. Album szybko znalazł się przy szczycie listy albumów R&B/Hip-hop. Dzięki temu jego koncerty i trasy stały się większe, dłuższe i bardziej tłoczne. Niestety jeszcze nie zawitał do Polski ani do naszych sąsiadów. Jak wiadomo, światowa trasa koncertowa składa się z Ameryki Północnej, Londynu i ewentualnie Azji/Australii. A w tych rejonach Joji zyskał największą sławę.

Czemu sława jest przekleństwem?

Po Ballads 1 w 2019 roku pojawił się singiel i teledysk, od których wszystko się zaczęło, Sanctuary. Miłosną piosenkę z inspirowanym Star-Treckiem teledyskiem, która nie ma sama w sobie wydźwięku na temat sławy, kultury celebryckiej i czemu miałoby być to dobre, albo złe. Utwór ten zaczął jedynie kolejną historię, której opowiadanie przez teledyski Joji kontynuuje w 2020. Kosmiczna tematyka nie jest przypadkowa. Trudno mi wyobrazić sobie coś bardziej przerażającego, samotnego, ale też przyciągającego niż kosmos.

Pierwszym teledyskiem i singlem, który pojawił się w 2020, jest Run. Teledysk prezentuje Jojiego biegnącego przez prawie nieskończoną limuzynę. Na której końcu znajduje się ekran, przez który George próbuje się przebić. Gdy muzyka się kończy Joji budzi się prawdopodobnie w kosmosie. Na statku przypominającym ten ukazany w Sanctuary. W tle słychać niepokojącą muzykę i mechaniczny głos powtarzający Wake Up, Please Wake up.

Tekst samego utworu może być interpretowany dwojako. Można stwierdzić, że jest to piosenka o ucieczce od nieszczęśliwej miłości, od wspomnień o związku, który nie wyszedł. Osobiście preferuję myśleć, że chodzi o ucieczkę od sławy. Piosenka jest zwrócona do fanów i osób stojących za branżą muzyczną, którzy oczekują coraz więcej od muzyka, wymagają coraz więcej. Dają mu sens, ale też zabierają go. Jeśli coś mu się uda, cieszą się razem z nim, ale przy porażkach przeklinają go i odchodzą. Już w pierwszej zwrotce ukazuje niesprawiedliwość swojej kariery. And if we share in this sadness, then where have you been? Główną tematyką muzyki Goerga Millera jako Jojiego były rozstania, smutek i samotność. Pomagało to ludziom w opisanych sytuacjach, ale Joji nie może dostać tego samego od nich.

Sława i jej niszczące efekty

Prawdziwy komentarz został ujęty w dwóch kolejnych teledyskach, Gimme Love i Daylight oraz dwóch niemuzycznych filmikach, które udostępnił na YouTube zapowiadając wychodzącą 25 września płytę Nectar. Drugim singlem, który tego roku mogliśmy usłyszeć od Georga Millera jest Gimme Love. Tytuł jest wręcz typowy, ale zawiera w sobie bardzo dużo. Utwór jest szybki, ale melancholijny do połowy. Tekst wydaje się prosty i wchodzi w ucho, do momentu, kiedy całość zmienia klimat. Outro zmienia się w trochę filmową balladę, która ma własną, osobną strukturę.

Teledysk w większości składa się z szybko przeskakujących fragmentów z życia protagonisty granego przez Jojiego. Ukazuje rozwój jego kariery, pokazując momenty szczęścia, stresu i sukcesy młodego naukowca, który powoli staje się coraz bardziej doceniany w swojej dziedzinie. Wydaje się to być prostym skrótem długiej drogi do kariery, jednak zawiera w sobie o wiele więcej informacji.

Z początku główny bohater historii wydaje się zestresowany, ale szczęśliwy. Często przebitki ukazują go uśmiechniętego lub roześmianego. Pojawiają się jego sukcesy, przemówienia zwieńczone oklaskami, nagrody i coraz więcej stresu, płaczu i agresji. Szczęście i śmiech dalej istnieją, ale jest ich o wiele mniej. Szczególnie gdy zostaje zauważony przez agencję rządową przypominającą połączenie NASA i ONZ. Końcówka ukazuje Georga Millera dosłownie uciekającego ze świata oraz jego przełożonych, zawiedzionych jego działaniem. Może to oznaczać chęć ucieczki od stresu spowodowanego sukcesem lub samo osiągnięcie sławy. Osiągnięcie czegoś, co wydaje się niemożliwe. Ludzie przyglądający się startowi rakiety z odległości są zachwyceni mimo tego, że zdaniem pracodawców postaci granej przez Jojiego był on porażką.

Co jest za kulisami?

Przed pojawieniem się teledysków do Daylight i Gimme Love na kanale 88rising, Joji na prywatnym kanale dodał dwa krótkie klipy wideo zatytułowane Pretty Boy i FTC. Dodatkowo podpisane NOT SONG. Oba ukazujące starszych mężczyzn, których twarze nie mają żadnego wyrazu i wydają się plastikowe. W pierwszym wideo jeżdżą scenicznymi drogami kabrioletem, piją kawę i podziwiają siebie w lustrach. Jednak ciekawszy jest drugi filmik, który ukazuje te same postacie, tym razem na plaży. Zbierają przedmioty, które pokazane były w teledysku do Gimme Love, na szyjach noszą plakietki z logo tej samej agencji, dla której pracował Joji.

Pojawiają się ponownie w teledysku do Daylight jako grupa przypominająca boysband próbująca nakręcić teledysk. Reżyser, także z plastikową twarzą, ignoruje obecność Jojiego i Diplo, którzy próbują się z nim porozumieć. Muzycy są traktowani jak stażyści przez boysband, są pomiatani i ignorowani. Następnie wchodzą na plan zdjęciowy, wypychani przez starszych ludzi. Mimo braku wdzięku, który może towarzyszył im w latach świetności, dalej chcą utrzymać się u sławy. Ludzie nieustannie chcą być „na czasie”, chcą pozostać piękni, młodzi i sławni. Przeraża ich możliwość, że ktoś może ich przyćmić.

Jak w przypadku poprzednich, też po zakończeniu utworu pojawia się scena końcowa. Pokazuje Georga Millera budzącego się w namiocie pośrodku pustkowia. Sadzi ziarno w ziemi, zapowiadając datę wyjścia nowego albumu.

O co w tym wszystkim chodzi?

Joji w trzech singlach, które ukazały się w tym roku, coraz bardziej pokazuje swój strach i krytykę wobec show-biznesu. Jednak nie chodzi tu o sam show-biznes, chodzi o ludzi, którzy stoją za kulisami i fanów. Ujawnia swoją obawę przed sprzedaniem duszy i tym, że będzie cierpiał, kiedy jego sława i pasja do muzyki miną. Widać, że nie chce się stać postacią z plastikową twarzą, fałszywie utrzymującą młodość, ani nie chce oddać się w ręce managerów, którzy będą głusi na jego uwagi. Krytykuje też obecną kulturę celebrycką, która sprawia, że ludzie dążą do sławy, nie myśląc o konsekwencjach. Widząc życie, poważanie i ilość pieniędzy, które posiadają celebryci, nie jest to dziwne. Chociaż rzadko kto patrzy na to z szerszej perspektywy i patrzy w przyszłość. Nikt nie myśli o braku wolności i o tym, że sława nie równa się ze szczęściem.

Nigdy chyba nie widziałem bardziej skomplikowanej i lepiej zrobionej zapowiedzi albumu. Mam tylko nadzieję, że nie jest to kolejne pożegnanie. Co pokazał w zakończeniu swojej kariery na YouTube, Joji lubi żegnać się efektownie. Pozostaje jedynie czekać i zobaczyć co jeszcze ma do pokazania w Nectar, który wyjdzie 25 września.