„Dramatyczny, poruszający i szalenie romantyczny”, „Gdybym mógł przeklinać, powiedziałbym, że Hounds of Love to cholernie wybitna płyta, ale mama zabrania mi tak mówić”, „Nasza Kate jest geniuszem, to najbardziej utalentowana producentka w tym kraju”. Tak krytycy w 1985 roku pisali o Hounds of Love – piątym albumie studyjnym Kate Bush. Albumie, który uplasował się na szczytach zestawień najlepszych płyt wszech czasów stworzonych przez Pitchfork i Rolling Stone.
Upłynęło niemalże czterdzieści lat, a krążek ten nadal jest nowatorski i świeży. Obecnie przeżywa też drugą młodość, bo kolejne pokolenie przypomniało sobie o singlu Running Up That Hill (A Deal With God), za sprawą popularnego serialu Stranger Things. Jednak Kate Bush to coś wiele, wiele więcej niż ta jedna (choć zjawiskowa) piosenka. Zapraszam na małą podróż w czasie, bo tylko tak mogę udowodnić, że Houds of Love to rzeczywiście blueprint lat 80. i opus magnum w dyskografii artystki.
Debiut Kate Bush – lata 70.
By zrozumieć fenomen tego albumu, należy zadać sobie pytanie – gdzie była Kate Bush w latach 80.? Ostatnie lata poprzedniej dekady niewątpliwie należały dla niej. Świat zakochał się w dziewiętnastolatce, która w czerwonej sukience kręciła się na wzgórzu, śpiewając przy tym o miłości Catherine i Heathcliffa z Wichrowych wzgórz. Ta kultowa powieść oraz jej telewizyjna adaptacja zainspirowały ją do stworzenia tego utworu. Sam tekst został napisany w kilka godzin, a wokale nagrane za jednym razem, bez żadnych poprawek. Gdy Wuthering Heights zostało wysłane brytyjskim stacjom radiowym, całe Królestwo poznało nazwisko Bush. I czekało na więcej.
Globalny sukces pierwszego singla znaczył jedno. Trzeba wycisnąć z młodej artystki wszystko, co się da. Występy radiowe i telewizyjne, wywiady i praca nad debiutanckim krążkiem – The Kick Inside. Gdyby tego było mało, w tym samym roku wyszła druga płyta – Lionheart, która podąża tą samą konwencją i stylem, co debiut. Utwory z tych albumów były promowane na jedynej trasie koncertowej Kate – The Tour of Life. Choć trwała niewiele ponad miesiąc, była na tyle wyczerpująca dla artystki, że ta już nigdy nie postanowiła wyruszyć w tournée. Przynajmniej tak mówią oficjalne źródła. Jaka jest prawda? Tego możemy się tylko domyślać.
Wokalistka i producentka – lata 80.
W lata 80. weszła z głową pełną pomysłów. Chciała dać od siebie znacznie więcej niż tylko wokal i tekst. Pierwsze kroki w produkcji własnych utworów stawiała przy Never for Ever, albumie z którego pochodzi słynny, radiowy kawałek Babooshka. Jednak dopiero kolejna płyta – The Dreaming – wyszła tylko i wyłącznie spod jej rąk. Do dziś jest to jeden z najbardziej ekstrawaganckich, eksperymentalnych i trudnych w odbiorze płyt. Sama Kate przyznaje, że wówczas „rzuciła się w wir szaleństwa”.
Po chłodnym odbiorze nowatorskiej płyty nastąpiła kilkuletnia cisza. „Czułam się kompletnie wykończona – psychicznie i fizycznie. Budziłam się rano i nie miałam siły wstać z łóżka”. – taki był koszt nagrania tak dopracowanego i innowacyjnego albumu jakim był The Dreaming. Wtedy osunęła się w cień, ale z tyłu głowy nadal miała myśl o nadchodzącym projekcie.
Nowe studio, nowe rozdanie
By wydostać się z tego marazmu, Kate postawiła na zmiany. Znana z niechęci do mediów i promocji, postanowiła się zupełnie od nich odciąć. Wycofała się też z londyńskiego zgiełku i przeniosła na wieś – do rodzinnego hrabstwa Kent. Tam, w dawnej stodole jej rodziców, wybudowała własne studio nagraniowe. Już w latach 80. koszt wynajęcia sławnego Abbey Road był zatrważająco wysoki. We własnym studiu i w sielskim otoczeniu artystka nie musiała się martwić upływającym czasem. Wszystko szło swoim spokojnym tempem.
Wiejskie otoczenie jest fantastyczne. Siedziałam przy swoim pianinie, oglądałam kłębiące się na niebie chmury i szeleszczące na wietrze liście. To było po stokroć lepsze niż szare budynki, wieczne korki i miliony ludzi dookoła.
Kate Bush i pierwsze nagrywki
Pierwszą piosenką, która wyszła spod jej pióra jest jej największy hit – Running Up That Hill (A Deal With God). Hit, który na zawsze odmienił muzykę popularną. To już nie była dawna Kate, której fortepianowe ballady porywały swoim smutkiem. To nie była też progresywna, szalona Kate z płyty The Dreaming. Zmianę słyszymy już od pierwszych sekund – w świat tego kultowego utworu porywają nas hipnotyzujące bębny stworzone na automacie perkusyjnym. Kilka sekund później wchodzi poruszający syntezator, a napięcie rośnie i rośnie. Aż do momentu pierwszych słów, gdy wokalistka śpiewa o tajemniczym pakcie z Bogiem. Pakcie, który ma zamienić rolami ją i jej kochanka, by mogli spojrzeć na ich relację z perspektywy tej drugiej osoby. „To mnie nie rusza, ale nie chciałbyś zobaczyć jak to jest?”. Jak to bywa ze wspaniałymi piosenkami – ta również została napisana w jeden wieczór.
Nie obyło się jednak bez kontrowersji. Pierwotny tytuł (A Deal With God) nie przypadł do gustu wytwórni. Zasłaniali się tym, że piosenka z Bogiem w nazwie to strzał w kolano. Przecież żadne z katolickich państw tego nie włączy – Włochy, Francja, Australia, Irlandia… Warto przypomnieć, że to były czasy sprzed kontrowersyjnego, a jakże dobrego, Like a Prayer Madonny. Ta granica jeszcze nie została wtedy przekroczona. Choć Kate już wtedy nie zależało na sławie i popularności, postanowiła pójść na kompromis. Singiel promocyjny został nazwany Running Up That Hill, a albumowa wersja była dodatkowo oznaczona (A Deal With God).
Część pierwsza – Hounds of Love
Running Up That Hill (A Deal With God) otwiera nie tylko album, ale też pierwszą część płyty o nazwie Hounds of Love. Artystka już od dawna chciała nagrać krążek koncepcyjny – to znaczy taki, w którym wszystkie utwory mają wspólny mianownik i opowiadają pewną historię. Bała się jednak, czy podoła temu zadaniu, dlatego zaczęła od podzielenia Hounds of Love na pół. Pierwsza połowa (o tym samym tytule) to zbiór pięciu utworów, które łączy tylko ich wysoka jakość. Druga część – The Ninth Wave – to epicka opowieść o kobiecie, która po stanięciu przed obliczem śmierci, odnajduje sens życia.
Z pierwszego komponentu wywodzą się cztery single. Kolejnym, nieco przerażającym utworem jest tytułowy kawałek – Hounds of Love. „To ukrywa się w drzewach! Już nadchodzi!” – tym ostrzeżeniem rozpoczyna się ta piosenka. Słowa pochodzą z klasycznego, brytyjskiego horroru i nadają jeszcze więcej nastrojowości – już klimatycznego i bajecznemu utworowi. Czy może być coś straszniejszego niż ucieczka przed miłością w ciemnym lesie? Choć Kate biegnie ile sił w nogach, ogary miłości i tak ją pochwycą.
Pośród tych radiowych perełek kryje się jednak czarna owca, która nie została wybrana na promującą album. Klasyczna dla wokalistki ballada – Mother Stands For Comfort również opowiada upiorną historię. Historię matki mordercy, która mimo wszystko będzie kochała swoje dziecko. To oczko puszczone w stronę starych wyjadaczy, którzy są z Kate od początku i poznali ją właśnie za sprawą fortepianowych kompozycji. A na końcu znów powiew świeżości, bo ekscentryczna i wesoła piosenka Cloudbusting, inspirowana pewną książką i maszyną, która ma kontrolować pogodę. Tym zamyka pierwszą część albumu, część radiową, przeznaczoną dla przeciętnego słuchacza. Przed nami crème de la crème.
Część druga – The Ninth Wave
Zaczyna się niewinnie. Lekki akompaniament fortepianu i wokal Kate. To wystarczy, by zbudować klimat utworu And Dream of Sheep, który rozpoczyna nową opowieść. Poznajemy bohaterkę – kobietę, która przetrwała katastrofę morską i dryfuje po zimnych, ciemnych wodach w kamizelce ratunkowej. Brakuje jej już sił, ma ochotę poddać się śmierci i zasnąć błogim snem. Pod koniec słyszymy gwizdy wiatru i odgłosy z radia pokładowego. W końcu kobieta traci przytomność. Jej sen okazuje się koszmarem i eksplorujemy go w utworze Under Ice. Przepełnione grozą syntezatory budują aurę strachu.
Apogeum lęku dopiero nadchodzi. Waking The Witch to strumień świadomości osoby, której mózg płata figla przez brak tlenu. To, co rozpoczyna się spokojnym wołaniem „Obudź się” przez różne osoby i spokojne plumkanie, przeradza się w wir lęku. Diabelski głos, wypowiadane słowa egzorcyzmu i szaleńcza muzyka przypomina procesy kobiet oskarżonych o uprawianie magii w średniowieczu. Czy w latach 80. ktoś mógł stworzyć tak nieprzewidywalny i absurdalnie wciągający utwór?
Kolejne wizje przenoszą nas do rodzinnego domu kobiety, gdzie wszyscy się zamartwiają i czekają na jej powrót. Senny, spokojny kawałek Watching You Without Me to moment na wzięcie oddechu. Lekka, elektroniczna muzyka i jakby zmęczony wokal maluje zupełnie inną scenerię, która zmienia się jak w kalejdoskopie. Już zaraz kolej na iście irlandzkie, średniowieczne melodie w postaci Jig Of Life. Żywemu tańcu towarzyszy akompaniament skrzypiec i dud. Bardziej irlandzko już się nie da. To wiejska sceneria podczas pisania płyty zainspirowała Kate do użycia ludowych instrumentów. Przy większości piosenek stworzonych na syntezatorach i elektronicznych klawiszach, usłyszenie prawdziwych muzykaliów jest miłą odmianą.
Katharsistyczne przeżycie od Kate Bush
Hello Earth rozpoczyna się od rozmowy ratowników. Są już w drodze, a nasza bohaterka traci resztę sił. Tu znów słyszymy eteryczny fortepian, który wkrótce narasta na sile. Wszystko po to, by przerodzić się w hymn gregoriański, nadający żałobny, pogrzebowy nastrój. Jednak nasza bohaterka nie umiera. Nadchodzi nowy dzień i pierwsze promienie słońca, a wraz z nim poranna mgła. The Morning Fog to idealne zakończenie tej dramatycznej historii. Katharsis, na które czekaliśmy przez cały album. Przeżyliśmy z tą kobietą tak wiele, przerażenie, pogodzenie się ze śmiercią i oczekiwanie na upragniony spokój – lecz to nie był koniec. Wraz z wesołą, pogodną melodią ratownikom udaje się ją odnaleźć. A ona – przez te przerażające doświadczenia – dostrzega w życiu nowe kolory. Czy możemy sobie wymarzyć lepsze zakończenie albumu przepełnionego grozą? Wydaje mi się, że nie.
Blueprint lat 80.
Nic dziwnego, że tworzenie Hounds of Love zajęło tak wiele czasu. Samo nagrywanie na dopiero raczkujących konsolach i syntezatorach trwało dwa lata. A przecież to dopiero połowa pracy. Miksowanie i ostatnie szlify – tworzone tylko i wyłącznie przez Kate – to kolejny rok wyjęty z życia. Jednak dzięki jej zaangażowaniu i sile dostaliśmy album wybitny. Album, który nie jest kolejną zbitką przypadkowych piosenek, a prawdziwą opowieścią, która niesie nas przez kalejdoskop emocji.
Gdy więc został wydany, momentalnie podbił listy przebojów. Stał się też inspiracją dla wielu artystów, szczególnie młodego pokolenia. Na Hounds of Love każdy znajdzie coś dla siebie – są radiowe przeboje, są przeraźliwe historie, jest muzyczna awangarda i wyprzedzające swoje czasy efekty. Dziś można je zrobić w parę sekund, ale niemalże czterdzieści lat temu wymagało to ogromnego nakładu czasu i energii. Lecz dla takiej pionierki jak Kate Bush nie było to nic strasznego. Niewątpliwie to album, który zmienił oblicze muzyki i jeden z najważniejszych – o ile nie najważniejszy – projektów w historii. A na pewno najbardziej dopracowane dzieło lat 80.
Po więcej ciekawych tekstów ze świata muzyki zapraszamy tutaj – meteor.amu.edu.pl/programy/magmuz/