Dlaczego Jof widzi śmierć? – I. Bergman „Siódma pieczęć”

Ingmar Bergman zapisał się w historii kina jako jeden z najbardziej wpływowych reżyserów. Jego filmy, takie jak Goście wieczerzy pańskiej, Milczenie, czy Jak w zwierciadle, to pesymistyczne obrazy poruszające tematykę relacji człowieka z Bogiem, kryzysów wiary i ludzkiej bezradności wobec śmierci. Nagradzana Siódma pieczęć, czyli jedno z najwybitniejszych i najbardziej znanych dzieł szwedzkiego filmowca, porusza podobne problemy. Dotyka jednak również innego ciekawego wątku.

UWAGA: RECENZJA ZAWIERA SPOJLERY

źródło: kadr z filmu

Akcja filmu osadzona jest w średniowiecznej Szwecji, przedstawia perypetie rycerza Antoniusa Blocka, który powrócił z ziemi świętej. Kiedy przychodzi po niego Kostucha, bo nadszedł na niego czas, ten postanawia opóźnić swoje odejście, proponując jej partię szachów. Tym samym krzyżowcowi udaje się odroczyć na kilka chwil ciążący na nim wyrok. Spotyka on wtedy wędrownych kuglarzy. Wśród nich jest małżeństwo, Jof i Mia z ich małym synem Mikealem oraz Jonas – przywódca trupy aktorów.

Co potrafi artysta?

Najweselsze momenty tego ponurego filmu to właśnie te, gdzie oglądamy ich grupę. Wydają się oni cieszyć prostym życiem, podróżując od miasta do miasta. Jof to marzyciel i czasami prostak, w niektórych sytuacjach wydaje się być oderwany od otaczającej go rzeczywistości. Zachowuje się jednak jak dobry człowiek. Jego żona łagodnie sprowadza go na ziemie. Dba o męża i o syna. Bez jej mądrości i cierpliwości, nie daliby rady funkcjonować. Ma do Jofa anielską cierpliwość. Natomiast Jonas nie jest częścią rodziny. To oportunista, który wykorzystuje swój aktorski talent głównie do uwodzenia mężatek.

Dlatego zacząłem zadawać sobie pytanie: Dlaczego z całej trójki podróżnych artystów to właśnie Jof doświadcza wizji, w których widzi śmierć grającą w szachy z rycerzem? Łatwo jest pomyśleć widzowi, dlaczego lekkoduch i wioskowy głupek miałby mieć taką niezwykłą zdolność? Jak ktoś taki miałby być bardziej wyjątkowy od reszty bohaterów? Kostucha objawia się komuś tylko wtedy, kiedy nadszedł jego czas, a Jof przez większość czasu nie jest jej celem. Te pytania wydawały mi się trudne, ale mam własną teorię, mogącą rzucić trochę światła na sprawę.

źródło: the-take.com

Ktoś więcej niż wioskowy głupek

Jof, w odróżnieniu od Mii i Jonasa, jest prawdziwym artystą. Widzi piękno w jego najczystszych postaciach, a co za tym idzie, widzi świat takim, jakim jest naprawdę. Swoje oddanie dla kunsztu przypłaca wizerunkiem błazna, ale zdaje się tego nie zauważać. W wolnych chwilach układa poematy albo melodie. W przeciwieństwie do Jonasa nie jest jednak narcyzem, tworzącym, żeby zagłębić się w samouwielbieniu, czy Mią, będącą najmniej zaangażowaną w sztukę artystką w grupie. Jof czuje prawdziwe powołanie do kreowania piękna i właśnie to pozwala mu widzieć więcej niż jego towarzysze.

W jego osobie znajduję pochwałę dla prostego życia i radości z małych przyjemności. Kiedy Antonius Block poznaje wędrownych kuglarzy, pierwszy raz doświadcza tego, czego nie potrafił znaleźć – spokoju i szczęścia. Mia wymienia z nim opowieści o życiu oraz częstuje rycerza truskawkami i mlekiem. Mikael z typową dla małego dziecka niewinnością przemieszcza się między wszystkimi, a Jof przygrywa do tego na lutni, zaklinając chwilę. To wtedy rycerz postanawia, że chce, aby towarzyszyli mu oni w dalszej drodze. W tej scenie Bergman zawiera bardzo ważną kwestię i odpowiada na moje pytania, dotyczące roli artystów w życiu odbiorców. To znaczy, że oprócz dostrzegania większej ilości szczegółów i zjawisk – w postaci wizji śmierci – mają duży wpływ na emocje i postrzeganie rzeczywistości przez innych ludzi.

Żyjcie prosto i radośnie

Ostateczną i najmocniejszą pochwałą Jofa i jego stylu życia jest zakończenie. Kostucha zabiera wszystkich bohaterów oprócz rodziny kuglarzy. Dane jest nam zobaczyć jeszcze finalną wizję artysty. Śmierć tańczy za ręce z ludźmi, których czas nadszedł już wcześniej. Jof rozumie, że wszyscy są równi w obliczu nieuchronnego końca, ale wie też, że jedyne co może zrobić, to na niego czekać i cieszyć się pięknem. Bergman sprawnie operuje ciszą, przez co oszczędzenie trupy aktorów jest bardziej wymowne i znaczące. Dla mnie, współgra to z ogólną, egzystencjonalną tematyką jego filmów i jest refleksją nad własną, wrażliwą duszą reżysera.