Czy Spięty jest naprawdę spięty? Recenzja albumu Heartcore

Kiedy 20 października 2023 roku ukazał się solowy album Huberta Dobaczewskiego, Heartcore, zastanawialiśmy się, czym nas zaskoczy… Sam mówił o tym, że nie lubi ciągle stać w miejscu, więc czy także tym razem udało mu się wyrwać z twórczej rutyny?

16.12.2020 Plock . Hubert ” Spięty ” Dobaczewski, frontman zespołu Lao Che. Fot. Filip Klimaszewski

Hubert Dobaczewski działający pod pseudonimem Spięty, to były lider zespołu Lao Che, a także jedna z najbardziej dynamicznych osobowości na polskiej scenie muzycznej. Próbował Black Mentalu, eksperymentował z rapem, a w najnowszym albumie Heartcore śpiewa o swoich uczuciach subtelnie, niemalże szeptem. Płyta ta jest pełna emocji, które towarzyszą wokaliście na obecnym etapie życia – poczucie słabości, bezsilności, zagubienia…

Warstwa muzyczna od pierwszych dźwięków zaskakuje. Pojawiają się nowe dla twórczości Spiętego barwy muzyczne, które jeszcze bardziej pogłębiają sens śpiewanych słów, a także budują niezwykłą atmosferę. Charakterystyczne brzmienie basu, solówki gitary, a także motywy wykonywane na instrumentach klawiszowych wywołują dreszcze, a wszystko staje się bardziej ludzkie i autentyczne.

Utwór otwierający krążek, a mianowicie Halo odzwierciedla uczucia osoby, która przechodzi przez kryzys tożsamości. Spięty w wywiadzie z Dziennikiem Polskim, przyznał, że kiedy siedział nad kartką próbując cokolwiek napisać, miał pustkę w głowie. Pomyślał wtedy: „Nie wiem co napisać, bo może nie wiem kim jestem?” – w ten sposób powstał pierwszy utwór, który w pewien sposób narzucił całej płycie spokojny charakter. Człowiek, tak samo jak porte-parole, żyje w nieustannej rutynie i lęku – jak mam odkryć kim jestem? Jak mam się tego dowiedzieć, skoro nawet nie mam własnego zdania? Historia ciągle zatacza koło, niczym perpetuum mobile.

Jeden z moich faworytów to rozpoczynające się krótką, jakby przypominającą kołysankę Móc nic nie móc. Kiedy ta milknie… Pojawia się jedno z najpiękniejszych brzmień gitary, jakie kiedykolwiek słyszałam. Niezwykle sensualny, emocjonalny akompaniament dla tekstu pełnego zaprzeczeń. Tutaj po raz kolejny przejawia się mistrzowska umiejętność Spiętego w doborze słów, które mają ogromne znaczenie i wydźwięk, ale nie są śmiertelnie poważne – często puszcza do nas oko, nie używa skomplikowanego języka, przez co wszystko wydaje się bardziej ludzkie, prosto z serca.

Idąc dalej, Ptak Głuptak i Robaczewski pomimo swojej odmienności mają ze sobą wiele wspólnego. To właśnie w tych utworach umiejętność samokrytyki i dystansu do samego siebie sprawia, że Spięty wydaje się być jednym z nas – zagubionym człowiekiem, który zdaje sobie sprawę z własnej niemocy.

Dobaczewski w Dźwiękczynieniu i Ładnie porusza temat wiary, wyrażając swoje wątpliwości co do sensu istnienia a także kwestii religijnych. Robi to w swoim charakterystycznym stylu – za pomocą świetnie dobranych, a jednocześnie prostych słów, które w pełni oddają istotę przekazu. W Ładnie tekst nie jest spowiedzią ani wyznaniem, a raczej nadzieją na nabycie umiejętności dostrzegania piękna w trudnościach i cierpieniu.

Znowu opada maska. Podnosi się za to kurtyna, bo rozpoczynamy Spektakl, inny niż dotychczas. Sztuka odegrana przez Spiętego jest pełna gorzkiej prawdy o psychice człowieka – kruchej, chwiejnej, owianej tajemnicą. Ten utwór zdecydowanie otwiera oczy – może i nawet potrafi zawstydzić. Nikt nie przyzna na głos, że kogoś udaje, a jednak każdy kolejny dzień to jeden wielki występ, podczas którego jesteśmy wiecznie oceniani i wystawiani na kolejne próby. Czemu bycie sobą jest takim sukcesem i aktem odwagi? A może jednak bardziej ludzkim będzie przyznanie się do strachu przed pokazaniem prawdziwego oblicza? Takie refleksje niejednokrotnie gościły w mojej głowie, a jednak nadal chodzę do teatru, bawią mnie przerysowane role, trywialne zachowania i brak autentyczności… Spięty uświadamia, że niestety wygląda prawdziwe życie, w którym każdy z nas jest aktorem.

Na koniec Uproszczony Rachunek Sumienia, czyli najlepsze możliwe zwieńczenie albumu Heartcore. Chórki, które wprowadzają do piosenki, są niezwykle hipnotyzujące, wręcz orientalne. Oprócz gitar, bardzo wyraźny rytm wybijany przez perkusję od razu przypadł mi do gustu. Tekst jest podsumowaniem bytu człowieczego – tego, który Spięty opisywał w całym albumie – pełnego niepewności, zwątpienia, błędów oraz goryczy i żalu. Pod względem muzycznym, utwór dzieli się na dwie części. W pierwszej z nich kompozytor rzeczywiście tworzy własny rachunek sumienia, towarzyszy temu dość ociężały i powolny akompaniament. Druga partia za to jest zdecydowanie lżejsza – tutaj tło redukuje się do prostych, rozłożonych akordów granych na klawiszach. Treść także staje się mniej poważna – dochodzimy do momentu, w którym doskonale wiadomo, że zawsze mogło być gorzej, a inni popełniają większe błędy.

Tym pozytywnym akcentem kończy się album Heartcore, który zawsze będę każdemu polecać. Spięty jest wybitnym tekściarzem – bawi się słowem, puszcza oko do słuchacza, tworzy przystępne metafory, a przy tym wszystkim jest po prostu ludzki. Według mnie, to jedna z najbardziej autentycznych osobowości muzycznych w Polsce i nie mogę się doczekać jego kolejnych prac. Nie sposób nie wspomnieć o niesamowitym zespole, który dodał niepowtarzalnego nastroju kompozycjom Huberta Dobaczewskiego. Spięty odpowiada w stu procentach za muzykę i słowa, ale każdy z instrumentalistów dodał do tego albumu coś, co płynie prosto z serca. Morał jest taki: Kochani ludzie, nie przejmujcie się tak bardzo życiem, bo każdy z nas napotyka na najróżniejsze trudności. Popełniajmy błędy, wyrażajmy zwątpienie i pokazujmy prawdziwą twarz. W końcu ,,I tak tu wszyscy żyją najlepiej jak umieją”.