Córy – IDZIEMY PO SWOJE [Recenzja]

Córy. R&B — to zaskoczeniem być nie powinno — jest w Lechistanie gatunkiem zapomnianym. Znajduje się, w pewnym uproszczeniu, pomiędzy bandziorską rap-grą i landrynkową sceną pop.

Nie jest, wedle Suwerena, rzecznikiem „prawdy ulicy” czy „prawdy salonu” i nie ma nic ciekawego do powiedzenia. Dla wielu „przekaz” raperów lub słowa wokalistów zastąpiły lekturę poezji czy publicystyki. R&B, zdają się niektórzy mówić, jest puste, płytkie, nie zajmuje żadnego stanowiska w sprawie. Jest co najwyżej muzakiem. Być może za kondycją gatunku stoi swoista intelektualizacja muzyki — gatunku, który raczej intelektualnym być nie planował.  

Córy

Córy i R&B 

Przyszło nam żyć w ciekawych czasach: Pan Kryha to najpopularniejszy gastronom w kraju, więcej osób ma problemy z powodu przejedzenia niż głodu, a Margaret i B.R.O nazywani są wykonawcami R&B. Oczywiście, gatunki ewoluują i nic do tego nie ma Karol Darwin, jednak wielkim optymizmem musi wykazać się ten, kto uzna muzykę Rosalie. i Cór za takie samo granie, a samą kategorię R&B niezwykłą otwartością czy płynnością.  

Nie ulega wątpliwości, że Kasi Tontor i Natalii Hoffmann-Pawlak bliżej do TLC niż do wspomnianej już Margaret, bliżej do Sistars niż do (również wspomnianej) Rosalie. O powrót do takiego grania można oskarżać wszechobecny retrowave, poczynając od manekinów z H&M, kończąc — jak w przypadku bohaterek — na dźwiękach z lat 95’-05’. Dekady w takie granie obfitującej.  

Nie są one pierwszymi, które, jak powiedzą złośliwi, na taką apropriację czarnych brzmień sobie pozwoliły. Wystarczy przypomnieć takie bandy jak SOFA, Sistars czy (chwilami) Afromental. Ich historia skończyła się wraz z nadejściem ery „cykaczy” vel zmiany standardu brzmienia w okolicach roku 2013. W każdym razie, dwie Panie przeczekały tę wielką narrację trapizacji, której uległy niemal wszystkie gatunki muzyki rozrywkowej. Córy na fali (modnej) nostalgii debiutują z nowym Lp, lato 2022. 

IDZIEMY PO SWOJE

Album (oczywiście ku wielkiemu zaskoczeniu) utrzymany jest w tonie — dzisiaj już o statusie żywych legend — Destiny’s Child, Jodeci czy 112. Elektroniczne granie w słynnym 90 bpm, w sam raz pod house party u jakiegoś Jalena z Oakland . Szczęśliwie jest ono jednak czasem przełamywane wstawkami z ducha Soulquariansowego. Śliczne zawodzenie na trąbce, unoszące się nad trueschoolowymi podkładami, pachnie gotowaniem z Hargrovem na przełomie wieków w Electric Lady Studios (Ocean, Słowa). 

Przy całym powrocie do przeszłości Panie z duetu zrobiły również coś bardziej współczesnemu uchu znanego (Gambit, Suszy), całość okraszając równie współczesnym czy kultem nostalgii (Morele Bax, Zdzwonka) czy wątkiem feministycznym (Savasana, Suszy). 

Muzycznie album jest „na raz”, jakby wykonany w pośpiechu. Intelektualnie czy ideowo może jednak mieć wzięcie na rynku „inspirujących cytatów” w popularnych serwisach społecznościowych. Nie jest to bowiem album o miłości vel o wszystkim i niczym. Być może popada w inną konwencję — konwencję artystycznej ekspresji. Z pewnością ucieszy to wszystkich biografistów-determinologów, którzy na brak paliwa i tak narzekać raczej nie musieli. Tym bardziej nie musiały tego robić Córy, które z pewnością wiedzą, że R&B to jeden z gatunków na wskroś muzycznych.

W każdym razie: być może bez wyświetleń, reklam i społecznej świadomości, nadwiślańskie R&B, wciąż, żyje.

Po więcej ciekawych tekstów ze świata muzyki zapraszamy tutaj – meteor.amu.edu.pl/programy/magmuz/