Ciekawy przypadek Kristoffera Velde


fot. Lech Poznań

W 2008 roku David Fincher wyreżyserował film „Ciekawy przypadek Benjamina Buttona”. Tytułowy bohater, jak sam powiedział, „urodził się w niezwykłych okolicznościach”. Ciekawym przypadkiem było to, że zamiast się starzeć, młodniał. Kibice Lecha Poznań mogą powiedzieć, że mają w zespole własnego Benjamina, a dokładniej Kristoffera Velde, który zamiast stawać się coraz lepszy, zaliczał regres.

Duże oczekiwania na dzień dobry

10 stycznia do informacji publicznej doszła informacja, że Bułgarską latem opuści kluczowy zawodnik Lecha, wychowanek Jakub Kamiński. Niemiecki zespół z Bundesligi, VfL Wolfsburg, zaoferował przyszłemu mistrzowi Polski 10 milionów euro za młodego skrzydłowego, na które zarząd Lecha przystał. Wiadomo było, że kogoś w to miejsce będzie trzeba znaleźć. Skauci oraz dyrektor sportowy nie kazali jednak długo czekać. W pierwszej połowie stycznia nowym zawodnikiem „Kolejorza” został oficjalnie ogłoszony Kristoffer Velde. Młody, liczący 22 lata skrzydłowy zasilił kadrę poznańskiej drużyny na zasadzie transferu definitywnego, a umowa została podpisana do grudnia 2025 roku. 

– Liczymy na jego piłkarską jakość i to, że w ciągu kilku miesięcy stanie się naturalnym następcą Kuby Kamińskiego. Z nim oraz pozostałymi bocznymi pomocnikami będzie mógł oczywiście wiosną walczyć o miejsce w składzie

– powiedział Tomasz Rząsa, dyrektor sportowy Lecha Poznań.

W Skandynawii sezon rozgrywany jest w systemie wiosna-jesień, więc Norweg miał już występy za sobą i mógł w pełni skupić się na przygotowaniach w nowym zespole, który nie widział innego celu, niż mistrzostwo na 100-lecie klubu. W ostatnim sezonie dla FK Haugesund Kristoffer Velde, jak podaje oficjalna strona Lecha, w 29 występach ligowych wpisał się na listę strzelców 7 razy, a 11 razy jako ostatni dogrywał swoim ówczesnym kolegom z zespołu.

Równia pochyła

Norweg przygodę w Polsce rozpoczął od meczu z Bruk-Bet Termaliką Nieciecza. Od trenera Macieja Skorży otrzymał możliwość pokazania się od pierwszej minuty i pozostał na placu gry przez godzinę. W tym czasie zdążył zanotować asystę i zagrał dobre spotkanie. Pod względem liczb w całej rundzie było to na tyle. Nowy nabytek niebiesko-białych rozegrał do końca sezonu 2021/2022 8 spotkań, w tym 5 w pierwszym składzie, zaliczając średnio 43 minuty na mecz. Bez gola i z jedną asystą w debiucie nie zdobył serca kibiców przez kolejne pół roku. Można zaryzykować stwierdzenie, że jego gra nie dawała zespołowi żadnej korzyści. Częste straty, bezsensowne strzały, niezrozumiałe dryblingi stanowiły podsumowanie wiosny w wykonaniu Kristoffera Velde.

Velde
fot. Newspix

Kolejną szansą miał być nowy sezon, choć kibice byli przerażeni, widząc kadrę, w której Norweg jest podstawowym zawodnikiem, nie mówiąc o pełnieniu kluczowej roli. Po szokującym odejściu Macieja Skorży jego miejsce zajął Holender, John van den Brom. Doświadczony trener, który opiera swą grę na skrzydłach, miał być „strzałem w dziesiątkę” nie tylko dla klubu, ale i dla skrzydłowego. Zastanawiano się jednak, czy Velde będzie pełnił rolę, wedle której został sprowadzony, czyli zastępcy Jakuba Kamińskiego. W klubie zostali przecież jeszcze Michał Skóraś i Adriel Ba Loua. Ściągnięto ponadto młodego Afonso Sousę, który może grać na skrzydle, podobnie jak Joao Amaral. Co więcej, w ramach wypożyczenia z Dynama Kijów przyszedł już znany z polskich boisk Gio Citaiszwili. 

Spełnienie najczarniejszych snów Velde

Trener van den Brom nie bał się stawiać na Norwega od początku sezonu. Można rzec, że Velde był jego pierwszym wyborem. W 17 meczach rundy jesiennej PKO BP Ekstraklasy wystąpił 13 razy, z czego 9 meczów zaczynał w pierwszym składzie, występując średnio 54 minuty w każdym z tych spotkań. We wszystkich dotychczasowych meczach ligowych skrzydłowy, o którym Tomasz Rząsa mówił, że potrafi strzelać lewą nogą tak, jak prawą, wpisał się na listę strzelców… raz – w wyjazdowym meczu z Lechią Gdańsk. 

Zawodnik swoją grą głównie irytuje. Otrzymując szansę od pierwszej minuty, nie robi różnicy, potyka się o własne nogi, wchodzi w nieudolne próby dryblingu, co widać w statystykach. Gdy przychodzą kluczowe momenty spotkania, tj. wykończenie sytuacji sam na sam np. w meczu z Wisłą Płock, czy dokładne dogranie do wolnego kolegi z drużyny, myli się niemiłosiernie. Gdy wchodzi z ławki na zmęczonego rywala, wygląda jakby był na boisku za karę i biega by zapełnić pole gry. Dobrym przykładem był mecz z Rakowem Częstochowa. Velde wszedł w 70. minucie, od razu po strzelonej bramce wyrównującej, by pociągnąć zespół i przedłużyć dobry moment Lecha. Zamiast tego zagrał jak typowy jeździec bez głowy. 

Irytację w związku z działaniami Norwega widać również po mowie ciała kapitana zespołu, Mikaela Ishaka. Szwed często na boisku denerwuje się na skrzydłowego, który podejmuje irracjonalne decyzje. Niezliczoną ilość razy rozmawiał z kolegą, licząc na zrozumienie i przełożenie tego na boisko. Mając na myśli decyzyjność, nie ma z pewnością na uwadze jedynie gry ofensywnej. Ishak jako kapitan oraz najwyżej ustawiony obrońca wyraźnie daje sygnały do pressingu na obrońców, a w tym aspekcie Velde często jest spóźniony, co skutkuje faulem, bądź skutecznym atakiem rywali.

Druga twarz Velde

Zupełnie inne wcielenie wcielenie Velde można ujrzeć w meczach pucharowych. W eliminacjach do Ligi Mistrzów, Ligi Konferencji Europy oraz w fazie grupowej LKE rozegrał 11 meczów, w których zdobył 6 bramek oraz 4 asysty. Strzelał gole Karabachowi, Vikingurowi, Dudelange, Austrii Wiedeń (aż dwukrotnie wchodząc z ławki), a na deser piłkę z siatki po jego strzale wyciągał Pepe Reina z Villarrealu. Dorobek Velde nie obejmował jedynie typowych „patelni” do pustej bramki. Kristoffer potrafił strzelać z trudnych sytuacji, wygrywał pojedynki z obrońcami i dawał popis gry rasowej „dziewiątki”, umiejętnie wbiegając na wolne pole. Czar prysł, można było rzec. 

Dwumecz z Hapoelem Beer-Szewa nie różnił się jednak niczym od ligowych występów, a apogeum można było zobaczyć w Izraelu. Velde pojawił się na boisku na około pół godziny, i wyglądało to jak jego typowy występ z ławki. Nie wygrywał małych gier z przeciwnikiem i banalnie tracił posiadanie.

Koncert Velde

Tym bardziej trener John van den Brom zaszokował, kiedy Norweg wyszedł na boisko w pierwszym składzie na najważniejszy mecz rundy przeciwko Hiszpanom, którzy tanio by skóry nie sprzedali, mimo zapewnionego już wcześniej awansu do fazy grupowej LKE. Kibice już przed meczem odrzucali myśl o pozytywnym występie skrzydłowego, lecz nic bardziej mylnego. Velde zagrał wówczas prawdopodobnie najlepsze zawody w tym roku. Najbardziej dobitnym dowodem na to jest lista strzelców oraz asystentów z tego spotkania. Najpierw umieścił piłkę w siatce po wybiciu obrońców „Żółtej Łodzi Podwodnej”, a po pięciu minutach drugiej połowy idealnie obsłużył Michała Skórasia, któremu nie pozostało nic innego, jak dołożyć nogę. Oprócz pewnej gry w ataku, kluczowa była też defensywa. Velde odpowiedzialnie zabezpieczał strefy należące do niego, przez co ataki Hiszpanów były skutecznie oddalane od bramki „Kolejorza”.



fot. Jakub Piasecki/Cyfrasport

Dla zawodników, którzy nie załapali się na Mistrzostwa Świata w Katarze, nastał czas na krótki urlop, a następnie na pracę, by być w stu procentach gotowym na powrót rozgrywek. Lech, wychodząc z grupy, będzie kontynuował wiosną batalię na dwóch frontach, dlatego odpowiedni rytm meczowy i forma będą niezbędne, by zajść jak najdalej. Wszyscy sympatycy niebiesko-białych mają nadzieję, że wciąż z młodego Norwega będzie pożytek.

Mieszko Grabowski

***

Po więcej ciekawych tekstów ze świata sportu zapraszamy tutaj –> Planeta Sportu