Bart Gałązka i album Bełkot – Jak debiutować? [Rozmowa]

Bart Gałązka to debiutant. Jakiś czas temu wydał swój pierwszy album, a na horyzoncie już widać kolejny. Udało nam się porozmawiać z muzykiem na temat jego twórczości oraz innych około muzycznych aspektów.

bart
Bart Gałązka

Kim jest Bart Gałązka?

Bart Gałązka to artysta z Poznania, który tworzy muzykę, którą można zaliczyć do szerokopojętej alternatywy. Jednak, jak sam przyznaje, stara się nie tworzyć w żadnym gatunku. Bart w zeszłym roku wydał swój debiutancki krążek pt. Bełkot. Porozmawialiśmy właśnie o nim oraz o różnych aspektach debiutowania.

Jak siebie sam określa Bart Gałązka?

Próbując podsumować swoją twórczość mogę powiedzieć, że piszę o tym, co mnie w danym momencie męczy. Czasami jest to miłość, czasami mijający czas, a innym razem po prostu o ludzie, których mam serdecznie dość. Rękami i nogami kombinuję, aby każdy utwór był inny i nie wpisywał się w żadne definicje gatunkowe, a żeby był pysznym koktajlem inspiracji z najdalszych zakątków świata, zwieńczony szczyptą melancholii.

Bart Gałązka

Zapraszam na rozmowę.

Jak to jest debiutować? Czy jest to aktualnie trudne? Z jakimi wyzwaniami musisz się zmierzyć?


Jeśli chodzi o sam aspekt debiutowania, to nie jest to nic trudnego. Gorzej z przyjęciem tego debiutu. Uważam, że jeśli ktoś debiutuje, to nie można za bardzo zawyżać swoich oczekiwań, bo przyjdzie tylko rozczarowanie. Trzeba się nastawić na progresywny rozwój. Dość sporo czasu zabiera to, że ludzie przyjdą i będą cię słuchać. Jak ktoś samodzielnie debiutuje, bez wytwórni, to jest to dość trudny proces do przetrawienia. Trzeba nastawić się na to, że nie będzie od razu super. Nie będzie od razu milion odtworzeń na Spotify. Trzeba zapracować, aby zostać zauważonym.

Czyli według Ciebie największą trudnością jest przebicie się do „masowego słuchacza”?

Tak. Wiele miałem takich sytuacji, że się nastawiałem „Dobra, ta premiera to będzie TA. Jest wszystko dopieszczone. Będzie na playliście Alternatywna Polska na Spotify. TOP 3 minimum.” Po czym przychodzi premiera i na tej Alternatywnej ląduje gdzieś pod koniec pierwszej połowy, a w następnym tygodniu spada. Człowiek zostaje z takim lekkim niesmakiem. Trzeba się nastawić na to, że nie wszystko będzie szło tak, jakbyśmy chcieli.

Czy to, że jesteś w pewnym stopniu rozpoznawalny w internecie pomaga Ci czy przeszkadza w rozwijaniu kariery muzycznej? Może chcesz ten aspekt całkowicie odciąć, aby twoja kariera w tym obszarze biegła innym torem?


Na początku chciałem to połączyć i wykorzystać, aby dostać swojego pierwszego boosta, żeby przyszła jakaś minimalna rozpoznawalność. Jednak wraz z czasem zacząłem dochodzić do wniosku, że fajnie byłoby być kojarzonym stricte z muzyki i odciąć się od reszty. Aby nie być aktualnym/byłym youtuberem robiącym muzykę. Mam wrażenie, że jest taka pewna szufladka, z której jest się bardzo trudno wydostać. Aktualnie od ponad pół roku staram się całkowicie odciąć od tamtej sfery internetu i skupić się na tym, aby moja twarz kojarzyła się z muzyką, a nie ze śmieszkami w internecie.

Wróćmy w takim razie do tematu debiutanckiego krążka. Spodziewałeś się takiego odbioru, jeśli chodzi o album? Mam tu na myśli liczby, które wykręcają poszczególne utwory. Na Spotify faworytem jest kawałek Trzymaj się. Jest utwór, który myślałeś, że wygeneruje dużo większe liczby, jednak nie został doceniony, a inny, który nie przypuszczałeś, że to zrobi, został ciepło przyjęty?

W kontekście albumu Bełkot, największym zdziwieniem był ostatni singiel wraz z wypuszczeniem płyty. Był to kawałek pt. Pusta Kawalerka, który konkurował o miano singla z utworem Kim jestem. Jednak to właśnie piosenka Kim Jestem szerzej się przyjęła, ponieważ była puszczana w różnych radiach, bardzo regularnie przez parę ładnych miesięcy, a ostatecznie nie została singlem.

Tutaj mam wrażenie, że podjąłem trochę złą decyzję, jeśli chodzi o dobór tych singli. Rzeczywiście, utwory przyjęły się znacznie inaczej, niż myślałem. Stąd też na aktualną płytę jest obrana inna strategia, czyli duża liczba singli i dopiero później cały album z nowymi dwoma/trzema utworami.

To jest pewien trend teraz, jeśli chodzi o rynek wydawniczy. Najpierw wydaje się single, patrzy się, jak który się przyjmie, a na sam album daje się tylko kilka nowości. Jak się na to zapatrujesz? Czy to jest tylko i wyłącznie ruch ze strony wydawnictw, aby one wiedziały, co się najbardziej sprzedaje, czy to jednak ma prawo działać, jako taki ruch, który wychodzi od samego artysty?

Jako odbiorca muzyki przyznam, że lepiej mi się wyczekuje albumu, gdy w około pięćdziesięciu procentach nie wiem, co na nim będzie. Jednak patrząc od strony startującego artysty, który stara się ciągle w pewnym stopniu zaistnieć, to zaczynam rozumieć takie podejście. Każdy kolejny singiel, to jest kolejna szansa na zaistnienie czy to w jakichś rozgłośniach, czy playlistach na Spotify. Jeśli początkujący artysta poszedł tą „tradycyjną” drogą wydawniczą i album nie przyjąłby się tak, jak on chciał, to pozostaje poczucie zmarnowanych szans w postaci reszty utworów z płyty. Pojawiają się myśli: „Co jeśli wypuścił bym ten utwór jako singiel? Co jeśli do tego utworu bym zrobił klip?”.

Jako artysta rozumiem takie podejście, ale jako słuchacz mimo wszystko wolę ten „tradycyjny” tryb wydawania płyt. Na ten model mogą sobie pozwolić jednak tylko artyści, którzy są już rozpoznawalni, bo oni wiedzą, że fani sięgną po ich nową płytę. A jak ktoś debiutuje, to pomyśli w ten sposób jakieś dziesięć osób, a reszta potencjalnych odtworzeń czy ludzi, którzy przyjdą słuchać twojej muzyki pójdzie w eter.

bart
Bart Gałązka

Czyli w tym kontekście można powiedzieć, że każdy utwór z osobna żyje swoim własnym życiem.


Tak. Ja to odbieram jak kolejną szansę. Kolejną ekscytację związaną z wypuszczeniem kawałka, bo cały czas nie wiem, co przyniesie. Dążę do tego, aby móc mieć ten komfort w przyszłości, by wypuszczać tylko trzy single, a potem album z dziesięcioma kawałkami i nie bać się, że przez to, że coś pominąłem, że coś nie było singlem, ucierpiała na tym premiera całości.

Jak oceniasz rolę TikToka w tym aspekcie? W zakresie promowania muzyki czy nowych artystów. Bardzo często obserwuję, że jest to teraz trampolina do sławy. Czy TikTok jest teraz nieodzownym elementem bycia debiutantem? Wydaje mi się, że jest to platforma, na której algorytm jest tak bardzo losowy, że w sumie nie wiadomo, co stanie się popularne.

Jeśli chodzi o promocję na TikToku, to próbowałem raz przy okazji premiery pierwszego singla związanego z drugą płytą. Na TikToka i relację na Instagramie została wypuszczona reklama z fragmentem utworu Na noworocznej imprezie. Oby dwie były promowane, jednak TikTok zgromadził o wiele więcej osób. Ten algorytm tiktokowy jest o tyle nieprzewidywalny, że warto eksperymentować z promowaniem tam muzyki.

Chociaż jest pewne ryzyko zaszufladkowania utworu jako piosenka-mem. Ludzie wtedy nie patrzą, że jest to piosenka danego artysty, tylko mówią sobie „O! To jest piosenka z TikToka” i tyle. Ja się przyznam bez bicia, że w sumie właśnie TikTokowi, poznałem bardziej jeden zespół i byłem na ich koncercie i ich uwielbiam. Molchat Doma – zespół z Białorusi. Świetna muzyka. Jednak jest dużo takich utworów, gdzie sobie myślę „Okej, kojarzę to z memów, a nie po nazwisku artysty”.

W takim razie ponownie wróćmy do krążka Bełkot. Mnie zawsze bardzo ciekawi proces twórczy, dlatego czy mógłbyś zdradzić, kiedy się zrodził pomysł na album i jakich okolicznościach?


Pomysł na album zrodził się, gdy wyszedłem z dość długiego związku i zacząłem mieszkać sam. Przez co nie miałem takiego skrępowania żeby coś własnego tworzyć, że ktoś za ścianą nie będzie słuchał. Przez dłuższy czas miałem kompleksy związane ze swoim głosem. Musiałem go doszlifować. Bardzo długo chodziłem na zajęcia wokalne. Bardzo długo musiałem oswajać się z moim głosem. Sam album powstawał bardzo długo. Tak z trzy-cztery lata.

Pierwsze utwory były pisane nawet cztery-pięć lat temu, gdzie ostatni został napisany trzy miesiące przed premierą. To był dość długi proces. Koncept na album zrodził się chyba po czwartym utworze. Samotność bardzo pomogła w tej twórczości. Miałem czas, aby się oswoić ze sobą i ze swoją muzyką. Nie miałem żadnych bodźców, które mnie rozpraszały.

Na moje kolejne pytanie już połowicznie odpowiedziałeś, ale może będziesz chciał coś jeszcze dodać w tym temacie. Kiedy doszła do Ciebie świadomość, że to już nie są luźne single tylko cały album?


Na rok przed premierą nie miałem w planach tego nigdzie wypuszczać. Dopiero Kuba Zimny z zespołu zimnv zgadał mnie z producentem z Poznania, z którym aktualnie się bardzo dobrze kumplujemy i Bart Gałązka stał się poniekąd naszym duo projektem. To właśnie to, że zostałem z nim zgadany sprawiło, że zostałem zmotywowany. Stwierdziłem, że fajnie by było to wypuścić, a nie pisać tylko do szuflady.

Zwłaszcza, że miałem okazję słyszeć jego poprzednie prace, to jak on potrafi tchnąć życie w utwory oraz nagrać wszystko w o wiele lepszych warunkach niż te, które mam w domu. Pierwsza nasza sesja, na której zaczęliśmy nagrywać pierwszy utwór była momentem, w którym doszło do mnie, że warto byłoby to wypuścić.

Twój krążek jest dość smutny i melancholijny – skąd to się bierze? Czy to jest w Tobie, czy to po prostu pewien koncept?


Od razu zaznaczę, że to nie był koncept, ponieważ większość z tych utworów była pisana pod wpływem jakiegoś impulsu, nagłych przemyśleń. Czasami napisałem jeden wers i potem wokół niego budowałem cały utwór. Duża część utworów była napisana na smutno wracając z miasta, co łączy się z moim opisem na Spotify „Piszę muzykę, dla smutnych ludzi wracających z imprez”. Ostatecznie te wszystkie utwory zostały zebrane i w pewnym stopniu ułożone w chronologiczną całość.

bart
Bart Gałązka

Który utwór pisało Ci się najtrudniej?

Chyba Kim Jestem, ponieważ jest to najdziwniejszy utwór z całej płyty. Zawsze walczę z tym, aby tekst nie brzmiał kiczowato, ale nie zawsze mi się udaje. Boję się, że pomimo faktu, że coś brzmi dobrze, instrumental gra tak, jak powinien, to przez to, że tekst może zabrzmieć zbyt naiwnie czy zbyt prosto, to utwór ucierpi. Z kawałkiem Kim Jestem miałem największe opory, ponieważ cały czas miałem wrażenie, że on nie brzmi autentycznie. W tym utworze było najwięcej zmian i najwięcej kombinowania. Ostatecznie dotarłem do takiej formy, która wydaje mi się, względnie oddaje to, co chciałem w nim przekazać

Czy ten utwór był trudny w kontekście powstawania przez kwestie techniczne czy też również emocjonalne?


Nie powiedziałbym właśnie, że także emocjonalne. Ewentualnie tylko połowicznie, ale to ze względu na to, że pierwsza część tekstu została napisana pod impulsem, a później wprowadzając poprawki ten impuls zaginął. Reszta była pisana w oparciu o rozmyte wspomnienia i doświadczenia. Trudno mi było odtworzyć te uczucia, które mi towarzyszyły, przy pisaniu pierwszej wersji teksu.

A masz może jakąś nietypową historię związaną z powstawaniem tego krążka, którą chciałbyś się podzielić?


Pierwszy utworem, który napisałem na tę płytę to był kawałek pt. Nawałnica, czyli utwór otwierający debiut. W tamtym czasie nie miałem pojęcia, jak się posługiwać programami do obsługi muzyki. Skupiałem się tylko na tym, co gram na gitarze. Do wcześniej wspomnianego Kuby Zimnego podesłałem pare motywów gitarowych, jakiś tekst i wstępną melodię. Jako, że on też swego czasu poznawał te wszystkie procesy tworzenia muzyki, to spotkaliśmy się u niego, wbiliśmy te gitary i wstępny wokal. Tak powstało pierwsze demo.

Podejrzewam, że gdyby on się w tamtym momencie nie zgodził, to nie wiem, czy w ogóle bym kiedykolwiek wystartował z muzyką. Kiedy już jakaś osoba trzecia rzeczywiście pomoże przy starcie tworzenia, to jest to duży motywator. Bo to daje znać, że to, co się stworzyło, co się zaproponowało tej osobie trzeciej sprawiło, że ona uznała, że to jest na tyle interesujące, że chce nad tym popracować.

Bart Gałązka – Nasz dom

Wspomniałeś wcześniej, że Bełkot to projekt duo. Czy to jest album, który faktycznie jest stworzony tylko przez dwie osoby?


Tak. Ja sobie w domu przygotowuje demo, wbijam różne instrumenty czy to elektroniczne, czy fizyczne. Przychodzę z tym demem do Pawła Gogolińskiego, który jest moim producentem i działamy na nim. Ja odpowiadam za część artystyczo-liryczną, a on za tą artystyczno-techniczną. Tu trochę zmiana brzmienia bębnów, tu wbicie pewnych partii, tam dodanie czegoś w tle, aby klimat został podbity i zostały zbudowane emocje, które są przekazywane.

Rzeczywiście, jest to projekt realizowany tylko we dwie osoby. Jeśli w utworze pojawia się trąbka, to ona jest elektroniczna. Programy do produkcji muzyki są rozwinięte na tyle, że nie zdziwiłbym się, gdyby ktoś pomyślał, że niektóre instrumenty były nagrywane na żywo. Jest jeszcze jedna, trzecia osoba, która na sam koniec zajmuje się masteringiem utworu, ale to już jest taka stricte techniczna sprawa.

Czy Tobie jako debiutantowi było bardziej komfortowo pracować w tak małym teamie? Czy jednak masz tam gdzieś z tyłu głowy, że fajniej by było, gdyby trochę więcej osób się przy Tobie kręciło?


Przychodzą mi takie myśli do głowy. Zwłaszcza biorąc pod uwagę pisanie partii do instrumentów, na których nie gram np. perkusja. Zawsze mam takie poczucie, że ta perkusja mogłaby brzmieć lepiej. Czasami brakuje mi weny od strony osób trzecich, więcej pomysłów. A z tych pomysłów można by więcej rzeczy stworzyć. Pisanie utworów samodzielnie we dwie osoby, bardzo ogranicza tę sferę kreatywności. Dwie osoby mają limitowaną liczbę pomysłów. Jednak z drugiej strony, mała liczba osób ogranicza potencjalną liczbę konfliktów. Ta grupa ludzi z jakimi teraz pracuję, jest tą optymalną.

Jakie są twoje inspiracje? Bo nie ukrywam, że bardzo dużo gatunków i stylów miesza się u Ciebie na albumie. Jest coś w stylu rapu, jest i śpiew i jest też taki bardziej rockowy pazur oraz jest trochę elektroniki. Skąd to się bierze?


Lubię mówić, że słucham wszystkiego od Radiohead przez Taco Hemingway’a aż po Taylor Swift, więc inspiracje staram się czerpać skąd tylko mogę. Jest kilku artystów, którzy mnie zainspirowali, jeśli chodzi o proces tworzenia mojego debiutu np. Joji. To on natchnął mnie tymi melancholijnymi klimatami, ale jeśli chodzi o to, co się pojawia na płycie, to jest to zbiór inspiracji bardzo pojedynczymi utworami, jeśli nawet nie powiedzieć, że fragmentami utworów. Nie chcę, aby muzyka jaką wypuszczam, brzmiała „na jedno kopyto”. Staram się uniknąć gatunkowości w swoich utworach, aby każdy mógł tam znaleźć coś dla siebie.

Pomimo tego, że na albumie jest chaos gatunkowo-stylistyczny, to wszystko do siebie pasuje. To jest nadal spójny kompozycyjnie projekt.


Tą spójność zawdzięczam właśnie Pawłowi, który produkuje utwory. Staraliśmy się osiągnąć takie brzmienie, aby dane piosenki samodzielnie reprezentowały dane gatunki muzyczne, jakieś inspiracje. Jednak żeby puszczone razem, jedna za drugą, nie były za bardzo oderwane od siebie.

A teraz przenieśmy się do przyszłości, ponieważ wspomniałeś, że w planach jest Twój drugi krążek. Czy ty już coś wiesz na jej temat i mógłbyś coś zdradzić?


Aktualnie są wypuszczone dwa single do sieci pt. Na noworocznej imprezie oraz Trochę Poważniej. Sama płyta ma się nazywać Niemiło słyszeć. To jest takie trochę odejście od tych melancholijnych, miłosnych tematów. Pojawią się ze dwa utwory o takim charakterze, ale raczej jest to przejście na tematykę rzeczy, które mogą człowieka drażnić w życiu. Takich, które chciałoby się komuś powiedzieć, ale niekoniecznie byłby miłe do usłyszenia. Również w kontekście samokrytyki – osoba, która rzuca takimi stwierdzeniami, sama może być ich winna. Przy dobrych wiatrach, chciałbym, aby projekt ukazał się jeszcze w tym roku. Jest również wysoka szansa, że będzie to debiut fizyczny, ponieważ Bełkot nie ukazał się na fizycznym krążku.

bart
Bart Gałązka

Planujesz jakieś koncerty, aby można było usłyszeć Bełkot oraz Niemiło słyszeć na żywo?

 Pracuję nad tym, ale np. perkusistów jest „jak kot napłakał” i jak już jest jeden, to gra w trzech zespołach. Trudno jest znaleźć. Jakiś zalążek współpracy z paroma muzykami już mi się udało osiągnąć, więc jeszcze jesteśmy przed pierwszym graniem. Mam nadzieję, że uda się coś zagrać na żywo, bo człowiek zaczyna wypuszczać drugą płytę, a jeszcze nie zagrał ani jednego koncertu. Wypadałoby coś w tym kierunku zrobić.

Na koniec powiedz mi, czego ostatnio słuchałeś i czy chciałbyś coś polecić?

Ostatnio odkryłem dwa fajne polskie zespoły, które zasługują na trochę szerszy odbiór. Są to The Party is Over, który wydał ostatnio świetny singiel pt. Gasnę oraz Teksturie z singlem pt. Spokojnie. Jest to pomieszanie ballady z synth waveowym brzmieniem. Warto się zainteresować ich całą twórczością. Ostatnio wróciłem też do zespołu The Killers. Byłem na ich koncercie na Open’erze i był to jeden z najlepszych koncertów, na którym byłem w życiu.

Dziękuję za rozmowę i życzę Ci, aby jak najszybciej udało Ci się zagrać swój pierwszy koncert.

Bart Gałązka to młody obiecujący muzyk, więc koniecznie musicie zapoznać się z jego całą twórczością.

Bart Gałązka – Na noworocznej imprezie

Po więcej ciekawych tekstów ze świata muzyki zapraszamy tutaj – meteor.amu.edu.pl/programy/magmuz/