Lancey Foux 28 października tego roku wypuścił długo wyczekiwany, szósty album studyjny. Londyński raper na przestrzeni ostatnich dwóch lat, zyskał duże uznanie na rapowej scenie, co skutkowało wzrostem popularności i pędzącym hype’m na nowe projekty.
Początek czegoś wielkiego dla Lancey’a…
Pierwszy raz wsłuchując się w Life in hell, nie ukrywałem zachwycenia brzmieniem i strukturą. Krążek zaskakuje i pozwala słuchaczom trapu zwrócić uwagę na kreatywność Lancey’a Foux. Przy poprzednich projektach rapera można było odnieść wrażenie naciąganej inspiracji amerykańskim mumble rap’em i new wave’m. Koncept najnowszego albumu, moim zdaniem, przeczy temu stwierdzeniu.
Coś, co słuchacze trapu lubią najbardziej
W pierwszych minutach krążka ukazuje się nam eksperymentalne i unikatowe, jak na rapera, brzmienie. Melancholijne Spirit of x2c wprowadza niesamowity klimat i odsłania nam emocjonalną stronę ,,Życia w piekle’’. W następnych utworach nastrój przemieni się w nieco bardziej dosadny i ukierunkowany. Podczas pierwszego odsłuchu LP omal nie zwariowałem, kiedy w moich słuchawkach rozbrzmiał utwór pt. World on fire. Stonowane pierwsze sekundy to tylko cisza przed burzą, która za pomocą zabiegu ,,beat switch’’ przeradza się w piorunujące widowisko dla każdego fana trapu. Mocno bijące 808’sy mogą spowodować lekkie dreszcze, nawet u najbardziej zaznajomionych wielbicieli tego gatunku. Colors to następny kawałek, który przyciągnął moją uwagę. Prostota tekstu i złożoność produkcji to dwie rzeczy, które w parze potrafią stworzyć idealne połączenie. I tak się dzieję w tym przypadku.
Lancey w tym utworze opisuje uczucie zauroczenia, jako kolory widziane pod księżycem. Interpretacją może być odnalezienie miłości jako najwyższej wartości istnienia człowieka na ziemi. Na pierwszy rzut oka, motyw ten może się wydawać niezwykle rozbudowany. Tak, jak wspomniałem wcześniej Lancey postawił tutaj na prostotę tekstu, co moim zdaniem może przypaść do gustu nowym słuchaczom londyńskiego rapera. Idąc dalej nie sposób nie wspomnieć o jednym z singli promujących album i pozycji numer dziewięć na trackliście, czyli All night long. Jest to utwór który zdecydowanie przesłuchałem najwięcej razy z krążka Life in hell. Kawałek cechuje sensualne brzmienie i unikatowe flow Lancey’a, które wraz z mocną perkusją tworzą idealne połączenie pod „late night drive”.
Highlights’y…ale nie tylko
Moimi ulubionymi pozycjami na krążku są zdecydowanie World on fire, All night long i She the one. O trzeciej pozycji jeszcze nie wspomniałem, ponieważ przed jej usłyszeniem odniosłem wrażenie lekkiego zboczenia z kursu przez Lancy’a. Utwory, podczas pierwszego odsłuchu, stały się dla mnie monotonne i szare aż do usłyszenia pozycji numer siedemnaście z tracklisty, czyli właśnie She the one. Aranżacja dosłownie otoczyła mnie nieziemską atmosferą od pierwszych sekund trwania utworu. Od razu odniosłem wrażenie dryfowania w powietrzu, co na nowo obudziło moją ciekawość do Life in hell. Lancey w tym tracku opowiada o tym, jak traktuje swoją wybrankę sercową. Powtarzające się wiele razy i just want her to feel like she’s the one zwraca na to uwagę słuchacza.
Jak się podoba „Życie w piekle”…
Podsumowując, Life in hell dla niektórych może być ciekawą, muzyczną przygodą. Miłosne wątki przeplatające się w większości utworów, zdecydowanie znajdą swoją grupę odbiorców. Ja mogę polecić ten album ze względu na świeżość brzmienia i eksperymentalną nutę, której jeszcze moim zdaniem brakuje w trapie. Mimo ogólnego pozytywnego odbioru krążka muszę zwrócić uwagę na przytłaczającą długość tego LP. Ponad godzina to zdecydowanie za dużo, jak na ilość treści zawartej na albumie.
Mateusz Skrzypczak
Po więcej ciekawych tekstów ze świata muzyki zapraszamy tutaj – meteor.amu.edu.pl/programy/magmuz/