Tymek wystąpił w ramach cyklu Letnie Brzmienia w poznańskim parku obok Starego Browaru. Nie zabrakło najwiekszych hitów rapera, a sam artysta dostarczył wielu zaskoczeń!
Tymek i jego nowe Odrodzenie
Jakiś czas temu Tymek wydał swój kolejny długogrający album, którego recenzję możecie przeczytać poniżej. Mając na uwadze właśnie ten fakt, idąc na Letnie Brzmienia obawiałam się, że raper skupi się przede wszystkim na materiale ze swojego najnowszego wydawnictwa. Materiale dość świeżym i jeszcze nie osłuchanym, a w dodatku nieco mniej komercyjnym niż zazwyczaj. Patrząc na to, że cykl Letnie Brzmienia, to nie tour koncertowe konkretnych artystów, to wpadałoby zagrać kawałki znane szerszej publiczności i ewentualnie przeplatać je z nowościami.
I tu nastąpiło moje pierwsze zaskoczenie, ponieważ na koncercie nie zabrzmiał ani jeden kawałek z albumu Odrodzenie od Tymka. Repertuar był idealnie dobrany pod typ imprezy, na której występował raper. Między innymi, ze sceny można było usłyszeć takie piosenki jak: 80’s, Mare, Jeziorko, Sophia Loren, Język Ciała, Oczko w głowie i inne hitowe kawałki tego artysty.
Plener na Letnich Brzmieniach
Nie obeszło się bez obsuwy. Tymek wyszedł na scenę mniej więcej trzydzieści minut po planowanym czasie rozpoczęcia koncertu. O godzinie wskazanej na biletach, zaczęto dopiero rozwijać sporych rozmiarów baner, przedstawiający dłoń, który stanowił tło sceny. Zdziwiła mnie też liczba osób, które przyszły na koncert. Spodziewałam się tłumów, w końcu to koncert rapowy, co w Polsce ma duże wzięcie. Na Tymka, tak na oko, przyszło plus minus 400 osób, a teren wydarzenia nie został zapełniony. Strzelam, że w lokalu, przestrzeń była by pełna ludzi, jednak plener sprawił, że wizualnie wyglądało na to, że frekwencja nie była najlepsza.
Ludzi mogła odstraszyć niepewna pogoda. Było pochmurno i parno, a w dodatku chwile przed rozpoczęciem koncertu, zaczęły dochodzić do nas informacje, że Open’er został ewakuowany z powodu burzy. W Poznaniu również nie było za ciekawie, jeśli chodzi o ten aspekt, jednak można powiedzieć, że publiczność miała „farta”, ponieważ zaczęło padać dopiero minuty po zakończeniu występu rapera.
Stylóweczka
Raper wyszedł na scenę w ubraniu, w którym nie spodziewałabym się go zobaczyć tego wieczora. Miał na sobie czarne okulary i oversizeowy komplet garniturowy. Zakładałam, że na scenie pojawi się chłopak w dresach i sportowych butach, eksponując swoje tatuaże, a dostałam Tymka w eleganckim stroju. Gdy wyszedł na scenę, w pierwszej chwili można go było pomylić z Dawidem Kwiatkowskim, który również aktualnie ma podobny image sceniczny. Bardzo na plus było to, że muzycy z zespołu Tymka także mieli na sobie dopasowane do siebie nawzajem jednokolorowe komplety.
Koncert z zespołem
A będąc już przy muzykach. Należy wspomnieć, że Tymek grał cały koncert live z prawdziwymi instrumentami, co było moim kolejnym zaskoczeniem. Byłam przekonana, że raper będzie na scenie stał sam, wykonując swoje utwory jedynie do podkładu puszczonego z komputera. Okazało się, że czwórka muzyków wniosła do wykonań dodatkową energię.
Warto zauważyć, jak wyglądało rozstawienie poszczególnych osób na scenie. Tymek wraz z muzykami tworzyli pewną zamkniętą całość. Zazwyczaj perkusja stoi na samym tyle sceny, a w tym przypadku stała ona na samym przodzie. Tymek, choć od czasu do czasu to robił, to raczej nie stał bezpośrednio przed muzykami, skupiając na sobie całą uwagę publiczności. Za perkusją, która została wysunięta na pierwszy plan, raper miał podest, na którym miał swoją przestrzeń. Dzięki temu zabiegowi, był on niemalże otoczony przez instrumenty i swoich kolegów muzyków, co tworzyło zamkniętą całość.
Tylko dla najwierniejszych fanów
Recenzując twórczość Tymka, często narzekam na jego „niechlujny” styl śpiewania. Momentami odbiorca nawet nie jest w stanie usłyszeć konkretnych słów, które są w piosence. Udając się na koncert, miałam to z tyłu głowy. Zastanawiałam się, czy ten „niechlujny” styl to tylko kreacja na albumie, czy również podczas wydarzenia będzie się trzeba domyślać, co artysta aktualnie wykonuje. Niestety, tak właśnie było. Jakbym miała zażartować, to powiedziałabym, że ten koncert był wyłącznie dla najwierniejszych fanów artysty, którzy znają na pamięć wszystkie jego teksty, ponieważ niektórych wersów nie dało się zrozumieć. Dlatego dla słuchacza, który znał dwie lub trzy piosenki z setlisty, reszta koncertu mogła być katorgą.
Skoro przeszłam już do wokalu artysty, to warto wspomnieć o tym, że Tymek jak ognia unikał śpiewania wysokich dźwięków, które moim zdaniem są niekwestionowanym atutem w wielu jego utworach. Niestety, podczas występu, raper prawie w całości z nich zrezygnował i śpiewał niższe melodie.
Tymek zaserwował muzyczne zaskoczenia
To nie koniec zaskoczeń, ponieważ nadszedł czas na opisanie tego, jak koncertowo sprawdziły się niektóre kawałki. Część utworów z setlisty została niezmieniona, jeśli chodzi o brzmienie, ale pojawiły się również niespodzianki. Jedną z nich była piosenka Anioły i Demony, która została przerobiona na punk, jak przyznał sam artysta. Myślę, że to niezła próba, porwała publiczność, jednak osobiście do mnie nie przemówiła.
Jeden z ostatnich przebojów Tymka, to kawałek pt. Ostatni, który został nagrany wraz z Brodką na potrzeby serialu Netflix’a. Piosenka sama w sobie jest coverem i bez udziału damskiego wokalu, raczej nie spodziewałam się jej tam usłyszeć. Jak się okazało kawałek wybrzmiał, a w wersji koncertowej niósł za sobą jeszcze większy ładunek emocjonalny niż na nagraniu. A miała na to również wpływ oprawa świetlna. Gdy kawałek się zaczął, wszystkie lampy rozbłysnęły na czerwono. Ostatni został rozpoczęty od „środka”, a dokładnie od pierwszego refrenu, pomijając całkowicie zwrotkę Brodki.
Ostatnim kawałkiem, na który warto poświęcić osobny akapit jest Jeziorko. Przeczuwałam, że możemy usłyszeć ten utwór podczas koncertu, choć nie byłam co do tego w stu procentach przekonana. Okazało się, ze wykonanie Jeziorka było dobrą decyzją. Uspokoiło to trochę publiczność, która tego wieczoru otrzymała od Tymka materiał złożony z samych hitów, co skutkowało brakiem miejsca na wolniejsze kompozycje. Za pomocą utworu pt. Jeziorko Tymek zaserwował słuchaczom zebranym w Parku Starego Browaru romantyczny klimat.
Słodko-gorzki koncert
Po reakcji publiczności można stwierdzić, że ludzie dobrze się bawili. Nie zabrakło fanowskich transparentów czy pogo pod sceną. Sam przekrój wiekowy był bardzo szeroki, ponieważ w koncercie uczestniczyli zarówno młodsi, jak i starsi. Choć zdecydowanie, jeśli chodzi o zachowanie Tymka na scenie, nie był to koncert adresowany do najmłodszych.
W moim osobistym odczuciu był to słodko-gorzki koncert. Na plus jest na pewno image sceniczny i estetyka. Doceniam również dobór repertuaru do typu imprezy oraz próby zmiany aranżacji niektórych kawałków. Dobrą stroną występu była także komunikacja rapera z publicznością i jego zaangażowanie w koncert. ALE.
Ale niestety dużym problemem było niewyraźne śpiewanie/rapowanie, co utrudniało odbiór wydarzenia. Jest jedna bardzo istotna rzecz, która była największym minusem całego koncertu, o której wcześniej nie wspomniałam. Tymek na scenie podczas swojego występu wypalił prawie całą paczkę papierosów. W dodatku, nie między utworami, a podczas ich wykonywania. Osobiście uważam, że coś takiego nie powinno mieć miejsca i niestety pozostawiło we mnie pewien niesmak. Nie mniej jednak, trzeba przyznać, że artysta dobrze czuje się na scenie i jest nastawiony na to, aby robić show.
Pełna relacja fotograficzna w wykonaniu Angeliki Sarny dostępna poniżej.
Po więcej ciekawych tekstów ze świata muzyki zapraszamy tutaj – meteor.amu.edu.pl/programy/magmuz/