O tym kwartecie głośno jest na całym świecie. Pozytywne oceny wypływają z takich mediów jak The Times, BBC, Rolling Stone, Pitchfork. Nie ma żadnych wątpliwości, że obecnie jest to jedna z naszych najbardziej reprezentatywnych kapel. Stawiani są pod tym względem na równi z takimi grupami jak Behemot, Riverside lub Vader. 7 listopada w ramach trasy koncertowej, promującej nowy album Of The Sun, zespół Trupa Trupa odwiedził Poznań i przedstawił swój psychodeliczny repertuar. Częściej występują za granicą, ale o korzeniach nie zapominają. Miałem okazję podczas rozmowy dowiedzieć się paru interesujących kwestii odnośnie do ich pracy i przeszłości. Moim rozmówcą był wokalista – Grzegorz Kwiatkowski, w trakcie dołączył do nas także Tomek Pawluczuk- perkusista. Zapraszam do lektury.
– Mam olbrzymią przyjemność porozmawiać z wokalistą jednego z najciekawszych zespołów alternatywnych. Jest ze mną Grzegorz Kwiatkowski z Trupa Trupa. Cześć Grzegorz!
– Cześć, dzień dobry.
– Dzisiaj drugi z pięciu koncertów w Polsce podczas tej trasy. Przed wami jeszcze wiele krajów do odwiedzenia podczas tej trasy. Czy czujecie się inaczej, grając dla polskiej publiki? Są jakieś różnice?
– Powiem ci, że to jest bardzo dobre pytanie, ponieważ my wszystko robimy trochę krzywo, od tyłu i po swojemu. Nie robimy tego specjalnie, tylko tak nam wychodzi. Na przykład w tym momencie gramy pierwszą trasę koncertową w Polsce. Zawsze graliśmy albo na festiwalach, albo na przykład jeden koncert w Warszawie i potem jechaliśmy do domu. Nigdy nie doszło do takiej kumulacji, a na ogół jak gramy na zachodzie to w ramach trasy koncertowej. Mieliśmy odbiór na zachodzie rzeczywiście mocniejszy, ale wydaje mi się, że chodzi właśnie o trasę koncertową i o pewną atmosferę trasy koncertowej i synergię. Wczoraj graliśmy w Warszawie w klubie Pogłos. Klub był pełny i atmosfera była super. Publiczność jest dobra tu i tam.
– Powiedz mi, czy śledzicie w jakiś sposób polską scenę muzyki alternatywnej? Wiem, że znacie się z również gdańską kapelą Nagrobki. Swoją drogą wydali niedawno bardzo ciekawy album. Interesujecie się, jesteście na bieżąco?
– My jesteśmy akurat z Nagrobkami przyjaciółmi od lat. Adam Witkowski i Maciej Salamon to przyjaciele Trupa Trupa, Trupa Trupa to przyjaciele Nagrobków, więc pod tym kątem tak. My nikogo nie śledzimy. Znamy muzykę i słuchamy muzyki, ale wydaje mi się, że nie jesteśmy częścią żadnego środowiska muzycznego. Jesteśmy trochę z boku.
– Przejdźmy może do waszej nowej płyty, bo to chyba nieuniknione. Of The Sun to wasz piąty album studyjny. Moim zdaniem znajduje się tu wszystko, co macie najlepszego do zaoferowania, ale są też niespodzianki. Dla mnie taką niespodzianką jest utwór Turn. Są na tym albumie rzeczy, o których możecie powiedzieć, że wcześniej na żadnym albumie się nie pojawiły?
– Ten album w ogóle brzmi trochę inaczej niż dwa poprzednie. Jest trochę spokojniejszy i te piosenki są bardziej „piosenkowe”, melodyjne. Nie chcemy nagrywać ciągle takich samych płyt. Jeśli chodzi o utwór Turn, o którym powiedziałeś, to ciekawe, bo nasze albumy brzmią inaczej niż my na koncercie. Dzisiaj się przekonasz, że koncerty bardziej brzmią jak piosenka Turn. Koncerty są bardziej żywiołowe, energetyczne, wręcz agresywne, a płyty bardziej medytacyjne, smutne, nihilistyczne.
– Już miałem akurat okazję być na koncercie na Openerze, więc doświadczyłem tego, co mówisz. Czy podczas prac nad tą płytą towarzyszyła Wam jakaś forma presji związana z różnymi pozytywnymi wypowiedziami z wielu stron?
– Wydaje mi się, że nie ma czegoś takiego jak presja, która działa na nas z zewnątrz. My z każdej płyty musimy być zadowoleni. My jako my. Jesteśmy sami wymagający względem siebie i naszą presją jesteśmy my sami. Jesteśmy zadowoleni z albumu Headache, z albumu Jolly New Songs i Of The Sun. Wcześniej (przed Headache) byliśmy zadowoleni z kompozycji, ale jesteśmy zespołem DIY, mieliśmy problem dojścia do produkcji. Od płyty Headache współpracujemy z Michałem Kupiczem i od tej pory ja uznawałbym takie prawdziwe istnienie Trupa Trupa, czyli od 2015 roku, ponieważ to był pierwszy moment, gdy byliśmy zadowoleni i z kompozycji, i z produkcji, i z brzmienia. To jest nasza wewnętrzna presja, że my nie możemy zejść poniżej tego, co uważamy za dobre, a uważamy te trzy albumy za dobre.
– Właśnie nawiązałeś do mojego kolejnego pytania. Myślę, że się zgodzisz, że jesteście w relatywnie dobrym momencie kariery. Pracujecie z czterema wytwórniami muzycznymi, dwoma agencjami koncertowymi, a dziennikarze z całego świata z wielkim szacunkiem się o Was wypowiadają. Chciałem właśnie zapytać, w którym momencie to wszystko nabrało takiego rozpędu. Gdy poczuliście, że możecie wejść do gry o większą stawkę. To była właśnie reakcja środowiska na album Headache?
– Dokładnie tak. Mieliśmy takie szczęście, że szef wytwórni Blue Tapes zaproponował nam wydanie albumu Headache w Wielkiej Brytanii. Nie mieliśmy wielkich oczekiwań. Byliśmy ignorantami- nawet nie wiedzieliśmy, jaka to jest wytwórnia. Nagle okazało się, że to bardzo dobra wytwórnia i zaczęły pojawiać się znakomite recenzje na całym świecie i to w dużych miejscach. Wszystko zaczęło się kręcić. Ciekawe jest też to, że to był odpowiedni moment, bo naszym zdaniem jest to dobry album. Wszystko stało się w odpowiednim miejscu i czasie i poszliśmy za ciosem. Zaczęliśmy wykorzystywać tę szansę i badać, co się stanie, jeśli ją wykorzystamy. Próbujemy iść różnymi ścieżkami, trochę nieprzebytymi z perspektywy Polski. Robimy to dosyć ostrożnie. Dla nas najważniejsza jest przyjaźń w zespole, układ demokratyczny i jakość piosenek oraz płyt. To jest najważniejsze. W zespole nie występuje słowo „kariera” ani rozważania o podboju świata. Fajnie mieć dobry odbiór, partnerów, agencje koncertowe, wytwórnie. To są bardzo ważne rzeczy, ale najważniejsza rzecz to sam zespół.
– Muzyka zespołu Trupa Trupa raczej nie ma cech mainstreamowych. Można powiedzieć, że jest przytłaczająca. Często panuje duszna atmosfera. Przez to chyba Wasz sukces bardziej można rozpatrywać na poziomie artystycznym niż komercyjnym. Zależy Wam na dotarciu do większego grona i tworzeniu bardziej radiowych piosenek? Czy jednak artyzm jest bezsprzecznie najważniejszy i tylko w nim widzicie sens?
– Myślę, że w ogóle nie posługujemy się takimi kategoriami jak artyzm. Nigdy nie było takiej sytuacji w historii, żeby ktoś realnie rozważał potencjał radiowy piosenki poza żartem. Nie mamy obowiązków względem jakiejś grupy. Wytwórnie, w których teraz jesteśmy, nie wyznaczają nam tych obowiązków. Niesamowite w tym zespole jest to, że pozostajemy w takim charakterze. Na ogół zespoły są już po drugiej stronie rzeczywistości, gdzie są już inne rzeczy istotne. Na przykład ile pieniędzy będzie z tantiemów. My co chwilę mamy jakieś szczęście. Oczywiście mamy też dużo nieszczęścia i wypadków, ale potrafimy obrócić to na drugą stronę i okazuje się, że działa to na naszą korzyść. Sednem jest zespół i to, że mamy być zadowoleni z piosenek. Jak komuś się nie podoba, to się nie podoba- tu się kończy dyskusja. Nie cieszymy się oczywiście z tego, że ktoś mówi „jesteście beznadziejnym zespołem”. Nie gramy przede wszystkim dla innych, ale dla siebie.
Tomek Pawluczuk: Jedno jest pewne- nigdy nie robiliśmy i nie popełnimy piosenki pod radio, specjalnie w tym celu. Gramy to, co czujemy, że chcemy grać, a jeśli znajdzie się jakieś grono ludzi, do których to trafi i im się spodoba, to jesteśmy w siódmym niebie. Nie robiliśmy nigdy muzyki w taki sposób, żeby spodobało się większej grupie ludzi. To zawsze było szczere i choćby ani jednej osobie się to nie spodobało, byłoby tak samo.
– Zmierzając do końca, Grzegorz Kwiatkowski jest zawodowym poetą. Wasze teksty traktują przede wszystkim o śmierci, przemijaniu, cierpieniu. Zgodziłbyś się z takim stwierdzeniem, że można w odnaleźć w nich piękno?
– Podkreślam to, co chwilę. To, że jestem poetą, sugeruje, że ja jestem autorem tekstów, a tak naprawdę autorów jest czterech, bo wszyscy mają wpływ na to, czym jest ten zespół, czym są teksty, czym jest muzyka. Patrząc bardziej pod lupą- autorów jest dwóch. Jestem ja oraz Wojtek Juchniewicz. Na ogół teksty Wojtka są dłuższe od moich. Gdybym ja rządził, to teksty byłyby pewnie tylko nihilistyczne i smutne, a są różne. Jest trochę piękna i estetyki, trochę smutku. Są różne rzeczy w obrębie jednej piosenki lub płyty i moim zdaniem ta różnorodność jest siłą tego zespołu. Nie ma jednej wizji, każdy ma swój tak samo ważny wkład. Jakby się przejechało przez recenzje, to jest tam, nie wiem… 35 zespołów wymienianych, co pokazuje, że każdy wkłada siebie. My nie wiemy, czym jest ten zespół, jaka jest wizja i uważam, że jest to nasza siła. Jeśli mielibyśmy się określić „jesteśmy zespołem politycznym” albo „śpiewamy tylko o śmierci”, to czar pryska.
Rozmawiałem z zespołem Trupa Trupa, który prężnie się rozwija i staje się coraz bardziej rozpoznawalny na całym globie. Jak widać powyżej – dla nich mimo wszystko liczy się sam zespół i zadowolenie z własnej pracy. Zachęcam do zapoznania się z nowym albumem – Of The Sun.
Rozmawiał Jędrzej Rumiński