Trucizna, czyli taniec szaleństwa w Polskim Teatrze Tańca – z życia tanecznego laika

Nigdy specjalnie nie interesowałem się tematyką tańca. Jakie było więc moje zdziwienie, kiedy pewnego piątkowego popołudnia, przechadzając się ulicą Półwiejską w Poznaniu, udało mi się zdobyć bilet właśnie do Polskiego Teatru Tańca. Spektakl Trucizna, na który udało mi się dostać wejściówkę wystawiany był jeszcze tego samego dnia. Nie mając lepszych planów, udałem się do Teatru.

Polski Teatr Tańca "Trucizna"
źródło: ptt-poznan.pl

Odważna decyzja dla amatora tańca

Nigdy specjalnie nie interesowałem się tematyką tańca. Wiedziałem, że przybiera on wiele form artystycznych, społecznych, a nawet socjalnych. Wiedziałem nawet, że istnieją takie instytucje jak Polski Teatr Tańca, które przekazują za jego pomocą pewne historie. Nie mniejsza, ta forma artystycznej ekspresji mnie nie pociągała. Jakie było więc moje zdziwienie, kiedy pewnego piątkowego popołudnia, przechadzając się ulicą Półwiejską w Poznaniu, udało mi się zdobyć bilet właśnie do Polskiego Teatru Tańca. Spektakl, na który miałem się udać, był wystawiany jeszcze tego samego dnia. Nie miałem jakichś bardziej ambitnych planów – udałem się więc do teatru.


Decyzja ta była jedną z lepszych, jaką taki laik tanecznych performensów jak ja mógł podjąć. Z przedstawienia wyszedłem zaskoczony. Powiem więcej, byłem wręcz oczarowany zarówno choreografią, jak i przedstawieniem wizualnym. Ważną rolę odegrał także nastrój, który wyczuwalny był od samego rozpoczęcia, aż do zakończenia spektaklu. Zacznijmy jednak od początku.

Polski Teatr Tańca "Trucizna"
źródło: ptt-poznan.pl


Trucizna – najważniejsza jest atmosfera


Spektakl, o którym piszę to Trucizna. Reżyserem tego przedstawienia jest Marta Ziółek, która odpowiada także za choreografię. To właśnie ten drugi punkt, był siłą napędową, dla którego wszyscy widzowie (a warto wspomnieć, że sala była całkowicie pełna) przybyli do teatru znajdującego się na ulicy Taczaka w Poznaniu. Poprzez mieszanie różnych stylów i zmiennej dynamiki, w tańcu aktorom udało wprowadzić się widzów w ten charakterystyczny, balansujący wręcz na granicy niepokoju nastrój. Dodatkowym atutem, który również nasycał atmosferę była sfera techniczna. Od wielkiego telebimu, który wyświetlał przeróżne obrazy, aż po oprawę muzyczną i oświetlenie. Wszystko zostało dopięte na ostatni guzik.

I to dzięki tym wszystkim elementom z przedstawienia wyciśnięto pełnię obrazu, dźwięku i przede wszystkim ruchu, które to w połączeniu wytworzyły aurę obłędu. W niektórych momentach – nawet strachu. Bo będąc absolutnie szczerym, jako wielki fan gatunku, jakim jest horror, w niektórych momentach trwania przedstawienia byłem mentalnie przygotowany na pojawienie się jumpscare’u.

Polski Teatr Tańca
źródło: ptt-poznan.pl

Tajemnice Historii


Jak już wcześniej wspomniałem, nastrojowość, była czynnikiem, który przekonał mnie do tańca w teatrze. Ciągle pozostaje jednak jedno pytanie, na które jeszcze nie udzieliłem w tym artykule odpowiedzi. O czym jest Trucizna? Żeby lepiej zrozumieć fabułę spektaklu, a co za tym idzie jego przekaz, należy zapoznać się ze zjawiskiem choreomani. Choreomania, czyli ,,taneczna zaraza”, to dosyć tajemnicze zjawisko, które pojawiło się na kartach historii w średniowieczu. Miało ono miejsce w Europie, głównie w takich krajach jak Niemcy, Francja czy Belgia. Polegało ono na spontanicznej „epidemii tańca”, podczas której ofiary niby w jakimś amoku, tańczyły do momentu dosłownego padnięcia z przemęczenia. Jest to o tyle, dziwne zjawisko, gdyż pojawiało się w wielu różnych krajach, na przestrzeni zaledwie kilku lat.

I to właśnie ta tajemnica jest głównym filarem przedstawienia, które zostało podzielone na kilka rozdziałów. W każdym z tych rozdziałów prezentowana jest inna forma tańca zarówno z innej epoki, jak i o innym charakterze. Rozpoczynając od niepokojących tańców społecznych, które mogłyby służyć jako odwzorowanie tajemniczych „epidemii tanecznych”, aż po nowoczesne formy tańca społecznego, które na myśl przykuwają imprezę typu rave. Wszystkie te części mają w sobie jednak element wspólny. Jest nim amok czy inna forma szaleństwa, która towarzyszy widzom od samego początku. Wzmagane jest ono przez jakby automatyczne ruchy tancerzy i odpowiednio dobraną stronę techniczną. Dzięki temu samo przedstawienie, jak i próby zinterpretowania ruchów aktorów, były dla mnie nie lada gratką.

Polski Teatr Tańca "Trucizna"
źródło: ptt-poznan.pl

Trucizna – podsumowanie


To właśnie wszystkie te elementy sprawiły, że pomimo mojego początkowo sceptycznego nastawienia, na spektaklu bawiłem się naprawdę nieźle. Z perspektywy totalnego amatora tanecznego artyzmu muszę również przyznać, że było to ciekawe przeżycie, które każdemu z przyjemnością polecam. Jest to na pewno niecodzienna forma przekazu teatralnego. Ale też czego innego można by się spodziewać po tańcu, który na przestrzeni wieków, wyewoluował w takie formy, że można by go również nazwać niecodziennym w porównaniu do jego historycznych pierwowzorów. Muszę przyznać, że sam zostałem zatruty przez Polski Teatr Tańca. I ich Truciznę, przez co na pewno jeszcze nie raz będę sprawdzał ich repertuar. Kto wie? Może i w niedalekiej przyszłości zedrę z siebie miano tanecznego laika?

Autor: Szymon Kowalski

Po więcej ciekawych tekstów ze świata kultury zapraszamy tutaj – meteor.amu.edu.pl/programy/kultura/