Pandemia ‘Covid-19’, która wywróciła świat o 180 stopni ma również wpływ na rozgrywki między krajowe w piłce nożnej. Zanim poczujemy wielkie emocje związane z Mistrzostwami Europy, możemy pod koniec marca poczuć przedsmak tych chwil w eliminacjach do Mistrzostw Świata w 2022 r. Oczekiwanie na pierwszy gwizdek sędziego wśród sympatyków piłki nożnej był ogromny. Każdy kibic z utęsknieniem czekał na mecze ukochanej kadry. Dodatkowym smaczkiem był fakt, że po raz pierwszy na ławce trenerskiej reprezentacji Polski zasiadł Portugalski selekcjoner Paulo Sousa.
Jednym z czynników, które spowodowało zwolnienie Jerzego Brzęczka z pracy były zarzutu, że drużyna gra w sposób schematyczny, przewidywalny i toporny dla oka. Po ogłoszeniu składu na spotkanie z Węgrami dało się zauważyć, że Sousa oddziela grubą kreską kadrę polskiego szkoleniowca pokazując przy tym swoją wizję na ułożenie zespołu. Największą niespodzianką było brak podstawowego obrońcy w postaci Kamila Glika na rzecz rozwijającego się w błyskawicznym tempie na zapleczu Premier League – Michała Helika. Dodatkowo ustawienie Sebastiana Szymańskiego na pozycji ‘wahadłowego’ (zawodnik ustawiony na skrzydle, który jednocześnie wspomaga poczynania defensywne) wśród opinii publicznej było dość zaskakującym ruchem.
Ustawienie z trójką nominalnych środkowych obrońców miało za zadanie grać z wysoką linią obrony i bardzo szybko podchodzić pod zawodników Madziarów. Jednak ten eksperyment spalił na panewce już w 6 minucie. Pięknym podaniem na kilkadziesiąt metrów popisał się Fiola, a napastnik gospodarzy precyzyjnym strzałem przy słupku otworzył wynik spotkania.
Jak tragiczna była to połowa w wykonaniu Polaków, świadczy fakt że pierwszy celny strzał oddali dopiero w 27 minucie. Robert Lewandowski więcej razy kłócił się z sędzią i wymachiwał rękoma niż miał kontaktów z piłką.
Druga połowa rozpoczęła się równie źle co pierwsza. Ponowna niefrasobliwość w obronie i indywidualny błąd Helika spowodował, że Szalai zmienił wynik spotkania na 2:0. Paulo Sousa widząc bezczynność naszym zawodników zdecydował się na odważny ruch. Wprowadził Piątka i Jóźwiaka – zawodnicy stricte ofensywni, którzy mieli ożywić poczynania boiskowe. Na stadionie Ferenca Puskasa pojawił się również wielki nieobecny w pierwszym składzie Kamil Glik. Trzeba przyznać ze pojawienie się nowych piłkarzy zadziałało błyskawicznie. Najpierw w 60 minucie piłka trafiła do napastnika Herty Berlin, który zachował instynkt snajpera zdobywając bramkę kontaktową, a dosłownie 60 sekund później skrzydłowy Derby County zachował zimną krew w polu karnym i w „meczu przyjaźni” mieliśmy 2:2
Gdy wydawało się, że obudzeni Polacy będą chcieli za wszelką cenę wygrać ten mecz, jednak 15 minut później powróciły koszmary w wykonaniu naszych obrońców. Willy Orban bez problemów uciekł Arkadiuszowi Recy i z najbliższej odległości trafił do siatki. Na odpowiedz podopiecznych portugalskiego selekcjonera nie trzeba było długo czekać. Piękną indywidualną akcją przypomniał o sobie słabo dysponowany w tym meczu Robert Lewandowski. Precyzyjnym uderzeniem prosto w lewe okienko bramki pokonał bezradnego bramkarza Węgrów, ustalając wynik spotkania na 3:3.
Podział punktów na otwarcie eliminacji wydaje się z przebiegu meczu sprawiedliwym rezultatem. Paulo Sousa wyraźnie przestrzelił z pewnymi wyborami w pierwszej ‘11’, jednak dobre zmiany spowodowały, że udało się wywieźć punkt z niewygodnym przeciwnikiem. Po zaledwie 2-3 jednostkach treningowych można dostrzec, że selekcjoner ma swój pomysł na kadrę i miejmy nadzieje, ze z czasem będzie to wyglądać coraz lepiej. Najbliższe dwa mecze Polska rozegra z Andorą oraz Anglią. Potyczka z podopiecznymi Koldo Alvareza zdaje się być tylko przedsmakiem co czeka nas 31.03 na Wembley. Musimy liczyć na znacznie lepszą grę, w przeciwnym razie Synowie Albionu mogą nam delikatnie zepsuć humor i dobry nastrój na święta Wielkanocne.
ADAM RYBA