Elitarni wojownicy rasy Yautja to już kultowe postacie, których nie trzeba nikomu przedstawiać. Ci łowcy wstąpili w wielu produkcjach jednak ostatnimi czasy nie dorównywały one jakością do oryginalnego filmu z 1987 roku. Aż do teraz, kiedy 20th Century Studios, wypuściło na rynek streamingowy prequel serii – „Predator: Prey”. Jak prezentuje się starcie kosmicznych łowców z plemieniem Komanczów?
Akcja filmu rozgrywa się w 1719 roku na terenie Ameryki Północnej. Wśród dzikiej przyrody, nienaruszonej przez cywilizację, żyje plemię Komanczów. Główna bohaterka to Naru (Amber Midthunder), młoda dziewczyna aspirująca do zostania łowcą jak jej brat Taabe (Dakota Beavers). Nie jest jednak to proste zadanie, ponieważ wątła postura dziewczyny i jej umiejętności są wyśmiewane przez innych myśliwych. Pewnego dnia tereny te odwiedza statek kosmiczny, który zostawia na miejscu jednego pasażera – tytułowego Predatora (Dane DiLiegro). Podczas jednego z polowań Naru i pozostali myśliwi trafiają na trop pozaziemskiego łowcy. Dziewczyna postanawia zapolować na tajemniczego drapieżnika, jednak nie jest świadoma, że to ona stanie się zwierzyną.
Fabuła jest prosta i w sumie bardzo dobrze, bo można się skupić na starciu Predatora z główną bohaterką. Wstęp służy jedynie jako szybkie wprowadzenie do świata przedstawionego oraz nakreśleniu poszczególnych bohaterów. Potem od razu przechodzimy do dania głównego tej produkcji, czyli polowania. Wszystkie sceny w których występuje Predator są moim zdaniem fenomenalne i dają spory zastrzyk adrenaliny. Szczególnie starcie z kolonistami w spalonym lesie spowitym mgłą w połowie seansu. Końcowy pojedynek również satysfakcjonująco kończy historię pokazując, czego nauczyła się Naru przez całą swoją podróż. Liczę na kontynuację, zapowiedzianą małym mrugnięciem okiem podczas napisów końcowych.
Predator vs prey
Postacie w tym filmie nie są wybitne czy wielowarstwowe, ale nie muszą takie być. Amber Midthunder bardzo wiarygodnie oddaje postać młodej dziewczyny z plemienia Komanczów imieniem Naru. Chce być traktowana na równi z innymi myśliwymi i mężczyznami, więc stara się doskonalić swoje umiejętność w każdej wolnej chwili. I wychodzi jej to całkiem dobrze. Pokonuje wrogów i rożne przeciwności losu nie za pomocą siły fizycznej, lecz dzięki sprytowi i zwinności. W ten sposób udaje jej się wyjść nawet z najgorszych sytuacji obronną ręką. Można by tak dyskutować, na ile takie wydarzenia są realne, jednak w konwencji samego filmu one się sprawdzają. Dziewczynę da się polubić. Jest to typowa protagonistka, która na początku może wydawać się za słaba na takie starcie, jednak wraz z rozwojem wydarzeń przestajemy mieć takie wrażenie. Dzięki czemu nie mamy problemu z kibicowaniem jej podczas akcji.
Moim ulubieńcem tej produkcji jest jednak sam Predator. Postać została tutaj świetnie sportretowana dzięki wcielającemu się w niego Dane DiLiegro oraz scen z jego udziałem. Ponownie jest to tajemnicze zagrożenie, które odkrywamy wraz z główną bohaterką. Początkowo praktycznie nie widzimy tej postaci, ponieważ kryje się za pomocą słynnego, przeźroczystego kamuflażu. Z czasem widzimy go coraz częściej, przy czym odsłaniane są kolejne karty jego umiejętności. Napiszę to ponownie, uwielbiam szczególnie scenę z Predatorem w spalonym lesie, gdzie walczy z kolonistami. Wszystko jest spowite mgłą, dzięki czemu starcie jest jeszcze bardziej klimatyczne. I to właśnie wtedy ujrzeć możemy nowy wygląd kosmicznego łowcy w pełnej okazałości. Wojownik Yautja to nadal brutalna siła z mnogą liczbą śmiercionośnych gadżetów. Tutaj powrócono dodatkowo do korzeni serii i dodano mu aurę tajemniczości, której brakowało w poprzednich filmach z jego udziałem.
Reszta postaci po prostu jest. Tyle mogę powiedzieć o bracie Naru, kolonistach czy członkach plemienia. Służą jedynie za tło podczas rozmów lub mięso armatnie w trakcie starć. Szkoda, że nie dodano im więcej głębi, choć dzięki temu skupiono się bardziej na głównym starciu tego filmu.
Dzikie łowy
Surowy, naturalny krajobraz Ameryki Północnej jest piękny i dodaje klimatu całej historii. Jest to miła odmiana po starciach w terenach miejskich w innych produkcjach. Lasy, łąki, szerokie stepy czy wysokie góry ładnie wyglądają na ekranie. Jako tło wydarzeń i starć też prezentują się całkiem nieźle i czasem są nawet pomysłowo wykorzystane. Ich pierwotność przypomina nam, że fabuła dzieje się prawie trzy stulecia wcześniej od pierwszych części serii.
Muzyka też dobrze komponuje się w całość obrazu. Połączenie plemiennych nut z klasyczną, hollywoodzką ścieżką dźwiękową wypada całkiem nieźle. Jednak nie na tyle, żeby zapaść widzowi głęboko w pamięć.
Znane tropy odkryte na nowo
Najnowszy film z serii „Predator” może i nie jest wybitnym dziełem, które zmieni oblicze kinematografii. Jest jednak wystarczająco dobry, żeby był to powiew świeżości dla tej marki i zielone światło dla kolejnych oryginalnych projektów. Ekipa filmowa stworzyła dzieło, które może konkurować z oryginałem i to powinna być znacząca rekomendacja. Połączenie pierwotnego, plemiennego klimatu Ameryki Północnej oraz kosmicznych łowców wyszło świetnie. Aż szkoda, że ta produkcja ukazała się tylko na streamingu, bo chętnie zobaczyłbym ją na dużym, kinowym ekranie. Nie zmienia to jednak faktu, że jeśli szukacie dobrego filmu w te wakacje to owy tytuł jest jedną z najlepszych propozycji.
Po więcej ciekawych tekstów ze świata kultury zapraszamy tutaj – meteor.amu.edu.pl/programy/kultura