Kolejny koncert z cyklu Letnie Brzmienia i kolejna topowa gwiazda polskiej sceny muzycznej przed poznańską publicznością. 15 lipca w parku obok Starego Browaru swoje dzieła zaprezentowała Natalia Przybysz. Czy zielona przestrzeń obudziła w poznaniakach prawdziwy Zew?
Cykl Letnie Brzmienia to dosyć specyficzny cykl koncertów. Publiczność siedzi na kocach albo na leżakach w strefie gastronomicznej, a tylko część ze zgromadzonych stoi typowo pod sceną. Jednak artyści tak charyzmatyczni jak Natalia Przybysz przyciągają publikę jak najbliżej siebie. Ale zanim koncert się rozpoczął, wszyscy musieli uzbroić się w cierpliwość. Wydarzenie rozpoczęło się z ponad półgodzinnym opóźnieniem, jednak było na co czekać.
11 marca ukazał się najnowszy album piosenkarki – „Zaczynam się od miłości”, który jest hołdem złożonym jednej z najwybitniejszych polskich artystek – Korze. Jak można przeczytać na stronie wytwórni Kayax, płyta zawiera niezaśpiewane dotąd teksty Kory. Sama nazwa albumu to parafraza tytułu zbioru tekstów Kory wydanych w formie książki „Miłość zaczyna się od miłości”. A to wszystko we wspaniałej muzycznej otoczce stworzonej przez Przybysz i jej zespół w składzie: Jurek Zagórski, Mateusz Waśkiewicz, Patryk Stawiński, Jakub Staruszkiewicz.
Wszystko zaczęło się od miłości
Koncert był inny niż ten, który odbywał się zimą, czy w kwietniu w stolicy wielkopolski. Tamte skupiały się na promocji nowej płyty, a lipcowy jednak dodatkowo pokazał przekrój poprzednich trzech albumów Przybysz – „Jak malować ogień”, „Światło nocne” oraz „Prąd”. Jednak wszystko rozpoczęło się od miłości, a konkretnie od utworu „Mamo”. W dalszej kolejności poznańska publiczność kołysała się do piosenki „Słyszysz”, „Puste miejsca” oraz „Jest miłość”. Przybysz zachęcała zgromadzonych, aby podeszli bliżej sceny i bawili się razem z nią. Po pierwszych utworach nieśmiałość ustąpiła i wiele osób zdecydowało się wstać i tańczyć do następnych piosenek, zdecydowanie bardziej żywiołowych – „Oko Cyklonu” i moim zdaniem największego hitu ostatniej płyty, jakim jest utwór „Zew”. Przy tym kawałku nawet moje nogi poniosły mnie bliżej sceny, aby zacząć tańczyć razem z Przybysz
Wiecznie żywe Maanam
Podobnie jak na grudniowym koncercie, w środku lata w centrum Poznania rozbrzmiały dźwięki nieśmiertelnego polskiego zespołu Maanam. Publiczność bawiła się i śpiewała do zdarcia gardła „Lipstick on the Glass” oraz „Stoję, stoję, czuję się świetnie”. Jednak nie tylko zgromadzenie w Parku świetnie się czuli. Artystka dawała z siebie wszystko i było widać, że Kora i zespół Maanam jest dla niej inspiracją. Ich utwory w wykonaniu Przybysz nabrały nowego zabarwienia, więc nic dziwnego, że poznańska publiczność nagrodziła muzyków szczególnymi brawami.
Po oddaniu hołdu zespołowi Maanam, ze sceny rozbrzmiał utwór „Miód”, który był manifestem kobiecego ciała, a konkretnie piersi. Kolejna piosenka skupiała się nie na ciele, a wnętrzu, bo artystka zaprezentowała „Świat wewnętrzny”. Pierwszą część koncertu zakończył utwór „Kochamy się źle”. Zespół zszedł ze sceny, jednak nie na długo, ponieważ po oklaskach i krzykach publiczności pojawił się na niej ponownie, aby zaprezentować aż sześć piosenek na bis.
Z łacińskiego Jeszcze raz
Druga część koncertu przebiegła w zdecydowanie spokojniejszej, romantycznej i przede wszystkim bardzo ciepłej atmosferze. Publiczność została rozgrzana przez muzyków „Ogniem” i „Ciepłym wiatrem” nie tylko za sprawą kojących dźwięków instrumentów i głosu wokalistki, ale również światła, które grały tutaj naprawdę dużą rolę. Następnie Przybysz przeniosła nas do roku 2017 i zaśpiewała „Dzieci malarzy”.
„Nazywam się niebo” to ważny przystanek na muzycznym rozkładzie jazdy tego koncertu. Wokalistka zafundowała publiczności lekcję akceptacji swojego ciała. Wielokrotnie powtarzała słowa „To ja jestem księżyc i słońce” , prosząc aby zgromadzeni zrobili to samo i dotykali się we wskazanych miejscach przez artystkę, m.in. po klatce piersiowej, brzuchu, czy pośladkach. Wbrew pozorom nie było to wcale takie łatwe dla całej publiczności. Występ zakończył się dwoma utworami, które kończą płytę „Zaczynam się o miłości”, czyli „Niedziela” i „Serce spokojne”.
Przybysz – instruktorka jogi
Nie da się ukryć, że artystka jest jedną z tych osób, które na scenie dają z siebie wszystko zarówno pod względem wokalnym, jak i ruchowo-tanecznym. Widać, że muzyka płynie nie tylko z jej ust, ale tak naprawdę z całego ciała. Do tego stopnia, że w niektórych momentach zdejmowała marynarkę, która krępowała jej dynamiczne ruchy. Wielokrotnie w czasie tańca prezentowała pozycje z jogi i nawiązywała do tej praktyki w czasie wymiany zdań z publicznością między utworami. Przybysz na scenie robiła wszystko, stała, leżała, siedziała, biegała i skakała. Bycie piosenkarką to jej ulubiony zawód, co sama zresztą podkreślała.
Koncert Natalii Przybysz był czwartym z cykli Letnich Brzmień. Piątkowy wieczór upłynął pod znakiem miłości, akceptacji i przede wszystkim kojących dźwięków muzyki. Mimo swojej dosyć specyficznej formy, koncerty w parku Starego Browaru czarują publiczność, bez względu na to, czy na scenie króluje rap, czy alternatywa.
*Zdjęcia w relacji są autorstwa Sylwii Klaczyńskiej.
Po więcej ciekawych tekstów ze świata muzyki zapraszamy tutaj – meteor.amu.edu.pl/programy/magmuz/