Morbius – co z nim nie tak?

Marvel króluje nie tylko na wielkich ekranach i serwisach streamingowych. Robi to również w popkulturze, gdzie superbohaterowie zakorzenili się już prawdopodobnie na dobre. Czy w uniwersum, a nawet multiwersum jest miejsce na niepowodzenia i potknięcia? Wydawałoby się, że przez ponad dekadę twórcy wyrobili sobie solidny filmowy grunt, jednak w ostatnich miesiącach coraz częściej spotykamy się też z mniej udanymi projektami. Gdzie w tym wszystkim odnajdzie się najnowszy z nich – Morbius?

Plakat filmu Morbius
źródło: multikino.pl

Od czego w ogóle zacząć?

Morbius, jak większość postaci z filmów Marvela, przeżył już swoje w ich komiksowych odpowiednikach. Po raz pierwszy pojawił się już w 1971 r. jako wróg znanego dobrze Spider-Mana, jego historia jest jednak nieco bardziej złożona. Jego prawdziwa tożsamość – Michael Morbius to nieuleczalnie chory, ale wybitnie utalentowany lekarz. Jak na geniusza przystało postanawia na własną rękę znaleźć lek, który pozwoli mu w pełni stanąć na nogi. W jaki sposób to zrobi? Nie trudno domyślić się, że będzie to niebezpieczne, prawdopodobnie nielegalne, a nawet silnie eksperymentalne. Właśnie tak dochodzimy do momentu kulminacyjnego, w którym nie tylko wykonuje testy łączenia różnych dna z dna krwiopijczych wampirów, ale finalnie miesza je również ze swoim własnym. Jak można się spodziewać, nie wszystko idzie po jego myśli, a zdrowie fizyczne ma swoją cenę. Naprawdę krwawą cenę.

Morbius Espinosy

Daniel Espinosa ma na swoim koncie już kilka pełnometrażowych produkcji, stety niestety bez większych sukcesów. Morbius to pierwsza z nich powierzona mu przez kinowego giganta jakim jest Marvel. Jak na razie o kontynuacji tej współpracy ciężko mówić. Czy słusznie?

Godzina i czterdzieści cztery minuty, bo tyle właśnie liczy sobie seans Morbiusa, na długo pozostaną w pamięci fanów studia. Niestety jako film, na który prawdopodobnie nigdy by nie poszli, gdyby nie sygnująca go wytwórnia. Luki fabularne uderzają w widzów już w pierwszych scenach, a już na pewno nie pomagają im dialogi pisane jakby na siłę. Postacie bez większej głębi czy karykaturalność efektów i charakteryzacji to jedynie kolejne gwoździe do trumny. Miała być pełnokrwista produkcja, wyszło blado. Równie blado wypada tu także odtwórca tytułowej roli. O niezbyt dobrym występie Jareda Leto w uniwersum DC Comics mówiło się już wiele. Wychodzi na to, że do zachowania balansu we wszechświecie potrzebny jest również nieudany debiut w Marvelu. Do tego absolutny brak chemii pomiędzy bohaterami oraz wymuszony wątek romantyczny i przepis na Morbiusa gotowy.

Najgorszy film Marvela?

Jak nie trudno się domyślić, w Morbiusie znajduje się kilka nawiązań do świata multiwersum. Czy oznacza to, że być może zobaczymy go nawet w nadchodzącym Doktor Strange w multiwersum obłędu? Mam nadzieję, że nie, a znajdujące się po napisach końcowych dodatkowe sceny to tylko oko puszczone do widzów.

Morbius to jak na razie bezkonkurencyjnie najgorsze dzieło Marvela od ponad dekady. Twórcy spóźnili się z jego realizacją przynajmniej kilkanaście lat, a może wtedy udałoby im się odnieść nieco większy sukces. Tegoroczna produkcja jednak kuleje pod każdym względem i wydaje się być robiona bez bardziej konkretnego pomysłu. Czy naprawdę nikt w tym filmie nie zauważa, że ledwo chodzący doktor na skraju życia i śmierci odzyskuje nagle pełnie sił, a przypadki całkowitego pozbawienia krwi mogą mieć coś wspólnego z ogromnym zbiornikiem pełnych nietoperzy, które trzyma widoczne w swoim 'tajnym’ laboratorium?

Wybierając się na film dobrze będzie nie mieć wobec niego żadnych oczekiwań, a najlepiej w ogóle zrezygnować z wybierania się na seans. Może finansowa klapa i nieprzychylne opinie skłonią twórców do zrezygnowania z wątku Morbiusa lub przynajmniej niezatrudniania więcej Jareda Leto. Sytuacja staje się dodatkowo napięta w obliczu krążących w internecie oskarżeń o jego agresywnych zachowaniach i rzekomych wykorzystywaniach młodych dziewczyn. Nawet gdyby okazały się one nieprawdziwe, nie uratuje to jednak aktora od beznadziejnych kreacji superzłoczyńców. Chociaż o motywacjach Morbiusa ciężko cokolwiek powiedzieć, kiedy w każdej scenie pokazuje ten sam wyraz twarzy, a jego wewnętrzna walka pozostaje niedopowiedziana. Jeśli macie prawie dwie godziny do zmarnowania, sprawdźcie to sami.

Po więcej ciekawych tekstów ze świata kultury zapraszamy tutaj ->meteor.amu.edu.pl/programy/kultura