MO prezentuje swój trzeci album. Jaki jest Motodrome?
MO i Forever Neverland
Przed Forever Neverland, znałam MO tylko z kawałka Lean On z DJ Snakem i Majorem Lazerem. Jak bardzo się zdziwiłam, gdy wspomniany krążek wpadł mi do rąk i okazało się, że MO woli nieco inne klimaty, niż to, co pokazała w Lean On. Forever Neverland zaskakiwało ciepłem indie rockowych brzmień, różnorodnością i zarazem balansem. MO stworzyła ikoniczny krążek, od którego do teraz nie mogę się uwolnić. Właśnie ze względu na to, moje nadzieje, co do kolejnego wydawnictwa od tej artystki, były wygórowane. Pierwsze single z Motodrome tylko podsyciły moje niecierpliwe wyczekiwanie. Motodrome również zadziwia – zmianą.
MO o Motodrome
Zmiana na krążku jest odczuwalna, ale jak się okazuje, nie wynika ona z próżni, czy z jakiegoś „widzimisie” artystki. MO sama przyznała, że zaszła w niej zmiana.
Motodrome opowiada o smutku i radości z dokonywania zmian w swoim życiu. (…) Reprezentuje ogromną zmianę w moim życiu. Mimo że wciąż robię to, co kocham, wydaje mi się, że to nowy rozdział. To przerażające, ale uwalnia
Charyzma piosenkarki nadal jest ukryta w kompozycjach, jednak tym razem postawiła spróbować zaprzyjaźnić się z wyjątkowo taneczną odmianą popu. Elementy indie rocka również są wyczuwalne, ale fakt, że wokalistka eksperymentuje z radiową estetyką, jest niepomijalny.
Najpierw EPka
Motodrome to zaledwie półgodzinna podróż przez nowy świat MO. Na krążku znajdziemy dziesięć utworów, z czego już przynajmniej od sześciu miesięcy znamy połowę. Piosenkarka postanowiła, że częścią numerów podzieli się wcześniej i w ten sposób otrzymaliśmy EPkę pt. Brad Pitt / Goosebumps. Muszę się przyznać, że w momencie jej premiery spodobał mi się tylko jeden kawałek pt. Brad Pitt. W momencie otrzymania całości albumu, mój pogląd na wcześniej wydane single zmienił się i również pokochałam Live to Survive, które jest teraz moim ulubieńcem z całego krążka oraz Kindness, które otwiera album.
Spójnie i estetycznie, ale jednak słabo
Najbardziej podobnym utworem do estetyki z Forever Neverland jest Wheelspin. Jeśli ten kawałek znalazłby się na wspomnianej przeze mnie płycie, to nikt nie zorientowałby się, że pochodzi on z innego krążka. Wheelspin traktuje jako hołd dla Fovever Neverland, ponieważ na Motodrom nie znajdziemy innej kompozycji, która aż tak oddawałaby charakter poprzedniego albumu MO.
Motodrome jest złożone z różnych nastrojów: tanecznego (Brad Pitt, Live to Survive), melancholijnego (Goosebumps) oraz mrocznego (Hip Bones, Youth is Lost). Elementem, który spaja to wszystko jest głos MO oraz brzmienie delikatnego indie, choć momentami można usłyszeć mocniejsze gitary. Wszystko brzmi spójnie i estetycznie, jednak ostatecznie wypada słabiej niż na Forever Neverland. Osobiście nie mogę się przekonać do kawałków Goosebumps oraz Youth is Lost i jak widać po wyświetleniach, nie tylko ja. Sercem płyty są wspomniane już przeze mnie utwory pt. Brad Pitt, Live to Survive oraz New Moon, który spokojnie mógłby okupować radiowe listy przebojów.
Kompozycyjny średniak
W jakimś stopniu Motodrome przypomina mi swoimi losami drugi krążek od Bebe Rexhy, który nie osiągnął komercyjnego sukcesu po niezwykle udanym debiucie. MO, po wyśmienitym Forever Neverland nie uniosła ciężaru kolejnej płyty i zafundowała słuchaczom średniaka, o którym niestety szybko się zapomni.