Nashville, Tennessee – miejsce, w którym po zatłoczonych ulicach unosi się duch muzyki country. To właśnie tam zaszyła się zafascynowana historiami o kowbojach Mitski. Wokalistka surowymi dźwiękami i przejmującą wrażliwością maluje melodyjne krajobrazy oraz snuje ociekające bólem historie, tworząc album na wskroś amerykański.
Gitary i chór
Japońsko-amerykańska wokalistka dała się poznać szerszej publiczności jako osoba, która nie boi się poruszać trudnych tematów. W jej poprzednich projektach odnajdziemy takie motywy jak depresja, alienacja, czy problemy rasowe. Czasem towarzyszy im ascetyczne, akustyczne muskanie gitary, a czasem synth-popowe dźwięki, pod którymi ukrywa się wylewający się z tekstów smutek. To właśnie elektryczne brzmienie, którym w dużej mierze jest jej poprzedni projekt Laurel Hell, przyniosło jej sukces komercyjny. Jednak tym, za co pokochali ją fani, są wylewne, smętne melodie, które przynoszą ulgę w trudnych chwilach.
Do tych klasycznych dźwięków powraca w piosence Bug Like an Angel. Chociaż nie zabrakło w niej małej innowacji. Swobodnej gitarze towarzyszy wkrótce jakby wyprany z emocji, nonszalancki wokal Mitski. Czasem picie sprawia, że czuję się jak pośród rodziny – wyznaje. Wówczas do głosu dochodzi chór, który powtarzając ostatnie słowo, powoduje dreszcze na całym ciele. Towarzystwo grupy to tylko złudzenie. Miraż, który – mimo, że jest niemal namacalny – pozostaje tylko w jej głowie. Ten efekt nadaje piosence drugiego, o wiele bardziej dramatycznego, dna. Kolejna zapowiedź tego krążka – Star – to nastrojowa gradacja emocji. Iluzoryczna, niemal wyjęta ze snu, melodia z każdą sekundą, z każdym powtórzeniem rośnie w siłę, osiągając dramatyczny szczyt w ostatnim refrenie.
Country-folkowa spuścizna Nashville
Strona B tego podwójnego singla powinna być zdecydowanie stroną A. Zaryzykowałbym stwierdzeniem, że zasługuje nawet na miano osobnego bytu. Heaven czerpie z country-folkowej spuścizny Nashville. Delikatne ciepłe brzmienie jest jak najlepsza południowa ballada lat 80., której towarzyszy twist orkiestralnej wstawki. Ta piosenka jest jak ciepły koc w zimowy wieczór. Wypływa z niego nostalgia i tęsknota za czymś, co już dawno zakończone. A jednak – pozostawia ślad nadziei i zbliża do tytułowego nieba. Trzonem tego krążka jest jednak dramatyzm w najczystszej postaci. Szalenie hipnotyzujący kawałek I Don’t Like My Mind jest książkowym przykładem typowej dla Mitski ballady. Mimo, że trwa jedynie dwie i pół minuty, słuchanie go jest jak patrzenie w kalejdoskop emocji. Ponury tekst o auto-destrukcyjnym stylu życia tworzy z pełną patosu melodią i lamentacyjnym wokalem dzieło, po którym trudno się podnieść. Szczególnie, jeśli się z nim rezonuje.
Po chwili znów dookoła unosi się duch muzyki country. Największą mocą utworu The Deal jest jego nastrojowość i tajemniczość, okraszona typowym dla tego gatunku storytellingiem. Przy solennym akompaniamencie orkiestry na przód wysuwają się bezceremonialnie pompatyczne skrzypce i bębny. W ich rytm Mitski powoli snuje historię o tym, że chciałaby pozbyć się swojej duszy, by więcej nie cierpieć. Szczypty mistycyzmu dodaje osłona nocy oraz towarzystwo nocnych zwierząt. Po drugiej stronie tego quasi-folkowego spektrum stoi The Frost. Odprężające gitary, lekkość wokalu i delikatny bas sprawia, że utwór płynie niczym strumień świadomości. W podobnym tonie wybrzmiewa kameralne My Love Mine All Mine. To modlitwa błagalna o miłość skierowana prosto do świecącego wysoko Księżyca. Idylliczna oda z pogranicza snu i jawy powoduje nagłe uczucie ciepła, które narasta, gdy słuchamy go pod osłoną nocy.
Finałowe katharsis Mitski
Zenit emocji osiągamy piosence I’m Your Man. Niepozorne szarpanie gitar nieudolnie maskuje bolesne słowa Mitski, które ranią mocniej niż najostrzejszy nóż. To słowa o ludzkiej słabości i nieudolności, której nie sposób powstrzymać. Po finałowym wersie do chóralnego outro dołącza wataha psów, co dramatycznie łączy się z samym początkiem piosenki. Jak w najlepszej greckiej tragedii zasługujemy – jako słuchacze – na ostateczne katharsis i wyjście ze spirali smutku i żalu. Ukojenie przynosi ostatni utwór I Love Me After You. Stonowany i wypełniony nadzieją kończy ten emocjonalny rollercoaster pozytywnym wydźwiękiem.
Surowa w swojej szczerości i nieprzebierająca w środkach. Ta opowieść ma swój delikatny początek, dramatyczny finał i pogodny epilog. Słuchanie płyty The Land Is Inhospitable And So Are We jest jak najlepsze filmowe doświadczenie, w którym zewsząd atakują nas emocje. Mimo że momentami towarzyszy jej chór, Mitski czuje się samotna jak nigdy dotąd. Unoszący się miejscami country-folkowy duch nadaje tej płycie głębi i klimatu, którego nie sposób opisać. Trzeba go przeżyć. To soundtrack chłodnych jesiennych poranków i zimowych wieczorów w świetle Księżyca, który towarzyszy w cierpieniu i daje ukojenie.
Po więcej świetnych artykułów ze świata muzyki zapraszamy na stronę Radio Meteor!