Maks Łapiński niedawno wypuścił swój debiutancki singiel. LEW to romantyczna metafora wolności, ale co jeszcze w nim tkwi? O tym i o innych aspektach muzycznych porozmawialiśmy z artystą.
Kim jest Maks Łapiński? [notka przed wywiadem]
Maks Łapiński to uczestnik 9. edycji programu The Voice of Poland, gdzie trafił do drużyny Patrycji Markowskiej. Mimo że na swoim koncie ma już sporo kompozycji, co pozwala mu aktywnie koncertować, to dopiero teraz światło dzienne ujrzał jego debiutancki singiel pt. Lew. Czemu Lew? Najlepiej opowie to sam artysta.
Lew stał się bohaterem tego utworu zupełnie przypadkowo, choć myślę, że tak właśnie miało być. Kiedy tworzyłem melodię, śpiewałem do niej wymyślone słowa po tzw. „niby-angielsku”. W pewnym momencie, bez zastanowienia zacząłem śpiewać „little lion in the cave”. Od razu wiedziałem, że ten lew ze mną zostanie i będzie motywem przewodnim całego tekstu, który ostatecznie napisałem po polsku. Faktycznie tak się stało – lew odegrał w tym wszystkim istotną rolę.
Maks Łapiński
O samego Lwa oraz o inne aspekty twórczości zapytałam Maksa w rozmowie, którą przeprowadziliśmy jakiś czas temu. Zapraszam do lektury.
Pytanie na rozgrzewkę. Motywem przewodnim twojego debiutanckiego singla jest lew. Z notatki prasowej wiem, czemu akurat padło na to zwierzę, ale mam do Ciebie trochę inne pytanie. Jaką metaforą jest lew w tym tekście i co dla Ciebie symbolizuje?
Wolność. To jest hasło, które przyświeca tej piosence i postaci lwa w utworze. To romantyczna opowieść o wolności, która ma też swoją cenę. W tym wypadku jest to blokada przed wchodzeniem w głębsze relacje.
Pociągnę dalej temat symboliki. W teledysku pojawia się wiele tego typu zabiegów. Naturalnie Ci to przyszło, aby umieścić takie metafory w klipie? Czy czymś się zainspirowałeś?
Długo zastanawiałem się, jak zobrazować ten numer. Pewnego wieczoru wszystko się wyjaśniło. To był przebłysk. Zaczęło się od motywu galerii z obrazami – wiedziałem, że to będzie miejsce akcji. Później, do motywu obrazu wymyśliłem cały scenariusz. Symbole są tutaj jak najbardziej intencjonalne – malowanie obrazu, postać starszego pana – to wszystko miało swój cel. Cieszę się, że oprócz sfery wizualnej ten teledysk ma też ukryte znaczenia.
Czyli wyszło to od Ciebie samego? Jako potrzeba uzewnętrznienia się i pokazania pewnego obrazka?
Zgadza się. Kiedy już uchwyciłem motyw obrazów, dokładnie wiedziałem, co chciałbym przekazać. To było ciekawe doświadczenie, wyrażanie siebie poprzez ruchomy obraz.
Czy możesz dać jakąś wskazówkę słuchaczom, w którym kierunku mają podążać, żeby odgadnąć ich jak najwięcej?
Zawsze się śmieję, kiedy rozmawiam o interpretacji teledysku czy piosenki, że teraz wleci „spojler” (śmiech). Inaczej się patrzy na teledysk i piosenkę, gdy już zna się interpretację autora, więc z góry mówię, że po tym, co zaraz przeczytacie, wszyscy będziecie nakierowani na konkretny tor. Pierwszym symbolem jest motyw malowania obrazu. Oznacza on próbę wejścia w nową relację. To ta sekwencja w klipie, gdzie zastanawiam się i w końcu jest moment machnięcia pędzlem, który jest zgrany z muzyką – żeby podkreślić wagę podjęcia decyzji. Pusta rama, która jest w tej galerii, oznacza puste miejsce, które każdy gdzieś w sobie ma i szuka wypełnienia tej ramy. W teledysku próbuję wypełnić ją obrazem, który postanowiłem namalować. Pokazuje to próbę wejścia w relację, która jak widzimy na końcu teledysku, kończy się tym, że to miejsce nie zostaje uzupełnione.
Dostałem też wiele głosów, że dużo osób zinterpretowało coś, czego nie miałem na myśli. Na przykład, kiedy na końcu pojawia się chłopiec z dziadkiem – słuchacze interpretują to jako wielopokoleniowość. Przyznam szczerze, że akurat tego nie miałem na myśli. Ważną metaforą jest ten starszy pan, który pojawia się w paru momentach. On jest tym symbolicznym lwem, który cały czas czuwa i pojawia się w moim życiu. To są dwa główne motywy w teledysku.
Czy miałeś kiedyś taki moment, że byłeś pod wrażeniem, że ludzie zinterpretowali coś w twoich utworach, co nie było ich założeniem? Chodzi o założenie, z którego wychodziłeś podczas pisania danej kompozycji.
Zdarzyło się tak. Przyznaję, że i mi to się zdarza. Piszę piosnkę na podstawie konkretnego zdarzenia, a następnie dany utwór pasuje mi emocjonalnie do innej sytuacji, więc gdy śpiewam go na koncercie, moja interpretacja i wykonanie jest już w innym klimacie.
Co lub kto Cię zainspirował do napisania Lwa? I podążając dalej za tym pytaniem – co Cię ogólnie inspiruje w tworzeniu muzyki?
Do napisanie Lwa zainspirowały mnie osobiste doświadczenia i emocje z tym związane. Właśnie te rzeczy inspirują mnie do pisania moich piosenek. To niesamowite przeżycie, kiedy mogę przelać moje emocje na muzykę i tekst.
Zanim przejdę do kolejnego pytania, to powiem o swoich odczuciach po pierwszym przesłuchaniu Lwa. To, co mi się skojarzyło, to była to albo twórczość BARANOVSKIEGO, albo idąc w trochę inną stronę, to „nieco bardziej popowy” Kortez. Wydaje mi się to strzałem w dziesiątkę, bo połączenie liryczności tekstu Lwa z twoim wokalem i chwytliwą melodią daje tego typu połączenie.
Bardzo ciekawe i pozytywne skojarzenie. Cieszę się bardzo. Nie ukrywam, że akurat tych dwóch artystów lubię czasem posłuchać.
Idąc za tym – być może moje następne pytanie będzie dość kontrowersyjne i prowokujące do dyskusji. Gdzie się widzisz na polskim rynku muzycznym i w jaki gatunek celujesz? Czy to ma być pop, w jakim jest utrzymany twój singiel? To pytanie bierze się również z tego, że sprawdzałam Cię serwisie Spotify i tam trafiłeś na playlistę z polską muzyką alternatywną. Czy ostatecznie twoja muzyka ma być mieszanką i nie lubisz się bawić w gatunki? Gdzie byś się w tym wszystkim umiejscowił?
Nie ukrywam – nie lubię mówić „Cześć, jestem Maks Łapiński, gram… [tu wstaw gatunek muzyczny]”. Nigdy nie miałem takiego celu, aby być w jakimś określonym nurcie. Dla mnie w robieniu muzyki najważniejsze jest to, aby ona była szczera, moja. Taka, że w momencie, w którym ją sobie włączę, będę czuł, że to jest takie moje muzyczne dziecko, które wypuszczam w świat. A to, gdzie zostanę umiejscowiony, pozostawiam słuchaczom, edytorom playlist i dziennikarzom muzycznym. Faktycznie, wysyłając zgłoszenia na festiwale, muszę uzupełnić rubryczkę z napisem „gatunek muzyczny”. Chcąc nie chcąc, trzeba coś tam wpisać. Najczęściej wpisuje coś w stylu „artystyczny pop”.
Jeszcze się nie spotkałam z określeniem „artystyczny pop”, ale muszę przyznać, że jest to celne. Chyba zacznę go używać.
Mega mi miło! Nazywam to w ten sposób, bo moje teksty i muzyka są osobiste, od serducha. To jest dla mnie najistotniejsze w tej definicji.
Bardzo fajna szczerość z tego bije i to jest super, że to jest prawdziwe. W takim razie, w jakim miejscu jesteś, jeśli chodzi o tworzenie debiutanckiej płyty? Skoro dostaliśmy pierwszy singiel, to czy to oznacza, że krążek jest już na horyzoncie czy jeszcze długa droga?
Jest na horyzoncie, ale nie wiem, ile ta droga jeszcze potrwa. Teksty i muzyka są gotowe. Przez ostatnie lata powstało dużo materiału. Mam go nawet na dwa, może trzy albumy. Drogą selekcji musiałem dokonać wyboru numerów na pierwszą płytę. Już mam pierwszy szkic tego, jakie kawałki się na niej pojawią. Część jest jeszcze na etapie produkcji i nagrań, ale jest też pare numerów, które dopiero muszą przez ten proces przejść. Jest on skomplikowany, dlatego trudno mi określić konkretną datę. Na ten moment będę się skupiał na wydawaniu kolejnych singli. Mam nadzieję, że płyta pojawi się wkrótce.
Na początku naszej rozmowy wspomniałeś, że Lew to piosenka, która powstała w 2019 roku. Było to jeszcze przed pandemią COVID-19. Stąd moje kolejne pytanie – jak pandemia wpłynęła na pracę nad płytą? Czy debiutancki singiel miał szansę powstać wcześniej, ale przez pandemie twoje plany zostały pokrzyżowane? Czy to właśnie podczas niej zapadły najważniejsze decyzje, czy w drugą stronę i to ona Cię twórczo przyblokowała? Jak pandemia wpłynęła na twoją twórczość?
Zacznę od tego pierwszego pytania, czyli jak pandemia wpłynęła na powstanie singla. Ten czas mógł się w jakimś stopniu przyczynić do tego, że został on wydany trochę później. Do tego dochodziły też techniczne aspekty, jak nagrywanie wokalu, produkcja, miks, master oraz sposób wydania.
A jeżeli chodzi o to, jak ja przeżyłem pandemię, to myślę że naprawdę nieźle. Nie ukrywam, że było też ciężko – odcinka od koncertów i ograniczony kontakt z ludźmi. Całe szczęście, w okresie letnim udało mi się zrobić strzały koncertowe, które utrzymały mnie przy muzycznej energii, jaką czerpię w dużej mierze z wyjazdów koncertowych. Miałem sporo czasu na tworzenie, siedziałem przy pianinie, napisałem dużo kompozycji. To był czas, w którym wszystko zastygło, nie było gonitwy. Pod tym kątem był on naprawdę cenny. Nie mogę narzekać. Pandemia była też okresem, w którym moje zdolności produkcyjne trochę się zwiększyły. Dotychczas komponowałem wszystko na looperze, czyli urządzeniu, które zapętla pianino, wokal i gitarę. Podczas pandemii miałem czas, który mogłem poświęcić na zabawę w programach DAW. To bardzo rozwinęło mój muzyczny warsztat.
Czyli był to dla ciebie bardzo pożyteczny czas. Dobrze słyszeć, że nie odbiło się to na Tobie w jakiś zły sposób.
Staram się patrzeć na pozytywy. Nie chcę też gloryfikować tego czasu, ale znalazło się sporo zalet. Bilans wyszedł na plus.
W jaki klimacie będzie utrzymana płyta – będzie zbliżona brzmieniem do Lwa czy raczej okaże się mieszanką różnych dźwięków?
Lew był kompozycją, która łączyła w sobie melancholię z energią i pozytywnym wydźwiękiem. Pozostałe numery, jakie mam przygotowane, będą szły w jednym kierunku – albo będą melancholijne i spokojne, albo pozytywne. To będzie taki mój dziennik muzyczny. Wiele wyklaruje się na etapie produkcji. Zależy mi na brzmieniach pianina i gitary oraz na spójności muzyki z tekstami.
Jak powstawał Lew, to jego refren nuciłeś najpierw w języku angielskim. Czy na debiucie znajdą się utwory w języku angielskim, czy celujesz jednak w te polskojęzyczne?
Na ten moment planuję tylko polskojęzyczne utwory, choć mam też trochę numerów w języku angielskim. Nie chcę za dużo zdradzać, bo te koncepcje wybiegają daleko w przód, ale na pewno znajdzie się miejsce na wszystko. W swoim czasie. 🙂
Jak wiadomo, artysty nie ma bez fanów i bez koncertów. Ostatni rok zakończyłeś z pięćdziesięcioma dwoma koncertami na swoim koncie. Czy na ten rok masz równie ambitne plany?
Nie mam takiego założenia, że muszę zagrać konkretną liczbę koncertów, ale oczywiście chętnie pokoncertuję w takim wymiarze jak w zeszłym roku. Trasa koncertowa jest w trakcie planowania. Trochę dat pojawia się już w kalendarzu. Na ten moment, mam w planach około dziesięciu koncertów, z czego dwa za granicą.
I na koniec, czego ostatnio słuchasz i czy mógłbyś coś polecić?
No pewnie. Moje najnowsze odkrycie muzyczne to pochodzący z Belgii zespół Balthazar. Robią cudowne rzeczy. Polecam obejrzeć sobie ich koncerty live. To byłoby moje polecanko na teraz.