Lech Poznań rozgrywa sezon w cieniu blamażu w eliminacjach do europejskich pucharów. Fanatycy ze stolicy Wielkopolski nie potrafią wyrzucić z siebie bolesnej porażki w Trnavie, a podopieczni Johna van den Broma od początku sezonu zmagali się z wielkimi problemami kadrowymi. Od końcówki poprzedniej kampanii brakowało kapitana – Mikaela Ishaka, zespół trapiły problemy zdrowotne w formacji defensywnej oraz rekonwalescencja Aliego Gholizadeha, który w lipcu został najdroższym piłkarzem Kolejowego Klubu Sportowego.
Praca holenderskiego szkoleniowca nie należała do najprzyjemniejszych, przez co gra ośmiokrotnego mistrza Polski nie porywała tłumów, które gromadziły się na trybunach przy ulicy Bułgarskiej. Lech zaczął sezon od dwóch zwycięstw i jednego remisu, potem nastąpiła bardzo bolesna porażka we Wrocławiu i kolejny podział punktów, tym razem z Górnikiem Zabrze. Zaufanie do trenera natychmiastowo spadło, a obóz kibiców Kolejorza podzielił się na przeciwników oraz zwolenników trenera Johna van den Broma. Rzeczywiście, dyspozycja zespołu, szczególnie w fazie defensywnej nie stała na tak wysokim poziomie jak ubiegłej wiosny, natomiast wielu krytykom umknął fakt, z jakimi problemami kadrowymi musi się mierzyć Holender.
Lokomotywa odpowiedziała na krytykę znakomicie, ponieważ mimo kłód rzucanych pod nogi, ekipa ze stolicy Wielkopolski zanotowała serię trzech zwycięstw. Kapitalną formę od początku sezonu potwierdzili w tych spotkaniach Filip Marchwiński oraz Kristoffer Velde, zdobywając kolejno trzy bramki i asystę oraz dwa gole i jedną asystę. Po zmiażdżeniu aktualnego mistrza Polski z Częstochowy, 4:1, lechitów czekał wyjazd do Szczecina, gdzie Kolejorz nie przegrał od 27 października 2018 roku. Wielu spodziewało się przynajmniej wyrównanego spotkania, jednak na tę chwilę środowisko poznańskie – kibice, działacze oraz piłkarze ze sztabem szkoleniowym na czele chcieliby ten wieczór wymazać z pamięci. Przegrana 0:5 z Pogonią jest jednym z największych blamaży w pojedynczym spotkaniu w ostatnich latach, co bardzo uderzyło w otoczenie klubu i po raz kolejny postawiło znak zapytania przy nazwisku van den Brom. Kredyt zaufania u władz zdecydowanie się zmniejszył.
W ostatni piątek, szóstego dnia października, Lech podejmował u siebie beniaminka z Niepołomic, co było świetną okazją do załagodzenia ran. Kapitalne zawody rozegrało trzech zawodników: powracający do formy mózg zespołu, zdobywca drugiej bramki Jesper Karlström oraz serce tej ekipy, Mikael Ishak, który w 51. minucie spotkania popisał się przepięknym trafieniem zza pola karnego. Największym zaskoczeniem jest z kolei nieustannie rosnąca forma jednego z największych wydatków transferowych – Adriela Ba Loui. Na Iworyjczyku ciążyła wielka presja, z którą do tej pory nie mógł sobie poradzić, jednak od początku tego sezonu widać zdecydowaną poprawę jego formy, co w końcu przekłada się na liczby, a w przypadku skrzydłowych, to jest najważniejsze.
John van den Brom zasługuje w dalszym ciągu na duży kredyt zaufania. Nie można zapominać, że pod przywództwem tego szkoleniowca Lech w ubiegłym sezonie awansował do ćwierćfinału Ligi Konferencji Europy, zakończył rozgrywki ligowe na 3. miejscu (grając co trzy dni), a w tym momencie najważniejsze jest to, że po dziesięciu rozegranych spotkaniach znajduje się w ścisłej czołówce Ekstraklasy z dwudziestoma punktami. Traci zaledwie tylko trzy oczka do lidera, co jest trzecim najlepszym wynikiem w historii klubu.
Nie dajmy się zwariować. W Polsce nazbyt rzadko w ostatnich latach zatrudniano właśnie takich fachowców. Po wynikach w lidze można zauważyć, że lokomotywa rozpędza się w odpowiednim kierunku. Kiedy tylko sytuacja zdrowotna w drużynie na dobre się ustabilizuje, fanatyków Kolejorza czekają obfite w sukcesy miesiące!
Jakub Czapski