Zawsze jak mam więcej czasu to wpada mi w ręce nowa muzyka. Znaczy to nie tak, że jak moje życie kręci się normalnie to słucham tylko tych samych artystów co zawsze. Nie, staram się słuchać nowej muzyki, uwielbiam odkrywać artystów z przeróżnych krańców świata. Ale jak ze wszystkim, tak z muzyką, wkręcam się bardziej jak mam czas przeszukać Spotify czy Youtube. Bo przecież największe perełki i nowe ulubione piosenki najczęściej znajduje się przypadkiem w proponowanych na karcie albo jak playlista leci na losowym odtwarzaniu.
Najczęściej muzykę odkrywam tak, że robię screeny utworów, które polecają inne osoby na różnych socialach, potem odkładam je do jakiegoś albumu i tam sobie czekają aż będę miała czas, żeby je sprawdzić. Tylko u mnie problem jest taki, że rzadko piosenka podoba mi się od razu, często potrzebuję wysłuchać ją kilka razy i najlepiej w samochodzie (wszyscy uwielbiają słuchać muzyki w samochodzie, nie mówcie, że nie). Dlatego większość tych piosenek zapisuję na playliście i albo je usuwam, albo zostają już ze mną.
Moim ostatnim odkryciem jest Bob Dylan i Frank Ocean. Ciekawe połączenie jednak w moim przypadku przy obu panach dość długo zajęło mi znalezienie piosenki, która by mi się spodobała od razu czy po dłuższym czasie. Bob Dylan ostatecznie skradł moje serce utworem Shooting Star, a Frank Ocean – Bad Religion. Z Frankiem moja przygoda wyglądała tak, że słuchałam każdej piosenki, którą polecał inny artysta, którego bardzo lubiłam, jednak nigdy do mnie nie przemawiało, aż do czasu Bad Religion, które znalazłam stosunkowo niedawno. Czas się zagłębić trochę bardziej w jego dyskografię, bo czuję, że tym razem może naprawdę do mnie trafić.
Do grona moich odkryć mogę jeszcze dodać Koreańsko-Amerykańskiego rapera – ph-1. Mężczyzna, który chwilę przed trzydziestką zaczął na poważnie zajmować się muzyką i prawie z dnia na dzień podpisał kontrakt z jedną z najlepszych wytwórni w Korei Południowej całkowicie zmieniając swoje życie, ale podążając za marzeniami. Właśnie dla takich historii uwielbiam poznawać nowych artystów, bo nigdy nie wiadomo jaką historię chce przekazać i jak bardzo może ona nam się spodobać.
Moje ulubione wiadomości od znajomych to te z piosenkami i memami, bo kto nie lubi dostawać dobrej muzyki z rana czy śmiesznych obrazków, no nie? Na szczęście moi znajomi dość dobrze znają mój gust muzyczny, więc przeważnie trafiają z doborem utworów . Dzięki nim mój gust nie określa się do jednego gatunku, czy jednego kraju i to jest chyba w muzyce najlepsze, bo nie musisz zawsze rozumieć o czym artysta śpiewa lub rapuje. Najważniejszy w muzyce jest vibe i to czy ci się podoba, jeżeli ludzie zaczną tak patrzeć na utwory, które lubią inni oraz przestaną oceniać gusta świat będzie bardziej przyjazny. Taką przynajmniej mam nadzieję.
Morał na dzisiaj jest prosty, nie ograniczajmy się w muzyce, bo na całym świecie czeka jej pełno, a nigdy nie wiemy co trafi do naszych serc.