Bezsprzecznie Kartky, od jakiegoś czasu jest jednym z najpopularniejszych raperów na polskiej scenie muzycznej. Na jego koncerty przychodzi coraz więcej fanów, a jego albumy osiągają status Złotej Płyty, ale czy słusznie? W tym tekście przyjrzałam się bliżej, co w swojej twórczości ma do zaproponowania Jakub Jankowski.
Moja przygoda z twórczością Kartkiego zaczęła się od płyty Blackout. Już wtedy, kiedy rozbierałam jego album na części pierwsze, znalazłam pewne mankamenty, jednak byłam pełna nadziei na poprawę i oczekiwałam kolejnych wydań z niecierpliwością. Kartky bowiem ma potencjał, który aż się prosi, aby go wykorzystać.
Kiedy ukazało się Black Magiic (recenzję możecie przeczytać tutaj) byłam zadowolona. Jasne, nie było idealnie, mimo to, był to krok na przód, a nie wstecz. Widziałam rozwój, kreatywne wykorzystanie umiejętności oraz ciekawy pomysł na album. Album, który do chwili obecnej jest najlepszym w twórczości rapera. Każdy następny projekt niczym nie zaskakuje.
Apetyt rośnie w miarę jedzenia
Po świetnym i intrygującym Black Magiic z podwójnym zaciekawieniem czekałam na kolejną płytę. Zaczęły się pojawiać pytania „Skoro to wydawnictwo było tak dobre, to co Kartky pokaże następnym razem? Czy uda mu się przebić Black Magiic?” Takiego rozczarowania jakie przyniósł Dom na skraju niczego się nie spodziewałam. Już pierwsze single, jakie zostały upublicznione przed premierą albumu, pokazywały, że raczej nie ma co oczekiwać fajerwerków.
Gdy przesłuchałam całą płytę, przede wszystkim zauważyłam odtwórczość i brak konkretnego pomysłu. Chaos, totalny bałagan. Odpuściłam sobie nawet recenzowanie tego albumu. Trudno było znaleźć odpowiedni zestaw słów, aby opisać to, co zaserwował raper. Najnowsza płyta Kartkiego Zakazane Piosenki EP ma dokładnie te same problemy, co poprzednia, a sam Kuba stoi w miejscu i nie wie co ma ze sobą zrobić.
Co gra, a co nie?
Aktualnie jeśli chodzi o instrumentale, to jest to najmocniejszy aspekt w twórczości rapera i to właśnie przez bity, jego płyt da się słuchać. To one sprawiają, że albumy są spójne muzycznie i intrygują. W takim razie, co jest najsłabszym elementem wydawnictw? Teksty.
Wielokrotnie próbowałam się dobrać do warstwy lirycznej na albumie Dom na skraju niczego czy na Zakazane Piosenki EP. W tekstach panuje takie nieuporządkowanie, że nie wiadomo, o co autorowi chodziło, czy co chciał przekazać. Ba, Kartky sam zdaje sobie z tego sprawę. Głęboko brzmiące wersy są w twórczości rapera na porządku dziennym, jednak ograniczają się one jedynie do estetycznego brzmienia, nie niosąc nic więcej ze sobą. Są to linijki pokroju „W tym szalonym domu na skraju niczego/Nie słychać już nic tylko wiatr/A puste pokoje i rozbite lustra/Kłamią w twarz ile mamy lat” z płyty Dom na skraju niczego.
Nawet jeśli raper decyduje się opisać jakąś historię, to zaraz ją ucina i zaczyna nawijać o czymś zupełnie innym, co wprowadza słuchacza w zakłopotanie. Podobna rzecz dzieje się w momencie, w którym, w tekście piosenki pojawiają się postacie, którymi Kartky żongluje jak mu się podoba i nie ma w tym żadnej konsekwencji.
Podsumowując, szukanie jakiegoś głębszego sensu w warstwie lirycznej jest stratą czasu, bo tego sensu tam nie ma lub jest tak zawoalowany, że pospolity słuchacz nie jest w stanie go rozszyfrować. Postaram się opisać to zjawisko na przykładzie. Wyobraźcie sobie, że widzicie dom pośród gęstego lasu. W około jest całkowicie ciemno. Podchodzicie bliżej, zauważacie, że w domu są zapalone światła, przez okna widać jego wnętrze. Obchodzicie budek dookoła, ale nie znajdujecie do niego wejścia. Tym właśnie charakteryzuje się twórczość Kartkiego.
Jak odnaleźć wejście?
Przecież do każdego domu da się w jakiś sposób wejść. No właśnie.
Kiedy już zdążyłam całkowicie skreślić Dom na skraju niczego media opłynęła informacja, której nikt się nie spodziewał. Kojarzycie sprawę, że była dziewczyna Kartkiego oskarżyła go, o znęcanie się nad nią? W tamtym czasie wiele znanych osób wypowiadało się na ten temat, oraz osób, które były z Kubą w bliższych relacjach i miały wiedzę o całej sytuacji. Spytacie „Hej, ale po co o tym piszesz? Było minęło.” Oczywiście, ale ta sytuacja sprawiła, że w wyżej wspomnianym domu pojawiło się wejście. Byłam na tyle zdeterminowana, że pozbierałam wiele wypowiedzi bliskich osób Kartkiego, jakie dało się znaleźć w internecie i je ułożyłam. Zrobiłam to w taki sposób, że nagle okazało się, że Dom na skraju niczego ma sens, ma treść i w końcu da się go słuchać, bo wiadomo, o co chodzi.
Oczywiście, jest to trudna sytuacja, nie zamierzam rozstrzygać, kto jest winny, a kto nie. Chcę zwrócić uwagę na to, co ten album zyskał po ujawnieniu się kontrowersyjnych informacji. Nagle zrozumiałam o czym artysta rapuje, a kiedy dodałam do tego całą warstwę melodyczno-instrumentalną, wyszło z tego naprawdę coś dobrego. Całe zamieszanie udowodniło, że raper w dalszym ciągu ma pokłady niewykorzystanego potencjału, a jeśli chce, to potrafi zrobić dobry krążek i napisać teksy, które coś w sobie mają. Udało mu się napisać płytę, która zawiera konkretną historię i mówi szczerze o nim samym. Dom na skraju niczego stał się płytą, którą warto posłuchać ze względu na opowieść, która jest wewnątrz niego ukryta.
Zachowanie prywatności, a twórczość artystyczna
Wielu artystów zmaga się z dylematem, ile pokazać ze swojego prywatnego życia. Problem Kartkiego polega na tym, że świetnie pisze o swoim życiu, potrafi przekazać, to co mu leży na sercu. Jednak słuchacze, którzy są osobami z zewnątrz, które nie są jego najbliższymi znajomymi, nie wiedzą jak mają rozkodować ukryty przekaz. Bez znajomości ostatnich wydarzeń z życia rapera, trudno jest zrozumieć o czym on tak naprawdę nawija. Czy rozsypane tabletki w łóżku z się skończył są jego, czy kogoś innego?
Pozostaje więc pytanie, czy artysta zdaje sobie sprawę, że przez chaos i niekonsekwencję w jego tekstach, potencjalni odbiorcy nie rozumieją, o co chodzi, bo nie siedzą w jego głowie. Kolejny wers, z wyżej wspomnianej piosenki, wskazuje na to, że Kartky jest tego świadomy „Leżę i patrzę co napisałem, znowu ku**a będzie, że bełkot, jestem gotowy”. Mimo to, raper nawet nie podejmuje starań w tym kierunku, aby jego twórczość została zrozumiana. Nie, nie sugeruję, że Kuba powinien prowadzić całodobowe streamy ukazujące jego życie od podszewki. Można znaleźć inne sposoby, aby wskazać odbiorcy właściwą drogę w interpretacji warstwy lirycznej, bez konieczności obnażania się z prywatności.
Rodzi nam się obszerny i trudny temat, wprost idealny do debaty. Czy artyści powinni pokazywać swoje prywatne życie dla dobra swojej twórczości? Jeśli tak, to na ile? Niewątpliwie przykład Domu na skraju niczego pokazuje, że są sytuacje, w których uchylenie rąbka tajemnicy wpływa pozytywnie na zrozumienie albumu.
Zakazane Piosenki EP i wciąż ten sam problem
Na najnowszym wydawnictwie panuje ten sam chaos, którego nie jesteśmy w stanie zdekodować, przy pierwszym przesłuchaniu. W pewnym momencie zaczęłam się zastanawiać, czy to może ze mną jest coś nie tak. Strona genius.com przyszła mi wtedy z pomocą.
Przecież, jeśli w jakimś utworze jest jakaś metafora, czy ukryty sens, internauci chętnie pomagają i wyjaśniają, co autor miał na myśli. Tymczasem na genius.com jest pustka. Oprócz kilku follow’upów, teksty Kartkiego pozostają gołe, kiedy teksty Taco Hemingway’a, Quebonafide czy Rasmentalismu, są całe naszpikowane odnośnikami.
Jedynymi dobrymi stronami Zakazanych Piosenek EP są klimatyczne bity, czy porządna, stojąca na wysokim poziomie, technika rapowania Kuby. Na plus jest także melodyczność utworów, która sprawia, że chce się ich słuchać. Opisywany przeze mnie problem, dotyczący zrozumienia przekazu, czy nawet znalezienia punktu zaczepienia w interpretacji, nadal powraca. Można jedynie pokusić się o stwierdzenie, że historia z Zakazanych Piosenek EP jest kontynuacją tego, co zostało zapoczątkowane na płycie Dom na skraju niczego. Nie jest to nawet jakaś szalona myśl, patrząc na to, że płyty w gruncie rzeczy, są do siebie podobne brzmieniowo. Gdyby stworzyć album, gdzie znalazłyby się piosenki z obydwu krążków, to nikt nawet by nie odczuł, że coś jest nie tak.
Droga przez teledyski
Świetnym sposobem, aby przedstawić odbiorcom coś więcej, są teledyski. Bo kiedy nie potrafimy czegoś przekazać słowami, zawsze możemy pokazać obrazem. Ten, kto będzie chciał i wystarczająco mocno się skupi, na pewno wyłapie, co autor chciał przekazać. Wideoklipy niejednokrotnie udowadniały, że dzięki nim piosenki nabierały drugiego dna. Nie omieszkałam sprawdzić tego w kontekście twórczości Kartkiego.
Przyznaję, tu jakiś pomysł jest. Są próby nakierowania słuchacza na pewne szczegóły, dajmy na to teledysk do koszmaru minionego lata, gdzie widzimy kilkoro drzwi na pustyni, a w igni futryna drzwi jest podpalona. To tylko jeden z przykładów, ale sedno w tym, że pomimo ciekawego pomysłu, cały koncept prędzej czy później się rozmywa, więc trudno jest z tego coś więcej odczytać. Nie podlega dyskusji to, że wideoklipy do singli Kartkiego są zrealizowane na światowym poziomie. Ucztą dla oka są piękne, przemyślane kadry czy umiejętne wyczucie i dobranie świateł.
Nowa płyta co pół roku
Zadziwia mnie szybkość z jaką Kuba decyduje się wydawać swoje albumy. Wydaje mi się, że jest to jedna z przyczyn, która go gubi. Przyjrzyjmy się odstępom czasowym między poszczególnymi premierami.
– Blackout kwiecień 2018,
– Black Magiic grudzień 2018,
– Dom na skraju niczego lipiec 2019,
– Zakazane Piosenki EP grudzień 2019 (premiera sklepowa luty 2020)
Czy w pół roku, da się zrobić dobry album? Dla chcącego nic trudnego, ale od Domu na skraju niczego widać, że to szaleńcze tempo jest podyktowane głównie chęcią zysku, a nie chęcią wydania czegoś na poziomie. Po co, ogłaszać datę premiery nowego albumu, kiedy wiemy, że nie będziemy w stanie trzymać się deadline’u? Tempo, które Kartky sobie narzucił, nie pozwala mu na terminowe wydawanie kolejnych płyt. Od Blackout’u premiera każdego krążka była przesuwana, a przy epce Zakazane Piosenki działo się to, aż trzykrotnie. Fani zawsze będą się cieszyć, kiedy ich ulubiony artysta wypuści coś nowego, jednak taka ciągła zmiana daty premiery, może sprawić, że poczują się oni tak, jakby nie traktowano ich poważnie. Tym bardziej jeśli ktoś postanowił zamówić płytę w preorderze, tym samym wydając więcej pieniędzy na specjalne, często limitowane wydanie.
Koncert czy występ?
To, że liczy się tylko zysk, świetnie widać podczas koncertów rapera. O ile 40 minutowe opóźnienie nie wszystkich porazi, a w szczególności fanów, którzy potrafią wiele wybaczyć swojemu ulubionemu artyście. Jednak koncert, który trwa 40 minut, już może ich, co najmniej zawieść. Typowy koncert wykonawcy, który ma na swoim koncie minimum dwie płyty zwykle trwa około 1,5h. To, co robi Kartky kwalifikuje się zaledwie do występu, a w jego dyskografii znajduje się już siedem solowych longplay’ów oraz dwie epki.
Warto wspomnieć również o tym, że Kuba podczas trasy koncertowej dotyczącej promowania konkretnego albumu, potrafi zagrać z niego tylko singlowe utwory, których zwykle jest około czterech. Pozostałą część występu jest w stanie wypełnić starymi kompozycjami. Próżno szukać również utworów z dużo wcześniejszych płyt takich jak shadowplay czy Fuego Infinito. Jeśli więc liczysz, że usłyszysz przekrój całej twórczości Kartkiego live, to są to tylko złudne nadzije.
Co sprawia, że Kartky znajduje się w muzycznych topkach?
Co determinuje to, że fanów mu przybywa? Domyślam się, że prosta niezobowiązująca forma. Melodyczność utworów, którą zapewniają świetne bity i pomysłowość wstawek wokalnych, które z łatwością da się śpiewać, czy też chwytliwie skomponowane refreny np. „Daj mi zapomnieć miłość za lajki/Każdego dnia od nowa samotnie zaczynam dzień/Wsadź ich gry gdzieś pomiędzy bajki/Mam nowe nike’i, ale starych nie wyrzucam, nie”. Z pewnością, Kuba znajduje również wielu zwolenników, jeśli chodzi o tembr jego głosu.
Część słuchaczy zostaje uwiedziona nawiązaniami do uniwersum Wiedźmina, Harrego Pottera czy Twin Peaks. Wielu odbiorców czerpie przyjemność z wyłapywania follow up’ów do swoich ulubionych filmów czy seriali, a u Kartkego jest tego na pęczki. Jest to muzyka, która bez przeszkód może lecieć w tle, słuchacz nie musi się na niej skupiać, nie przeżyje katharsis.
Mówi się, że ludzie, którzy słuchają muzyki dzielą się na dwa typy. Tych, którzy w głównej mierze zwracają uwagę na instrumentale – tym, jak najbardziej polecam twórczość Kartkiego. Są też ci, dla których to teksty stanowią najważniejszą część utworów, przez co mogą się utożsamić z autorem i przeżywać wachlarz różnych emocji. Tych przestrzegam, może być trudno. Nie mniej jednak, zawsze warto samemu posmakować twórczości danego artysty i przekonać się na własnej skórze, czy leży nam jego muzyka, czy nie.
Osobiście, zaliczam się do tej grupy osób, które odczuwają większą przyjemność z zagłębiania się w tekst piosenki, więc przykro obserwuje mi się artystę, który ma potencjał, ale go w pełni nie wykorzystuje. Gdyby Kartky popracował nad swoim warsztatem lirycznym, z pewnością zagościłby na stałe na moich playlistach, może nawet stałby się jedną z moich muzycznych perełek. Tym bardziej, że wiele mu nie brakuje. Spytacie, czy dalej będę śledzić jego twórczość? Raczej będę, jednak z dystansem, bez wielkich nadziei na zmianę.