„Jurassic World: Dominion” – Ostatni ryk dinozaurów?

Kolejna trylogia dobiegła końca. Tym razem padło na Jurassic World. Serię mającą odświeżyć i kontynuować klasyczny Park Jurajski. W walce o dominion spotykają się tutaj przedstawiciele nowej i starej szkoły jeźdźców dinozaurów. Czy to godne pożegnanie ze światem prehistorycznych gadów?

Akcja filmu toczy się 5 lat po wydarzeniach przedstawionych w „Upadłym królestwie”. Tymczasem dinozaury rozprzestrzeniły się po naszej planecie. Doprowadziło to oczywiście do katastrof ekologicznych oraz ekonomicznych spowodowanych nieprzystosowaniem naszego gatunku do koegzystowania z tymi prehistorycznymi bestiami. W tym czasie firma Biosyn Genetics zainteresowała się bestiami i postanowiła zrobić pożytek z ich genów. To nie mogło skończyć się dobrze. Sprawę tę zaczyna badać doktor Ellie Sattler (Laura Dern) wraz z Alanem Grantem (Sam Neill). Równolegle bohaterowie poprzednich odsłon „Jurassic World” – Owen Grady (Chris Pratt) oraz Claire Dearing (Bryce Dallas Howard) – ukrywają się gdzieś na odludziu chcąc chronić młodą Maisie Lockwood (Isabella Sermon). Rozwój wydarzeń powoduje, że bohaterowie obu trylogii będą musieli połączyć siły, żeby pokonać wspólnego wroga i znów stawić czoła dinozaurom.

Fabuła to największy mankament tego obrazu. Jest po prostu nijaka, a w wielu momentach nie ma sensu. Colin Trevorrow stworzył typowego Hollywoodzkiego blockbustera – bez krzty energii czy pomysłowości. Ile to już razy na ekranie widzieliśmy złą korporację mającą niecne zamiary pod płaszczykiem pomocy ludzkości. Na początku filmu jesteśmy świadkami ataku zmutowanej szarańczy na obszar rolniczy i dopiero doktor Sattler wywnioskowała, że plaga dotyka wszystkie uprawy oprócz tych wspieranych przez korporację Biosyn. Naprawdę nikt wcześniej nie doszedł do takich wniosków? A wszystko to jest doprawione jeszcze przewidywalnością i schematycznością. Widz, wie co wydarzy się w każdej scenie i jak to wszystko się skończy, przez co czeka się tylko na odhaczenie listy fabularnych zdarzeń i tropów do samego finału. W połączeniu z prawie dwu i półgodzinnym metrażem seans dłuży się niesamowicie.

Fotografia przedstawiająca bohaterów filmu patrzących na dinozaura znajdującego się przed nimi. Od lewej: Ian Malcolm, Alan Grant, Ellie Sattler, Claire Dearing, Owen Grady, Maise Lockwood i Kayla Watts
Źródło: The New York Times

Hunters

Jaki scenariusz tacy bohaterowie. Aktorzy robią, co mogą, żeby coś z tego wykrzesać. Przynajmniej ci pierwszoplanowi. Stara gwardia, czyli Sam Neill, Laura Dern i Jeff Goldblum, trzyma poziom i mimo, że mają już swoje lata, to nadal przyjemnie ogląda się ich relacje na ekranie. Ogólnie sekwencje z postaciami oryginalnego „Parku Jurajskiego” to najlepsze momenty filmu. Zaraz obok sekwencji akcji z dinozaurami.

Chris Pratt oraz Bryce Dallas Howard natomiast na tym tle wypadają już trochę gorzej. Jednak prawdziwy zjazd widoczny jest przy postaciach drugo i trzecioplanowych. Są one bardzo nijakie i jednowymiarowe. Od razu po seansie się o nich zapomina, co nie świadczy o nich dobrze. Czuć, że służą jedynie fabularnie do ruszenia historii do przodu i nie mają być niczym więcej. Bardzo szkoda, bo brakowało mi tej otoczki w przedstawionym świecie. Zobaczenia jak inni reagują na świadomość koegzystowania z prehistorycznymi gadami. Tło wydarzeń wydaje się przez to puste. Jakby nie istniało nic poza głównymi bohaterami. 

Dwie największe bestie tego Jurassic World, czyli z lewej gigantozaur a z prawej tyranozaur. Obaj przygotowują się do starcia w letniej scenerii
Źródło: naekranie.pl

Beasts

Na szczęście najważniejszy punkt programu nie zawodzi. Mowa tu oczywiście o dinozaurach. Wyglądają one bardzo dobrze i realistycznie, jak na nieżyjące już od kilku milionów lat stworzenia. Ich CGI nie kłuje w oczy, a w scenach akcji ogląda się je z przyjemnością. To właśnie te sceny stanowią największą i najlepszą atrakcję tego filmu. Pościg na Malcie czy starcia w rezerwacie Biosyn dostarczają niezbędnej adrenaliny. Kiedy widowisko przejmują dinozaury, filmowi wychodzi to na dobre. Źle świadczy to jednak o wątkach fabularnych i głównych bohaterach.

Jurassic World

Z kronikarskiego obowiązku wspomnę też o oprawie audiowizualnej. Jest ona co najmniej poprawna. Kadry są miejscami ładne, ale nic poza tym. Same lokacje wydają się puste i służą tylko do celów fabularnych, poza tym nie ma w nich życia. Kiedy w grę wchodzi używanie większej ilości CGI, nastaje noc, a sceny robią się ciemne, niewyraźnie i zwyczajnie brzydkie. Muzyka to również standardowy podkład do hollywoodzkich produkcji. Gra tam, gdzie powinna, akcentując odpowiednie emocje i wpuszczając nostalgiczne nuty, gdy fabuła tego potrzebuje lub trzeba uwypuklić nawiązanie do oryginalnej trylogii. Poza tym nie zapada w pamięć, będąc kolejnym soudtrackiem do zapomnienia 

Zwiastun „Jurassic World: Dominion”

Jurassic End

„Jurassic World: Dominion” to bardzo średnie zwieńczenie kolejnej trylogii o dinozaurach. Średnia historia, jednowymiarowe postacie, niezapadające w pamięć aspekty audiowizualne działają tylko na niekorzyść filmu. Szkoda, bo dinozaury i związane z nimi sceny wyszły całkiem nieźle. Ostatecznie to jednak za mało, żeby film był warty uwagi. Pewnie gdyby nie znana marka w tytule i powrót klasycznej obsady produkcja ta przeszłaby bez echa. Zatem nawet jeśli jesteście fanami prehistorycznych gadów albo poprzednich odsłon serii to seans możecie sobie odpuścić i poczekać aż zostanie udostępniony na streamingu. Szkoda waszego czasu, ale do niedzielnego obiadu z rodzicami nada się idealnie.

Po więcej ciekawych tekstów ze świata kultury zapraszamy tutaj – meteor.amu.edu.pl/programy/kultura/