Lech Poznań w sezonie 2021/2022 mierzył się z Rakowem dwukrotnie i za każdym razem tracił punkty. We wrześniu w Częstochowie odrobił dwubramkową stratę i zremisował 2:2. Na początku marca przy Bułgarskiej uległ jednak piłkarzom Marka Papszuna 0:1. W tym drugim starciu przez większą część spotkania nie potrafił znaleźć ani stworzyć luki w bloku obronnym czerwono-niebieskich, co w dużej mierze wynikało ze świetnej organizacji częstochowian.
Niewątpliwie z podobnym wyzwaniem „Kolejorz” będzie miał do czynienia 2 maja na Stadionie Narodowym w Warszawie. Tam znów podejmie Raków, lecz tym razem w finale Pucharu Polski. W analizie weźmiemy pod uwagę charakterystyczne zachowania „Medalików” w defensywie podczas ostatniego meczu z Lechem. Zwrócę również uwagę na sytuacje, w których poznaniacy mogą zagrozić obecnemu liderowi PKO BP Ekstraklasy.
Składy wyjściowe
Poznaniacy wykorzystywali tego dnia swój „tradycyjny” system 4-4-1-1, a ich skład personalny należy uznać za najmocniejszy w tamtym okresie.
Czerwono-niebiescy ustawiali się zaś w 3-4-2-1, gdy Ivi Lopez i Mateusz Wdowiak pełnili w ataku role „szerokich dziesiątek” pod wysuniętym napastnikiem. W bazie defensywnej było to z kolei 5-4-1.
Raków w defensywie
Raków w fazie gry obronnej słynie z możliwie jak najwyższego i intensywnego pressingu. Do obrońców rywali prędko doskakują napastnicy z Częstochowy. Co ciekawe, środkowy (Vladislavs Gutkovskis) wcale nie jest ustawiony najwyżej spośród nich. Zwykle zajmuje centralną pozycję poniżej dwójki partnerów i odcina linię podania do pomocnika (tzw. pivota). Jeśli przeciwnicy budują swoje ataki z udziałem czwórki obrońców, czerwono-niebiescy mogą w ten sposób stosować krycie indywidualne, ponieważ ich 3-4-1-2 stanowi lustrzane odbicie ustawienia drużyny przeciwnej.
Zawodnicy ze Śląska nie są jednak w pierwszej kolejności ukierunkowani na konkretnych rywali, a na przestrzeń. To wielokrotnie przyznawali członkowie częstochowskiego sztabu. Piłkarze przechodzą do pressingu dopiero po zajęciu odpowiednich stref boiska. Dzięki temu zarówno ograniczają samego przeciwnika, jak i opcje jego podań za swoimi plecami. Określa się to jako tzw. krycie cieniem i można w ten sposób wykonywać kilka działań obronnych jednocześnie.
Pomimo tego, że gracze Rakowa ustawiają się pod kątem względem siebie, zmiana pozycji przeciwnika może wywołać wśród nich zamieszanie. Z przymrużeniem oka można stwierdzić, że strefa gola im nie strzeli, a pressować przecież kogoś trzeba. W marcowym meczu Lech kilkukrotnie wycofywał bocznego defensora (przy piłce) i linia obrony stawała się płaska. Wobec tego piłkarze Rakowa (Ivi, Kun) ustawiali się w półdystansie między dwoma najbliższymi rywalami.
Kiedy zawodnicy „Kolejorza” stosowali podobne „schodkowe” ustawienie z graczy różnych formacji, czerwono-niebiescy byli wyraźnie spóźnieni. Wynikało to z faktu, że systemy z trójką piłkarzy w danej linii (jak u częstochowian) bazują na kątach ostrych. W przypadku zestawienia ich, np. z płaskim 4-4-2, gdzie dominuje 90°, gracze zmuszeni są pokonać za rywalem dłuższą odległość. Lech zagrywał wówczas dłuższe podania za najbardziej wysuniętych częstochowian. Ci jednak zdołali wrócić pod piłkę, zanim jej długi lot dobiegł końca.
„Czy życie nie jest gdzieś pomiędzy?”
Ten cytat z poematu satyrycznego Mansarda celnie oddaje ważną cechę systemu zawodników Papszuna. „Pułapka pressingowa” Rakowa w optymalnym wariancie zakłada z kolei uzyskanie przewagi w bocznym sektorze boiska, gdy przeciwnicy kierują się z piłką w stronę linii końcowej. Wtedy skrajni gracze z „trójek” – obrońcy oraz napastnicy – mogą szybciej podążyć do skrzydła. Wszystko dlatego, że wyjściowo ustawieni są właśnie pomiędzy środkiem a bokiem boiska. Wyżej wymieniony półdystans względem najbliższych rywali bardzo przydaje się właśnie w takiej sytuacji.
Widoczne jest to również w takich momentach. Lech w 30. minucie próbował wykorzystać przestrzeń za plecami wahadłowego (Kun), lecz asekurował go pół-prawy środkowy obrońca. Miało to swoją zaletę w szybkim wybiciu piłki w okolicę środka boiska, a tam, siłą rzeczy, było mniej zawodników Rakowa. Wykorzystywanie większej liczby defensorów sprawia, że przed wybitą przez nich piłką przeciwnicy uzyskują zwykle przewagę liczebną. Napotykają jednak na większe trudności w dalszych etapach ataków.
Wówczas, gdy Raków zdąża wrócić całym zespołem pod futbolówkę i ustawia się w 5-4-1, rywale nie mogą rozwijać akcji większością sektorów boiska. Czerwono-niebiescy zestawiają się w szerokości pola karnego, by pierwszorzędnie chronić światło bramki.
Trzech defensorów w obrębie pola bramkowego stanowi wtedy zaporę niemal nie do przeszycia przez podanie z bocznych stref. Ów tercet może odcinać dośrodkowania z wielu kątów, zmieniających się nieznacznie, przez co ma większe szanse na zastopowanie nadlatującej piłki.
Jeśli zaś przeciwnicy przemieszczą się z piłką do boku, Częstochowianie stosownie przesuwają się wraz z kierunkiem ich ataku. W interesie rywali (tutaj Lecha) jest jak najszybszy transport piłki na skrzydło, gdzie zawodnik może podjąć próbę pojedynku z wahadłowym Rakowa, zanim partnerzy zdążą okazać mu wsparcie. Ci jednak najpierw dbają o spójne ustawienie jako grupy, zachowują niewielkie odległości między sobą i nie pozwalają rywalom na grę wewnątrz własnej struktury. Wobec tego jeden pojedynek daleko od bramki nie stanowi dla nich wielkiego problemu. Ich siła leży w kolektywie, który wiernie wypełnia – dość specyficzne – zasady ujęte w modelu gry zespołu.
Po więcej ciekawych tekstów ze świata sportu zapraszamy tutaj –> https://meteor.amu.edu.pl/programy/sport/