Prawie nikt z obecnych 10 listopada przy Bułgarskiej w Poznaniu nie mógł pamiętać ostatniego meczu, w którym Lech strzelił Legii pięć goli. Rok 1948 to zbyt odległe czasy. Pomimo najbardziej okazałej wygranej nad największym rywalem, warto zadać sobie kilka pytań „na chłodno”. Czy wynik 5:2 oznacza, że było to jednostronne starcie? Czy gole liderów Kolejorza, Afonso Sousy i Mikaela Ishaka pokazały, że mogli robić na boisku co chcieli? Dokładna analiza ataku Lecha i obrony Legii pokazuje, że aby odnieść historyczne zwycięstwo, gospodarze musieli się nieźle napracować.
Legia rozpoczęła to spotkanie w systemie 1-4-3-3, który pod wodzą Goncalo Feio wdrożyła po raz pierwszy pod koniec września. Lech natomiast wyszedł w standardowym zestawieniu, z Patrikiem Walemarkiem i Joelem Pereirą jako najszerzej ustawionymi zawodnikami.
Niewątpliwie kluczem w grze obronnej Legii było ograniczenie przestrzeni między liniami, z których na początku tego sezonu skrzętnie korzystał Afonso Sousa, a po drugiej stronie boiska lewonożni Ali Gholizadeh i Dino Hotić. Trzeba przyznać, że w pierwszej części gry legioniści wywiązywali się z tego zadania bez zarzutu. Skrajni pomocnicy, Bartosz Kapustka i Ryoya Morishita odcinali lechitom opcje podań za swoje plecy, a cała jedenastka „Wojskowych” przesuwała się kompaktowo za piłką, dzięki czemu zawodnicy Lecha nie mogli znaleźć wolnego gracza przed linią obrony Legii.
Wielokrotnie skrzydłowych i pomocników Legii dzieliło jedynie kilka metrów, przez co nie było szans na posłanie podania prostopadłego między linie.
Jak więc Kolejorz zdołał minąć zasieki Legii i „uwolnić” swoich najbardziej kreatywnych piłkarzy?
Afonso Sousa po raz pierwszy znalazł się z piłką przodem do bramki Gabriela Kobylaka dopiero w 36. minucie spotkania. Wszystko dzięki świetnemu wyczuciu czasu i przestrzeni w wykonaniu Joela Pereiry, który dobrał odpowiedni moment, by wyminąć z piłką doskakującego gracza Legii i złamać akcję do środka, skąd zagrał prostopadle do swojego rodaka. Akcja zakończyła się strzałem z ostrego kąta Aliego Gholizadeha…
…czyli w podobny sposób, co w 5. minucie meczu, gdy Irańczyk otworzył rezultat spotkania. Wówczas Lech nie znalazł podaniem wolnego zawodnika za plecami pomocników Legii, lecz zebrał wybitą piłkę przed Bartoszem Kapustką. To charakterystyczne „wcięcie” wewnątrz formacji 1-4-3-3, między środkowym pomocnikiem a (pół)bocznym, okazało się strategicznym punktem dla Kolejorza. Długie podanie Antonio Milicia przeciął Paweł Wszołek, a „drugą” piłkę przed Kapustką, który nie zdążył zejść niżej, przejął Mikael Ishak. Następnie sekwencja sparowanych uderzeń przez Gabriela Kobylaka zakończyła się golem „Aliego”.
Z powyższego przykładu wynika, że niekoniecznie dany piłkarz musiał być celem ataków Lecha, co otwarcie przestrzeni, którą Legia bardzo dobrze zamykała.
Wobec tego rola m.in. Afonso Sousy nie ograniczała się do gry z futbolówką przy nodze. Portugalczyk dzięki swoim ruchom bez piłki mógł też wyciągać zawodników Legii ze stref i zwalniać miejsce swoim partnerom. Tym bardziej, biorąc pod uwagę stoperów warszawskiego zespołu, Steve’a Kapuadiego i Radovana Pankova, którzy znani są z dalekiego wychodzenia za swoimi przeciwnikami (zresztą podobnie jak środkowi obrońcy Lecha). W ten sposób Mikael Ishak, kiedy lechici budowali grę na własnej połowie, mógł wbiegać za plecy obrońców…
…zaś na połowie legionistów Sousa i Kozubal kilkukrotnie otwierali drogę podania do szwedzkiego napastnika. Zdobycie przestrzeni między linią obrony i pomocy, tzw. drugiej strefy, powodowało obniżenie bloku Legii…
…która pod własnym polem karnym zmieniała ustawienie z 1-4-3-3 na 1-5-4-1. Rafał Augustyniak wchodził pomiędzy środkowych obrońców, a skrzydłowi stawali w jednej linii z Kapustką i Morishitą. Goście koncentrowali się wtedy głównie na ograniczaniu przestrzeni za plecami i ich pressing nie był już tak intensywny. W 39. minucie skorzystali z tego Sousa do spółki z Kozubalem, z których ten ostatni po akcji dwójkowej za plecami Kapustki przywrócił Lechowi prowadzenie.
O ile Legia nie pozwalała Lechowi grać pomiędzy swoich zawodników, tak w bezpośrednim doskoku zaczynała napotykać problemy. Wszystko dlatego, że Radosław Murawski schodził do linii obrony i Kolejorz konstruował akcje z udziałem czterech nisko ustawionych zawodników wobec trzech napastników z Warszawy, tworząc przewagę jednego gracza. Dzięki temu na prawym skrzydle Pereira, Gholizadeh, a nawet schodzący do boku Ishak mogli skupiać obrońców Legii i kreować tam kolejne przewagi.
Sztab Legii, będący „na nasłuchu” z zawieszonym I trenerem Goncalo Feio, postanowił zareagować po zdobyciu gola wyrównującego na 1:1…
„W drodze rodzę nowy plan”…
W istocie, Ryoya Morishita zaczął wyskakiwać ze środka pola do schodzącego Murawskiego, a Kapustka z Augustyniakiem ustawiali się względem siebie po skosie. Tym sposobem z 1-4-3-3 powstawało 1-4-4-2 i Legia mogła bezpośrednio dopasować krycie do pozycji piłkarzy Lecha.
Tymczasem w drugiej połowie to, co wydawało się dobrym posunięciem legionistów, zostało bezlitośnie wykorzystane przez Lecha.
Trzecią bramkę dla Kolejorza zdobył nie kto inny, jak Sousa, po znanym już posunięciu z wyciągnięciem stoperów Legii ze środka, dokąd Portugalczyk mógł wbiec z głębi pola…
…natomiast zmiany w pressingu Legii Lech obnażył w niemal wszystkich pozostałych atakach drugiej połowy. W związku z przejściem Morishity wyżej nie było już piłkarza w drugiej linii Legii, który odcinał drogę podania do ofensywnych graczy Lecha ustawionych pomiędzy (Ali, Sousa). Na dodatek najniższa linia Lecha mocno rozszerzała grę i pozostawiała gościom dylemat: nadal zdecydowanie doskakiwać czy skupić się na zamykaniu środka pola? Te chwile zawahania sprawiały, że obrońcy Lecha zyskiwali więcej czasu na rozegranie piłki i – w końcu – mieli do kogo zagrać między linie.
Dobry przykład rozszerzania gry przez Lecha stanowi akcja bramkowa na 4:2. Wobec zejścia Radosław Murawskiego między stoperów, Alex Douglas sytuacyjnie stał się prawym obrońcą. Po przesunięciu się Legii do linii bocznej Szwed mógł wykorzystać swoje umiejętności wprowadzenia piłki i złamał pressing skrzydłowego gości do środka. W ten sposób znalazł się już przed samą linią obrony przeciwnika, a następnie wyczucie odpowiedniego momentu prowadzenia i podania piłki wypracowało pozycję strzelecką dla Mikaela Ishaka.
Niebiesko-biali byli w stanie atakować skrzydłem i schodzić do środka…
…oraz ze środka na zewnątrz, w czym prym wiódł Antoni Kozubal. Młodzieżowiec Kolejorza tworzył dobre opcje podania między linie, wyciągał rywali i otwierał wyższą strefę, dokąd zagrywał piłkę…
…jak również zapewniał wsparcie partnerom do zmiany strony gry i ponownego ataku środkiem.
Podsumowanie
Według statystyk firmy Wyscout Lech Poznań przeprowadził aż 16 skutecznych ataków sektorem środkowym (Legia dziewięć), co stanowi 56% jego wszystkich akcji zaczepnych. Pomimo tego, że to „Wojskowi” oddali w całym meczu o jeden strzał na bramkę więcej niż lechici (19 do 18), to Kolejorz stworzył dużo bardziej wartościowe szanse. Dość powiedzieć, że cztery z pięciu zdobytych goli padło ze strefy bezpośredniego zagrożenia światła bramki, z czego dwie z tylko jednym lub dwoma zawodnikami rywala pod linią piłki. Jak wynika z powyższej analizy gry, Lech był bardziej konkretny od zespołu gości dzięki połączeniu jakości indywidualnej zawodników (m.in. Douglas, Pereira, Kozubal i Sousa) z bardzo dobrym rozumieniem gry.
Marek Mizerkiewicz
***
Po więcej ciekawych tekstów ze świata sportu zapraszamy tutaj –> Planeta Sportu