W piłce nożnej bardzo często dochodzi to tzw. derbów, czyli potyczki dwóch drużyn z jednego miasta, bądź też klubów, które ze względów historycznych nie okazują względem siebie sympatii. W Hiszpanii takim meczem niewątpliwie jest pojedynek między Atletico Madryt, a Realem Madryt. We Włoszech każdy sympatyk Milanu czeka na batalie z Interem o miano przywódcy Mediolanu. W Anglii już 17 Stycznia 2021 r. oczy wszystkich fanów Premier League będą skupione na stadion Anfield Road, gdzie o godzinie 17:30 rozpoczną się Derby Anglii między Liverpoolem, a Manchesterem United.
Gdyby ktoś po fatalnym początku sezonu i porażce na własnym stadionie 1:6 z Tottenhamem postawiłby pieniądze, że Czerwone Diabły będą na początku 2021 roku liderem tabeli, to dziś miałby spory zastrzyk gotówki. Drużyna Ole Gunnara Solskjaer’a w tym sezonie to prawdziwa sinusoida. W pierwszych 6 meczach nowego sezonu aż 3 razy odnosili porażkę, prezentując przy tym styl, który był mocno krytykowany nie tylko przez kibiców klubu, ale również przez żywe legendy drużyny z Old Trafford. Szczególnie Roy Keane, który słynie z ciętego języka, był przekonany, że Norweg po tym meczu zostanie zwolniony: „Występ przeciwko Tottenhamowi był haniebny. Na boisku było zbyt wielu pozorantów i to właśnie obecność tych piłkarzy będzie kosztować Solskjaer’a pracę” – stwierdził Keane. Kiedy wydawało się, że za chwilę nowym trener zostanie Mauricio Pochettino lub Maximiliano Allegri ekipa Czerwonych Diabłów nabrała wiatr w żagle i w ostatnich 11 meczach ligowych tylko 2 razy zremisowała, nie przegrywając przy tym, ani razu. Szkoleniowiec Manchesteru po słabym początku sezonu tonował negatywne komentarze, mówiąc, że drużyna potrzebuje jeszcze czasu na złapanie odpowiedniej formy i rytmu. Nikt nie przypuszczał, że United zacznie grać efektownie, a przy tym niesamowicie efektywnie. Ekipa pod batutą Bruno Fernandesa wyrównała rekord ligi, zwyciężając 10 meczów wyjazdowych z rzędu. Co ciekawe, w prawie każdym wygranym meczu tego sezonu w delegacji jako pierwsi tracili bramkę, a mimo tego udawało im się odwrócić losy spotkania. Po wczorajszym skromnym zwycięstwie 1:0 nad Burnley, Czerwone Diabły po raz pierwszy od sezonu 2012/2013 są liderem Premier League po pierwszej części rozgrywek.
Odmienne nastroje mają sympatycy klubu z miasta Beatlesów. Po poprzednim perfekcyjnym sezonie i zapewnieniu sobie wyczekiwanego po 30 latach tytułu Mistrza Anglii, mało kto spodziewał się, że kapitalnie grający zespół Jurgena Kloppa w tym sezonie znacznie obniży swoje loty. W obecny sezon weszli bardzo dobrze wygrywając kolejno z: Leeds, Chelsea i Arsenalem prezentując przy tym dobry styl. Nikt się nie spodziewał tego, że w kolejnym swoim meczu zostaną zdeklasowani przez Aston Ville aż 7:2, która jeszcze w lecie broniła się o utrzymanie w Premier League. Na domiar złego 17 października 2020 roku w Derbach Merseyide z Evertonem fatalnej kontuzji doznali Virgin Van Dijk oraz Thiago. Ten mecz wywołał lawinę urazów, z tygodnia na tydzień przychodziły informacje, że kontuzjowani są m.in. również Joe Gomez, Alisson, Trent Alexander Arnold czy Andy Robertson. Wszyscy Ci piłkarze to absolutni pewniacy w układance niemieckiego szkoleniowca na każdy mecz. Ostatnie tygodnie to jednak ciągłe niepowodzenia i strata punktów, a przysłowiowym „strzałem w kolano” był remis 1:1 z broniącą się przed spadkiem drużyną West Bromwich Albion. Na domiar złego Mohamed Salah coraz głośniej daje do zrozumienia, że rozmyśla nad zmianą barw klubowych.
Trzeba jasno powiedzieć, że Derby rządzą się swoimi prawami, a historia tych potyczek jest tak ciekawa i różnorodna — możemy spodziewać się dosłownie wszystkiego. Oliwy do ognia niewątpliwie dolał Jurgen Klopp, który po ostatniej porażce z drużyną Southampton 0:1 powiedział: „Manchester United miał więcej karnych przez dwa lata niż ja przez 5,5. Ale nie ma wymówek po dzisiejszym występie”. Niemiecki szkoleniowiec w tych słowach odniósł się do kontrowersyjnego braku rzutu karnego po dotknięciu piłki ręką przez Jacka Stephensa, jednak atak w stronę Manchesteru United, w opinii wielu ekspertów był nie na miejscu. Ostatnie 3 spotkania pomiędzy tymi drużynami mogą wskazywać, że nie obejrzymy wielu bramek. Wszyscy chcą już zobaczyć występ Bruno Fernandesa, który fenomenalnie wszedł w ligę angielską, zgarniając po drodze wszystkie najważniejsze nagrody indywidualne oraz bijąc co chwilę nowe rekordy w liczbie goli i asyst. Jego pojedynki z Thiago, czy z Jordanem Hendersonem na pewno będą powodować zgrzyty i twarde boiskowe sytuacje. Nie pozostaje wiec nic innego, jak w niedzielę o godzinie 17:30 usiąść wygodnie w fotelu, zapiąć pasy i wystartować.
Adam Ryba