Constans na festiwalowej mapie – kilka słów o OFF Festival 2018

W relacjach z tegorocznego OFF Festivalu dość często pojawiają się głosy porównujące trzynastą edycję imprezy do tej z 2016, kiedy kolejne koncerty – w tym dwójki headlinerów – odwoływano jeden po drugim. Mówi się też o nietrafionych wyborach tych, którzy mieli być jasnymi punktami w line-upie, a zawiedli (M.I.A., Ariel Pink, …And You Will Know Us by the Trail of Dead). Paradoksalnie jednak 2018 pokazał, w czym tkwi siła katowickiego festiwalu: otóż nie wielkie nazwy tworzą to przedsięwzięcie, a cała plejada mniej znanych artystów, dla których OFF to prawdopodobnie jedyna okazja, by pokazać się w takiej liczbie szerszej publiczności w naszym kraju. Świetnych koncertów było w tym roku niezwykle dużo, a również organizacyjnie tej edycji nie można nic zarzucić – nawet zastępstwa za wyczekiwanych Johna Mausa i Yellow Days okazały się strzałami w dziesiątkę, a okrojony do zaledwie jednego członka skład zespołu Kinga Ayisoby i spóźnienie Marlona Williamsa udało się zrekompensować świetnymi muzycznie występami. Nikt więc chyba z Doliny Trzech Stawów nie mógł wyjeżdżać zawiedziony.

Artur Rojek i cały zespół OFF-a przygotowali bowiem szeroki wachlarz możliwości wyboru muzycznych doznań. Przez trzynaście lat trwania imprezy publiczność usłyszała już chyba dosłownie wszystko – w tym roku wśród najjaśniejszych punktów nie zabrakło m.in. kapitalnej imprezy w stylu bounce ze zbiorowym twerkiem na scenie (Big Freedia), dość klasycznego, ale wciąż świeżego gitarowego post-punku z wokalistą o głosie i aparycji Iana Curtisa, ale przede wszystkim kolejnego już w historii OFF-a zespołu, który przyjeżdża do Katowic zupełnie nieznany, a za kilka miesięcy będzie na ustach wszystkich (Fontaines D.C.), emocjonalnego i bogato zaaranżowanego występu w namiocie Trójki w trakcie sporej ulewy, według autora najlepszego koncertu weekendu (Moses Sumney), imprezy w stylu retro z namaszczeniem traktującej dość analogowe instrumenty, która rozruszała każdego w namiocie eksperymentalnym (The Egyptian Lover), trzech starszych pań z Karoliny Północnej, które do Katowic przyjechały z ogromnym bagażem doświadczeń życiowych, przepięknie i z godnym podziwu zaangażowaniem wykonujących klasyczny gospel z nawiązaniami do soulu (The Como Mamas), ciepłego, delikatnego głosu Charlotte Gainsbourg, perfekcyjnego w każdym calu występ niedzielnych headlinerów z Grizzly Bear. Na scenie pojawili się też oczywiście rodzimi artyści, wśród których wyróżnić trzeba Sierść czy Coals. Ci pierwsi reprezentowali coraz silniejszy ostatnio polski niezal z okolic Trzech Szóstek, z kolei śląski duet wrócił na OFF-a po trzech latach przerwy jako jeden z najbardziej ciekawych projektów okołopopowych.

 

 

W tym wszystkim jednak za niezwykłą atmosferę i różnorodność festiwalu odpowiada przede wszystkim publiczność, wobec siebie nawzajem „uprzejmie obojętna”, wobec artystów wyjątkowo uważna, cierpliwa, świadoma, ale też nieidąca ślepo za tymi, którzy zawodzą. Ubóstwiany przez offowiczów Ariel Pink po słabym koncercie musi się teraz mierzyć z dużą krytyką – nie wystarczy jedynie odegrać swoich świetnych kawałków, by zyskać uznanie widowni w Katowicach. Wielu artystów od lat podkreśla, że na OFF-ie gra im się inaczej, że czują się uważniej obserwowani i słuchani. Nawet Kazik z Kultem, którzy na festiwal przyjechali odegrać swoją (najlepszą) płytę „Spokojnie”, mieli jakby więcej szacunku do publiczności niż podczas występów na Juwenaliach. Ta dojrzałość publiczności nie oznacza bynajmniej, że OFF-owi brakuje luzu! Ciężko znaleźć drugi festiwal, przy którym można się tak wyszaleć pod sceną, by po chwili odpoczywać na leżaku wśród trzcin lub w cieniu drzew. OFF odbywa się bowiem w malowniczej okolicy na skraju lasu, przy stawach, a zarazem zaledwie kilkanaście minut autobusem od ścisłego centrum Katowic. Nawet podczas upałów nie jest trudno znaleźć miejsce w cieniu, a woda pitna dostępna jest przez cały czas za darmo. Do tego trawa jest przez cały czas zielona, a nawet po ulewnym deszczu nie pamiętam na OFF-ie błota. Po prostu idealne miejsce na tego typu imprezę.

Festiwali w Polsce i okolicach przybywa, rynek muzyczny się zmienia, ale OFF od kilku lat niezmiennie trwa w tej samej, sprawdzonej formule. Jest swoistym constans, zapewnieniem jakiejś stabilności, oferującym zarazem ogromną różnorodność i zaskakującym na każdym kroku. Stąd właśnie tak wierne i stałe grono odbiorców, poszerzające się co roku, którzy wiedzą, że niezależnie od tego, jak będzie wyglądać line-up, będą się w pierwszy weekend sierpnia doskonale bawić, a najlepszymi koncertami i tak będą te, po których się tego najmniej spodziewają. I tak samo będzie za rok. Właśnie dlatego warto z tą gwarancją i spokojem spotkać się w Katowicach w sierpniu 2019.