„Autostrada Łez” to reportaż kanadyjskiej dziennikarki Jessiki McDiarmid, który ukazał się w Polsce w czerwcu 2022 roku. Na okładce książki widnieje przepiękna, ornamentalna praca rdzennej artystki Kym Gouchie. Reportaż opisuje mroczną stronę jednego z najbogatszych i najbardziej lubianych państw świata. Autorka opisuje nie tylko konkretne sprawy kryminalne, lecz również szerszy kontekst społeczno-historyczny dyskryminacji rdzennych mieszkańców Ameryki, określanych jako Pierwsze Narody.
Niebezpieczne pustkowie
Kanada kojarzona jest przede wszystkim z dobrą jakością życia oraz z pięknymi, dziewiczymi krajobrazami, które przez pół roku tkwią w okowach zimy. Ten drugi pod względem powierzchni kraj świata, charakteryzuje się niską gęstością zaludnienia, a większość jego populacji zamieszkuje kilka odległych od siebie metropolii. Kanadyjski interior to surowe i naturalne piękno, ale i wyzwanie dla człowieka. Brak dostępu do podstawowych usług wymusza konieczność wielogodzinnych podróży. W społecznościach dotkniętych chronicznym ubóstwem i systemowym wykluczeniem często jedynym na to sposobem jest jazda autostopem.
Czym jest „Autostrada Łez”?
Autostrada numer 16 łączy niewielkie miejscowości rozsiane po północno zachodniej części Kanady, przecinając ze wschodu na zachód prowincję Kolumbia Brytyjska. Droga rozpoczyna się na granicy z Albertą, gdzie bezkresna preria spotyka się z Górami Skalistymi. Potem, wiedzie przez gęsto zalesione i usiane jeziorami obszary, aby po ponad 1000 km zakończyć swój przebieg wśród pacyficznych fiordów. Byłaby to zwykła, aczkolwiek atrakcyjna turystycznie droga, gdyby nie seria mrocznych wydarzeń, których była tłem. To wzdłuż autostrady numer 16 zaginęły lub zostały zamordowane dziesiątki bądź setki (wciąż brak dokładnych szacunków, rozbieżności wynikają też z zastosowania rozmaitych kryteriów) kobiet, z których zdecydowana większość pochodziła z rdzennych społeczności Pierwszych Narodów.
„To po prostu kolejna zaginiona rdzenna dziewczyna”
Kobiety, które „zabrała” autostrada, łączyło pochodzenie z Pierwszych Narodów, lecz każda z nich była indywidualną postacią, z własnymi marzeniami, problemami, rodziną i przyjaciółmi. Kiedy znika bliska osoba, więzi społeczne łączące ją z otoczeniem ulegają brutalnemu przerwaniu. Osoby z otoczenia ofiar nie były w stanie normalnie przeżyć żałoby, skoro w wielu przypadkach nigdy nie odnaleziono ciał. Najgorsze było jednak poczucie opuszczenia i niezrozumienia, jakiego doświadczali rdzenni mieszkańcy ze strony władz. Przez lata, policja RCMP wyznawała filozofię, którą można sprowadzić do wyrażenia „Po prostu kolejna Indianka”.
Opieszałość funkcjonariuszy, problemy kadrowe, obojętność społeczeństwa, to wszystko mocno kontrastowało z postępowaniem w przypadku zaginięcia, chociażby białego dziecka. Dopiero zaangażowanie rodzin ofiar, które zorganizowały w 2006 roku sympozjum, a także ruszyły w marsze ku pamięci ofiar, zwróciło uwagę opinii publicznej na to, co dzieje się wzdłuż autostrady. Wzrost zainteresowania losem dziesiątek rdzennych kobiet doprowadził do powołania specjalnej komisji śledczej. Niestety, w wyniku zaniedbań popełnionych w kluczowych, wczesnych etapach śledztw, komisja nie osiągnęła zbyt wielu sukcesów.
Kobieca siła
„Autostrada Łez” pozwala nam spojrzeć inaczej na Kanadę. Pokazuje też, że dyskryminacja i uprzedzenia są zmorą nawet najbardziej progresywnych społeczeństw. Na całym świecie rdzenne społeczności zmagają się z podobnymi problemami. Izolacja, wykluczenie, zepchnięcie na margines życia w krajach, które przecież są ich ojczystą ziemią. To także książka o kobietach, nie tylko tych, które padły ofiarą przestępców, ale również o ich rodzinach – matkach, siostrach, kuzynkach, ciotkach, które przez lata okazywały niewiarygodną determinację i siłę, konsekwentnie domagając się sprawiedliwości. Reportaż Jessiki McDiarmid jest trudny w odbiorze. Nie z powodu języka czy konstrukcji, lecz z powodu namacalnego poczucia beznadziejności i tragedii bijącego z opisywanych spraw. Przypadek po przypadku, oczywiście występują różnice, ale sedno sprawy pozostaje to samo.
Czytając „Autostradę Łez”, zastanawiamy się, jak to możliwe? Dlaczego przez dekady nic się nie zmienia? Jak można tak po prostu zniknąć bez śladu? Kto porywa i morduje te wszystkie dziewczynki i kobiety? Niestety, większość opisanych spraw pozostała nierozwiązana, co potęguje poczucie dyskomfortu, jakie wywołuje lektura reportażu. To oznacza, że cel autorki został poniekąd zrealizowany, zwrócono uwagę na przerażający problem, który powinien spędzać sen z powiek tamtejszym politykom i przedstawicielom władzy. „Autostrada Łez” to cenna lektura. Wymagająca, poruszająca i niepokojąca.
Po więcej ciekawych tekstów ze świata kultury zapraszamy tutaj – meteor.amu.edu.pl/programy/kultura