Serii o skrytobójcach walczących ze złymi Templariuszami raczej nie trzeba przedstawiać żadnemu graczowi. Dzisiaj jest to jedna z najbardziej rozpoznawalnych marek branży. Od 2007 roku zdążyliśmy zwiedzić wiele znanych z podręczników do historii miejsc czy okresów. Przez starożytną Grecję i Egipt po wiktoriański Londyn. Jak na długą serię przystało mamy odsłony znane i wręcz kultowe oraz takie, które zniknęły gdzieś w pomroce dziejów. Jedną z nich jest „Assassin’s Creed: Liberation”, do której mam szczególny sentyment.
A dlaczego tak jest? Ponieważ był to pierwszy asasyn, w którego miałem okazję zagrać, dzięki płycie dołączonej do jednego z wydań magazynu „CD-Action”. I od tego zaczęła się moja przygoda z tą bogatą franczyzą. Oczywiście wcześniej o niej słyszałem, ale to właśnie wtedy wsiąkłem w ten świat. Historyczne lokacje wymieszane z fikcyjną opowieścią i bohaterami, walka dwóch zwaśnionych frakcji, tajemniczy Prekursorzy oraz kultowy system parkour – czego chcieć więcej. Niedawno miałem okazję wrócić do „Liberation” za sprawą przepustki sezonowej do „Assassin’s Creed: Odyssey”. Dzięki niej otrzymujemy pakiet „Assassin’s Creed III Remastered”, który zawiera omawiany dzisiaj tytuł oraz kultową „trójkę”. Obecnie ciężko będzie nabyć tę grę jako pojedynczy produkt, ponieważ Ubisoft wycofał ją ze sprzedaży w ramach odświeżania swojej biblioteki.
Chleba wolności
W tej odsłonie trafiamy do Nowego Orleanu drugiej połowy XVIII wieku. Wcielamy się w Aveline de Gandpré, córkę miejscowego arystokraty, która walczy z niewolnictwem. Realizować to zadanie może dzięki wstąpieniu w szeregi asasynów. Jak w każdej odsłonie Ubisoftowego cyklu przyjdzie nam się mierzyć z ukrytymi pod płaszczykiem dobrych intencji Templariuszami. Tym razem chcą oni rozwijać niewolnictwo i wykorzystywać je do własnych celów. Jednak nie wszystko jest tak czarno-białe jak wydaje się na pierwszy rzut oka. Nasza adeptka sztuki ukrytego ostrza będzie musiała zmierzyć się z wieloma problemami. Nie zabraknie również badania pozostałości rasy Isu, czyli zaawansowanej cywilizacji, która istniała przed ludźmi.
Historia potrafi wciągnąć w intrygę. Z każdą sekwencją dzieje się coraz więcej, odkrywane są kolejne karty w tej rozgrywce, które powodują coraz większą chęć poznania tego, co będzie dalej. W trakcie jednej z nich spotkamy nawet Connora z „trójki”. Wszystko to prowadzi do finału, który skalą przedstawionych rozwiązań „nie powala”, jednak satysfakcjonująco zamyka historię. Postacie nie są wielowymiarowe, ale spełniają w fabule swoje zadania jako schematyczni antagoniści albo sprzymierzeńcy. Ciekawym zabiegiem w historii są również Obywatele E, czyli postacie niezależne, które można znaleźć na mapie, zabić i poznać niesfabrykowaną przez Abstergo wersję ważnego elementu fabularnego. Jeśli znajdziemy ich wszystkich, dostaniemy dostęp do prawdziwego zakończenia przygód Aveline de Gandpré.
Gra oferuje 9 sekwencji, które można ukończyć w 8 godzin, jednak przejście tytułu na 100% wydłuży zabawę do około 15-20 godzin. Misje pod względem struktury są jednak schematyczne i oparte na zasadzie „pójdź tam, zabij X, ucieknij”. Zdarzają się też wyjątki od tej reguły, jak misja z wozem czy plądrowaniem ruin niczym w serii „Tomb Raider”. Zadania poboczne są zdecydowanie krótsze od tych głównych i prezentują różny poziom. Misje związane z naszymi bohaterami posiadają swoją małą linię fabularną. Ich przeciwieństwem są zadania, jak na przykład „Konkurent w interesach” polegające na eliminacji konkurentów handlowych. Wypełnianie ich dla 100% synchronizacji i ukończenia gry może być miejscami uciążliwe.
Triple Liberdade
Ciekawą mechaniką występującą tylko w tej odsłonie jest możliwość przebierania się w trzy różne persony za pomocą garderoby i dostępnych strojów. Aveline ma do wyboru trzy rodzaje tożsamości – asasynki, niewolnicy oraz damy. Każda z nich oferuje inne możliwości oraz lekko modyfikuje rozgrywkę. Asasynka to typowa wojowniczka, może się bez trudu wspinać oraz korzystać z całego arsenału broni. Dodatkowo cechuje się największym paskiem zdrowia postaci. Jednak w zamian za to zawsze zwraca na siebie uwagę strażników i od razu rzuca się w oczy.
Niewolnica natomiast nie wzbudza żadnych podejrzeń oraz łatwo może wtapiać się w tłum innych niewolników, dzięki czemu infiltrowanie zastrzeżonych obszarów nie stanowi takiego problemu. Może również świetnie się wspinać, jednak ta interakcja będzie powodowała zwiększanie jej rozgłosu i rozpoznawalności wśród strażników. Ma też o wiele mniejszy pasek zdrowia.
Przeciwwagą dla wcześniej wymienionych jest postać damy. Może się swobodnie wspinać jedynie po drabinach oraz ma ograniczony zakres ruchów i arsenału broni. Jest za to zdolna do przekupywania strażników czy do poddawania ich zauroczeniu, dzięki czemu z łatwością może realizować swoje cele.
Sam koncept jest interesujący i świetnie urozmaica rozgrywkę, szczególnie jeśli interesuje nas ukończenie gry na „maxa” powinniśmy wziąc pod uwagę wykonywanie specjalnych misji, dedykowanych tylko dla danej persony lub zdobywać dla nich znajdźki, odblokowujące specjalne warianty strojów. Szkoda, że pomysł nie był kontynuowany w kolejnych odsłonach. Mógłby on ewoluować i wprowadzać jeszcze więcej elementów planowania niczym z serii „Hitman”.
Assassin’s Trip
Jako że pierwotnie „Assassin’s Creed: Liberation” ukazał się na konsoli przenośnej lokacje nie są szczególnie rozległe. Jednak mniejsza ilość nie oznacza gorszej jakości. Jestem pełen podziwu ile wyciśnięto z PSVity, żeby świat przedstawiony dorównywał poziomem do głównych części serii. Nowy Orlean wygląda bardzo dobrze a do tego wydaje się żywym miastem, pomimo często powtarzających się modeli postaci. Zachowana jest również pewna różnorodność krajobrazów, ponieważ mamy do dyspozycji dzielnicę portową, handlową, specyficzne slumsy oraz garnizon. Przemieszczanie się po wszystkich lokacjach jest dość proste i intuicyjne, gdyż w wielu miejscach znajdują się ułatwienia do wykonywania parkouru.
Najwięcej klimatu ma jednak bagienny obszar obok Nowego Orleanu, nazwanego Bayou. Czuć pierwotność tego miejsca, praktycznie nietkniętego przez cywilizacje, która jednak na naszych oczach próbuje zasięgnąć tam swoich wpływów. Można tu również znaleźć wiele urozmaiceń tej lokacji: od lasu w postaci fortu, małej osady, kryjówki przemytników i wielu innych. Po mokradłach możemy się też przemieszczać za pomocą indiańskiego canoe. Jednak najwięcej frajdy daje tam nadal parkourowanie, podobne do tego z „trójki” na terenach leśnych. To tutaj połamane drzewa oraz gałęzie stają się idealną i płynną trasą, po której Aveline przemieszcza się z punktu A do B.
Ostatnią z dostępnych w grze lokacji jest meksykańskie Chitzen Itza. Jest ona najmniejsza ze wszystkich trzech, co sprawia, że można ukończyć wszystkie należące do niej opcjonalne zadania, już podczas pierwszego zwiedzania w czwartej sekwencji fabuły. Jest jednak również ciekawą odskocznią od poznanych wcześniej terenów, ponieważ oferuje zupełnie inny klimat niż Bayou i Nowy Orlean. Mamy tutaj możliwość obcowania z budowlami ery prekolumbijskiej połączonymi z kolonią niewolników. Szkoda, że do dyspozycji gracza nie oddano więcej tego typu lokacji.
Bagienne sterowanie
Sterowanie również trochę trąci myszką. Szczególnie jeśli miało się już kontakt z asasynami nowej generacji, od „Origins” wzwyż. Jest jednak ono charakterystyczne dla klasycznych części „Assassin’s Creed”. Nie uświadczymy zatem w tej odsłonie możliwości wspinania się po większości powierzchni, lecz tylko po wyznaczonych przez twórców ścieżkach i trasach. Jest to często frustrujące, kiedy wydaje się, że w pewne miejsca można by się dostać bez problemu, jednak gra, jakby na złość, nie daje nam takiej możliwości i trzeba posiłkować się drogą na około szukając możliwości wejścia.
Z responsywnością też bywa różnie. Czasem nasza asasynka podczas wspinaczki zamiast chwycić się pożądanej przez nas krawędzi, postanawia sobie wskoczyć zupełnie gdzie indziej lub całkowicie odpuścić sobie zadanie. Takie momenty bardzo irytują i mogą spowodować niechęć do kontynuowania rozgrywki. Szczególnie kiedy dzieje się to podczas jakieś misji. Tracimy przez to możliwość pełnej synchronizacji poziomu, przez co trzeba całość wykonywać od nowa.
Do zapomnienia?
Porównując tę odsłonę do jej braci z głównych odsłon cyklu znajdziemy w niej uproszczenia względem formuły serii, spowodowane pierwotną premierą na przenośnej PS Vicie. Pewnie wiele osób przez to zrazi się do Aveline i jej przygód. Moim zdaniem niesłusznie. „Liberation” może i nie okazał się rewolucją dla serii, a wiele jego pomysłów popadło w zapomnienie. Jednak jako odskocznia od wielkich wydarzeń głównego nurtu serii, na około 15-20 godzin zabawy nadaje się idealnie. Szczególnie jeśli jest się fanem opowieści o skrytobójcach w kapturach. Jeśli jednak nie przemawia do was „Assassin’s Creed” to i ta odsłona nie przyniesie pozytywnego wrażenia, wręcz przeciwnie, możecie tylko bardziej odbić się od tego świata. Podsumowując, jeśli nabyliście tytuł na przykład w pakiecie z „Assassin’s Creed III Remastered” to warto się nim zainteresować i ograć „zapomnianego asasyna”. Choćby dla zwiedzenia osiemnastowiecznej Luizjany.
Po więcej ciekawych tekstów ze świata technologii zapraszamy tutaj –> https://meteor.amu.edu.pl/programy/meteor-exe/