Zayn Malik – były członek jednego z najbardziej popularnych boybandów w historii – One Direction, wychodzi z kolejną, niekonwencjonalną propozycją w ramach jego solowych produkcji muzycznych. Nobody Is Listening to trzeci album artysty na ścieżce jego solowej kariery, którego produkcją zajęło się podobnie jak w przypadku poprzedniego albumu (Icarus Falls) Sony Music Entertainment. W One Direction Zayn bardzo często określany był mianem tego najbardziej tajemniczego, nie dającego się odkryć. Ten album po raz kolejny potwierdza, że te określenia są bliskie prawdzie. Nie dziwi więc fakt małej ilości informacji od samego artysty odnośnie koncepcji, na podstawie której krążek był tworzony. Czy Nobody Is Listening jest więc albumem, który „everyone should listen”? Przekonajmy się!
Znowu niekomercyjnie
Nie sposób nie zauważyć, że Zayn jest typowym artystą, nie performerem. Zgodnie z moimi oczekiwaniami, trzeci album to po prostu ciekawa zabawa brzmieniem. Wyrażanie siebie postawione na piedestale. Malik zdecydowanie kontynuuje ucieczkę przed popową i nastawioną na komercję estetyką One Direction. Skupia się na czymś zupełnie innym – czyli na podejmowaniu ryzyka i tworzeniu muzyki która jest zgodna z nim, a nie na tym, czego oczekują odbiorcy na podstawie jego boybandowej kariery. Czy to dobrze? Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Poprzednie propozycje albumowe były dość przeciętne i mówiąc kolokwialnie raczej obiły się bez echa, mimo nieprzeciętnych zdolności wokalnych, jakimi Malik dysponuje. Pokuszę się nawet o stwierdzenie, że to właśnie on wyróżniał się najbardziej wśród wszystkich 5 członków zespołu 1D pod względem umiejętności. W Nobody is Listening po raz kolejny nie zostały one wykorzystane. Z drugiej strony, muzyka jest po to, by wyrażać siebie. Malik przyznaje, że jest to album w 100% zgodny z nim samym. Podejmuje ryzyko i stawia na to co czuje – nie na to co modne i „klikalne”. Podejście prawdziwego artysty, tylko czy opłacalne?
Nauczka po Upadku?
Po Icarus falls, czyli drugiej albumowej propozycji, Malik chyba zdał sobie sprawę, ze 27 kawałków na albumie to jednak trochę za dużo i przerost formy nad treścią średnio mu się opłacał. W Nobody Is Listening tracków mamy o ponad połowę mniej, co sprawia, że cały album jest zdecydowanie przyjemniejszy w odbiorze. Nie zmienia to faktu, że spójność to nadal nie jest aspekt, na który przy tworzeniu albumów stawia Zayn. Każdy kawałek jest inną historią. Pierwsze słowa, jakie padają w Calamity – czyli kawałku, który rozpoczyna albumową listę to „Nostalgia. What a funny feeling”. I to tak naprawdę jedyny element spójności.
Better’s better
Z singlami promującymi bywa tak, że czasem oddają one w pełni koncepcję z jaką tworzony jest album – i to zazwyczaj skutkuje świetnym albumem, a czasem są to jedyne wyróżniające się i wpadające w ucho propozycje. Tak było w przypadku Sweetener Ariany Grande, i tak też jest w przypadku Nobody is Listening. Singiel Better, który swoją premierę miał we wrześniu ubiegłego roku, dawał duże nadzieje co do nadchodzącego albumu i wydawał się być naprawdę ciekawą brzmieniowo propozycją. Słuchając Better można odczuć bardzo chillowy klimat, który pasuje do twórczości Malika. Jednocześnie mamy sporo wysokich dźwięków i dużo jasnej, delikatnej barwy. Nie jest to popis wokalny bo Malika stać na więcej jednak słychać i czuć, że mamy do czynienia z doświadczonym artystą, który wie jak w smaczny sposób bawić się głosem.
Duety
When Love’s Around we współpracy z Syd, oraz Windowsill nagrany wraz z Delvinem to dwie propozycje duetowe, jakie pojawiły się na tym albumie. Malik w swoich poprzednich solowych projektach tworzył już z takimi artystami jak Nicki Minaj, Taylor Swift, Timbaland czy Sia. Nie owijając w bawełnę – kolaboracje na tym albumie nie są niczym zaskakującym. Nie mniej jednak zarówno When Love’s around jak i Windowsill dodają temu albumowi trochę świeżości. Pokuszę się nawet o stwierdzenie, że spośród wszystkich tracków to właśnie Windowsill plasuje się najlepiej pod względem brzmienia. Tekst nie robi jednak żadnego wrażenia.
Co z high notes?
Osoby znające twórczość One Direction doskonale wiedzą, że Malik jest mistrzem high notes i nie raz pokazywał to na koncertach. Od początku jego muzycznej działalności była to niejako jego cecha charakterystyczna. Trzeba więc przyznać, że w tym aspekcie nie zawiódł. Po usłyszeniu Connexion, Unfuckwitable czy Outside fani na pewno są usatysfakcjonowani, ponieważ każdy z kawałków przepełniony jest wysokimi dźwiękami artysty. Ciekawostką jest to, że Zayn w formie promocji swojego albumu postawił zrobić live, na którym palił blanta. Fani prześmiewczo stwierdzili, że był higher niż jego high notes i stało się to bardzo trafną formą promocji krążka na Twitterze.
Ciągle ten sam vibe
Czy jest to więc album którego NIKT nie posłucha? Zayn posiada masę wiernych fanów, którzy z pewnością docenią całą koncepcje Nobody Is Listening. Stworzenie strony internetowej, zorganizowanie Listening Party Sessions, prowadzenie live’ów na instagramie a także zaprojektowanie grafiki na okładkę albumu pokazuje, że dla Malika ten album znaczy bardzo dużo i zależy mu na pozytywnym odbiorze ze strony fanów. Mam jednak wrażenie, że mimo tak ogromnego wkładu artysty w cały proces tworzenia albumu brakuje w nim bodźca, który mógłby przyciągać nowych słuchaczy. Zero zaskoczeń. Brak jakiejkolwiek próby wyjścia poza własną strefę komfortu.
Nie twierdzę, że ten album jest zły. Uważam jednak, że nie wnosi on nic nowego i z pewnością nie pokazuje możliwości jakie Malik posiada. Ode mnie 5/10.