Zanim trudna sytuacja opanowała nasz kraj, Jędrek Rumiński zdołał odbyć rozmowę z Adamem Witkowskim, czyli połową zespołu Nagrobki – zapraszamy do lektury!
Jesteśmy po koncercie w Poznaniu, jednym z kilku z trasy koncertowej. Powiedzmy, że oryginalny koncert był poprzedzony innym, zatytułowanym „Nagrobki grają Muminki”. Muszę przyznać, że byłem dosyć zaskoczony, gdy zobaczyłem to hasło. Mógłbyś wyjaśnić o co w tym chodzi?
Kilka lat temu Michał Grubman z gdańskiego Festiwalu Animacji zaproponował nam zagranie na żywo do wybranego przez nas filmu. Musieliśmy podjąć decyzję, do czego będziemy grali. Po odrzuceniu He-Man’a, doszliśmy do wniosku, że chyba najbardziej pasują nam Muminki w wersji studia SE-MA-FOR. Okazało się, że to jest to dla nas obu naprawdę ważna rzecz. Ja pamiętam tę bajkę z czasów, gdy w telewizji był tylko jeden program, a wszystkie telewizory były czarno-białe. Równie ważną rzeczą, która ukształtowała moją artystyczną wrażliwość było słuchowisko Lato Muminków z muzyką Tadeusza Woźniaka i Gustawem Holoubekiem jako narratorem. Miałem je na winylu, a ponieważ dość szybko nauczyłem się obsługiwać gramofon, to gdy mama wychodziła z pokoju włączałem tą płytę po to, żeby się bać. To był autentyczny strach, którego poszukiwałem i który do dziś pamiętam. Oniryczna muzyka, tajemnicze wyrazy i trzeszcząca płyta.
I jeszcze Buka do tego wszystkiego.
Akurat w tym słuchowisku Buki nie było. Tam była powódź w dolinie Muminków. Tymczasowym domkiem Muminków stał się teatr, w którym Muminki próbowały się odnaleźć i go zrozumieć. O tym było to słuchowisko. Reasumując, wiele jest powodów, dla których wybraliśmy właśnie Muminki.
Rzuciłeś hasło „teatr”. Chciałbym się odnieść do tego, że tworzycie muzykę do spektakli teatralnych, co zapewne jest konsekwencją tego, że sama wasza muzyka ma charakter właśnie teatralny. Na czym polega ta relacja?
Masz rację, że to jest teatralne, a przynajmniej ja też tak o tym myślę. To jest tak, że my nie jesteśmy wirtuozami instrumentów i absolutnie nie szukamy takich emocji typu „rockandrollowiec z odchylonymi do tyłu włosami grający solówkę”. Założyliśmy sobie, że tematyka tekstów będzie oscylowała wokół spraw ostatecznych i muzycznie za tym podążamy. Ale budujemy tę atmosferę trzymając się prostej piosenkowej formy. Ja gdzieś czuje takie powinowactwo z The Doors. Tam było przedstawienie, wykorzystujące rock and roll, gra z konwencją. To jest też trochę jak u Lyncha, który testuje widza, stawia go na granicy strachu i groteski. Przy okazji opowiada też o samym medium.
Lynch jest mistrzem w tym aspekcie, o którym mówisz.
Tak, to jest zabawa konwencją. Może to nas w jakimś stopniu różni od innych zespołów, że jesteśmy wykształconymi artystami wizualnymi, a w tym świecie często opowiada się poprzez kontekst, a nie samą formę. Używamy zespołu rockowego jako formatu. Staramy się dobierać środki do tego jaki ma być efekt końcowy. Posługujemy się nie tylko instynktem, ale też wiedzą. To może sprawiać, że jesteśmy w tym trochę aktorami, albo reżyserami nawet.
W zasadzie uprzedziłeś moje pytanie, bo chciałem się odnieść do waszego szerokiego spektrum zainteresowań artystycznych. Na pewno w swojej muzyce pokazujecie synkretyzm sztuki. Czyli sztuka pomogła wam w kreowaniu obrazu twórczości muzycznej?
Rozumiem co masz na myśli, ale mi się wydaje, że to nie jest tak, że muzyka jest tym, co my robimy. My robimy ten zespół jako taki szerszy projekt. Czyli włącznie ze wszystkim co wokół zespołu – marketing jako sztuka, prowadzenie mediów społecznościowych, robienie obiektów, druków, obrazów. Muzyka jest w tym najważniejsza, ale jest jedną ze składowych. Jak się coś odejmie, to nie będzie już to samo. Jeśli oddalibyśmy komuś jedną z tych aktywności, to wszystko by się zmieniło. To się udaje spójnie prowadzić, bo mamy stuprocentową kontrolę nad wszystkim. Staramy się, żeby nigdy nie zejść poniżej poziomu, który sami akceptujemy. Na koncercie może bardziej stawiamy na energię i autentyczność, ale płyty i inne sprawy wokół, to już raczej rzeczy mocno przemyślane.
Dało się usłyszeć, że dużo ostrzejsze jest to granie koncertowe.
Na płytach staramy się, żeby to było fajne do słuchania. Można powiedzieć, że te płyty są reżyserowane przez nas, używamy wielu kolorów i różnych faktur. Koncerty są czymś innym – sprawiają nam wielką frajdę i wówczas chcemy być po prostu sobą i stawiamy na autentyczność.
Jakby prześledzić całą waszą dyskografię, można odnieść wrażenie, że reprezentujecie coraz mniej garażowe granie. Wcześniej to bardziej przypominało to, co jest właśnie na koncertach. Zgodziłbyś się z tym?
No pewnie! Uczymy się ciągle i rozwijamy. Gdy wystartowaliśmy z tym zespołem, to równocześnie zaczęliśmy grać na tych instrumentach, więc siłą rzeczy możliwości były mocno ograniczone. Mam jednak wrażenie, że w tym zespole chodzi głównie o pisanie piosenek. Na początku trudniejsze było dla nas ich wykonywanie, niż samo pisanie. Powstał nawet taki pomysł, żeby zrobić płytę, na której my w ogóle nie zagramy, a jedynie ją napiszemy i wyprodukujemy.
A jesteś w stanie teraz powiedzieć pod kątem muzycznym, w jakim kierunku zmierzacie? Patrząc na waszą działalność, macie możliwości, żeby obracać się w przeróżnych gatunkach. Te inspiracje jazzem chociażby. Wiesz w jaką stronę to może pójść na następnej płycie na przykład, jak to może ewoluować?
Nie wiem jaka będzie ta następna płyta. Po prostu jeszcze nie zaczęliśmy jej robić. Teraz pracujemy nad zarejestrowaniem muzyki ze spektaklu w Gnieźnie. Potem chcemy zrobić płytę z zeszłorocznej trasy, czyli album live. To są jednak rzeczy z naszej perspektywy już z przeszłości.Jeśli miałbym teraz powiedzieć jak będzie następna regularna płyta, to bym chciał,żebyśmy następną płytę zaczęli od innej strony niż zwykle. Chciałbym, żebyśmy zaczęli od brzmienia. Zazwyczaj jest tak, że najpierw powstają akord i melodie, a potem opakowujemy to brzmieniem. Chciałbym zobaczyć, jak to jest pójść w drugą stronę. Trochę tak jak w muzyce elektronicznej.Nasz pomysł na proces powstawania nowej płyty może się jednak zupełnie zmienić. Często tak mamy, że coś wymyślamy, a potem jak trzeba album kończyć, to wywalamy wszystko do kosza i zaczynamy od zera. To są fajne i bardzo twórcze momenty, kiedy wszystko odwracasz do góry nogami.
To, o czym mówisz, przypomniało mi EP’kę, którą wydaliście w zeszłym roku, „Teatr Polski”. Tam te brzmienia zaskakiwały.
To jest akurat płyta zrobiona z piosenek, które są na innych płytach. Czyli najpierw zrobione były piosenki, które były już nagrane w takiej „rockowej” formule, a dopiero później szukaliśmy ich nowego brzmienia, które było by adekwatne do treści przedstawienia.
Z pewnością często dostajecie pytania o wasze teksty. Na pewno są wyjątkowe. Chciałbym tylko zapytać, czy fakt, że tematyka śmierci, charakter cmentarny są owiane parodią i czarnym humorem nawiązuje do waszej filozofii życia? Filozofia absurdu?
Dla nas jest to taka ramka wewnątrz której się poruszamy. Gdy zawęzisz sobie obszar poszukiwań, to szybcie znajduje się inspirację i łatwiej jest pisać. Nie mamy jednak wspólnej filozofii. A może mamy, a ja o tym nie wiem. Nie gadamy ze sobą o tym.
A jeśli chodzi o Ciebie?
Gdybym miał się umieścić w jakimś światopoglądzie, to najbliżej mi do buddyzmu. „Co my tu robimy? To jakiś sen?”. No i próbuje się w tym śnie odnajdywać, ale najbardziej to się próbuję obudzić. Ale tak naprawdę, to mi nie jest potrzebna żadna przynależność światopoglądowa i nawet się czegoś takiego boję. Co myśli Maciek? – nie mam pojęcia.
Przechodząc do samego końca – interesujesz się nowościami, które wychodzą w muzyce? Jeśli tak, to co ostatnio ciebie najbardziej zainteresowało, ze świeżych wydań?
Ja mam takie zboczenie zawodowe, że raczej słucham producentów. Bo bardziej niż sama muzyka kręci mnie jej produkcja. Szczerze, to rzadko mam czas, żeby słuchać czegokolwiek, bo ciągle coś miksuje albo nagrywam.. Słucham najczęściej tego, co robię w danym momencie. Gram w różnych zespołach, nie tylko w Nagrobkach i wszystko to sam produkuję. Ale co ja tam ostatnio słuchałem… z tego roku to Tame Impala, bo fascynuje mnie Kevin Parker i jego specyficzny sposób komponowania, który mam wrażenie jest tak skrojony, żeby dostosować go do technologii. Franka Oceana – uwielbiam, Brittany Howard, Arctic Monkeys, King Gizzard & the Lizard Wizard. Lubię neo soul. W tych producenckich rzeczach, to raczej taki alternatywnymainstream albowręcz pop. A jeśli o samą muzykę chodzi, to najbardziej lubię free jazzowe i muzykę improwizowaną. Nie lubię jednak słuchać takiej muzyki w chacie, bo moim zdaniem w jej pełnym przeżywaniu niezbędne jest bycie w jednaj przestrzeni akustycznej i mentalnej z muzykami. Tak w ogóle, to ja naprawdę jestem gitarzystą i to jest mój instrument, a nie perkusja na której gram w Nagrobkach. Uwielbiam grać improwizowane rzeczy na gitarze, bo w pełni panuję nad tym instrumentem. Uwielbiam grać, w kolaboracjach z ludźmi, którzy też improwizują. To dlatego też na naszych nagrobkowych płytach pojawiają się muzycy ze świata jazzu i impro, bo z nimi spotykamy się przy innych muzycznych okazjach.