Dawid Podsiadło – Lata dwudzieste [Recenzja]

Małomiasteczkowy, poprzedni album Dawida Podsiadły, niedawno obchodził czwarte urodziny. Płyta, na chwilę obecną, jest podwójnym diamentem, a przez 2 lata pod rząd była najlepiej sprzedającym się krążkiem w Polsce. Doczekała się reedycji i wydania akustycznego, a materiału z niej starczyło na 4 single i 3 trasy koncertowe. Płyta-gigant, będziemy się o niej uczyć kiedyś na lekcjach historii. Tymczasem artysta powraca do nas z nową płytą, a jako jej tematykę wykorzystuje zbliżające się wielkimi krokami jubileusze.

Dawid

„Wiruj ze mną, świruj ze mną”

Dawid Podsiadło kończy niedługo 30 lat, z czego ostatnią dekadę spędził na scenie. W materiałach promocyjnych zaznaczał niejednokrotnie, że Lata dwudzieste to płyta utrzymana w tanecznym klimacie. Głównym jej celem ma być skłonienie słuchaczy do radości, tańców i rozmów. On sam jednak wykorzystał ten krążek, by na koniec swoich lat z dwójką z przodu rozliczyć się z przeszłością. Powspomina więc piękne i beztroskie czasy dorastania, jak i zahaczy o przykrości, jakie trapiły go przez ten czas, by na koniec zadać sobie samemu pytanie „Co dalej?”. Zagłębiając się więc w te historie warto pamiętać, że wiele usłyszanych przez nas haseł. nie jest tym, czym się wydaje. Wejdziemy więc w ten Dawidowy świat pozorów, gdzie taneczne kawałki tak naprawdę traktują o sprawach bolesnych i niewesołych. Utwór WiRUS wcale nie jest o pandemii, Halo to nie tytuł strzelanki na Xboxa, a Blant jest… dokładnie o tym, co wam się wydaje, przewrotne…

“Czy masz jeszcze sny?”

Dawid tym razem sięga znacznie głębiej w siebie. Próbuje ocenić swoje decyzje miłosne, te udane i nieudane. Stawia pierwsze diagnozy własnej osoby, jak chociażby w utworze DIABLE czy prezentuje swoje dojrzałe przemyślenia w To co masz Ty!. W przeciwieństwie do Małomiasteczkowego nie ustanawia tu pewnego rodzaju bezpiecznej, metaforycznej przestrzeni, by opowiadać o swoich rozterkach. Tutaj mówi o nich bezpośrednio, odautorsko, często podając konkretne sytuacje. W tym tonie prezentuje wątki biograficzne, o których niemal zapomnieliśmy, na przykład o jego początkach w branży i drodze przez programy typu talent show, o których opowiada O czym śnisz w duecie z Sanah.

Pochwalić trzeba fakt, że poświęcił miejsce na eksperymenty, szuka nowych brzmień i nowych środków. Objawia się to zarówno czerpaniem z własnych dzieł np. Millenium, które stanowić może z powodzeniem kontynuację Nieznajomego, jak i od zaprzyjaźnionych twórców, co z kolei przebija się w kawałku Halo, otwarcie inspirowanym twórczością Ralpha Kaminskiego. Oczywiście nie zabraknie nam jego umiejętności malowania słowem. Może mniej żartobliwie i przyziemnie, jednak dalej teksty zachwycają oszczędną dosadnością, a ukoronowaniem jego możliwości jest bardzo ciężkie i emocjonalne Mori, podczas którego przyznaję uroniłem łzę albo dwie. 

„Nic o mnie nie wiesz, a ja Ciebie znam”

Pozostaje jeszcze do poruszenia wątek podmiotu lirycznego, jako komentatora rzeczywistości, na który nastroił nas pierwszy z singli – POST. Obawiałem się, że bardzo dużo pojawi się tu zaangażowanych politycznie tekstów. Jednak Dawidowi udało się to odpowiednio wyważyć, a dwa kawałki (oprócz POSTA o Polsce mówi jeszcze Szarość i róż) są dość uniwersalne i powinny zestarzeć się godnie. Zatem z tej zbieraniny głównie poukładana jest ta płyta. Znajdziemy tu wielki „misz-masz” wszystkiego, co autorowi było kochane i bliskie przez poprzednią dekadę, a czym zdecydował się zająć dopiero tu. Sformułowanie „misz-masz” idealnie również pasuje do moich odczuć po odsłuchu. Nie są one jednak wyłącznie pozytywne. Jeżeli już do czegoś się przyczepić, to trudno mi potraktować album jako spójną historię. O wiele trudniej, niż w Małomiasteczkowym, poukładać sobie utwory tematycznie i wysnuć dla nich jakąś spójną tezę. W rezultacie kawałki same w sobie działają świetnie (może poza WiRUSem). Jako ogół, zebrane w płytę momentami ni przypiął, ni przyłatał.

Bezpiecznie, do przodu

Technicznie Lata Dwudzieste to pokaz możliwości, a jednocześnie szczyt tego, co do zaoferowania ma dla nas polski pop. A dokładniej ten bardziej widowiskowy i alternatywny. Za sterami projektu zasiadł tym razem Kuba Galiński, który wcześniej komponował utwory chociażby dla Mroza czy Sanah. Można zatem powiedzieć, że zna się on na rzeczy, jeśli chodzi o tworzenie ogólnopolskich hitów. I ta płyta właśnie w to zdaje się celować. Aranżacje są o wiele bardziej jaskrawe, głośne i nieco bardziej mainstreamowo brzmiące w porównaniu z poprzednimi. Widać niestety w tym pewną ostrożność i zastosowanie sprawdzonej formuły w warstwie brzmieniowej, co działa wyraźnie na niekorzyść rozwoju “autorskiego brzmienia” Dawida, które tak zdecydowanie zwalało z nóg w Małomiasteczkowym. Przez to trochę tęsknię za Bartkiem Dziedzicem i jego czarodziejskim dotykiem.

Nie twierdzę, że Lata Dwudzieste są miałkie – bardzo doceniam niemal ambientowe i refleksyjne brzmienia z Mori czy wcześniej wspomnianego Millenium. Brak im jednak siły przebicia i wydaje się, że mogłyby zrobić znacznie więcej. Tak, jak więcej mogą zdziałać struny głosowe Dawida. Od dłuższego czasu uważam, że Podsiadło nie wykorzystuje w pełni swojego głosowego potencjału, a który przecież tak widać w piosenkach w jego wykonaniu z Męskiego Grania. Dlatego chciałbym, żeby takich momentów, jak niesamowity refren z Blanta było jeszcze więcej.

Wszystkiego najlepszego?

Lata Dwudzieste potraktowałbym jako zamknięcie drugiej fazy projektu „Dawid Podsiadło”, od kiedy po dłuższej nieobecności powrócił z zagranicznych wojaży z wielkimi planami i niemniejszym wąsem. Ten Dawid jest samoświadomy, ufny w stosunku do ludzi, a jednak widzący ich wady. Łączy wysoko lecące tekściarskie metafory i uroczo głupiutkie żarty. Ciekawe, co będzie dalej i w którą stronę poniesie go jego twórczość, już jako 30-latka. Mam nadzieję, że będzie to coś zupełnie nowego i odmiennego. Coś, czego jeszcze nie było na polskim podwórku. Teraz, choć pokochałem Lata Dwudzieste, to nie jestem ostatecznie do nich przekonany. Wciąż mam wrażenie, że nie przetrwają próby czasu, a na mojej playliście żaden z kawałków nie utrzyma się na dłużej. Jednak kogo to w sumie obchodzi? Tak, jak Dawid powiedział “Może to nasze ostatnie lata dwudzieste?”. Idźcie i tańczcie, wzruszajcie się i bawcie! Życzcie Dawidowi ode mnie wszystkiego najlepszego na nowej drodze życie.

Warto jeszcze wspomnieć, że abonenci Spotify otrzymali możliwość odsłuchania albumu w specjalnej, rozszerzonej wersji. W ramach „dodatkowej treści” udostępnione zostały komentarze samego autora, w których zdradza on kulisy powstawania konkretnych kawałków czy odczucia, co do samego albumu. Fajnie, ciekawie i dosyć innowacyjnie. Chociaż mając w perspektywie jeden czy dwa bonus tracki wypada to blado. Prawie jak „owocowe czwartki” w ramach nagrody dla pracowników korpo.

Piotr Nagoda

Po więcej ciekawych tekstów ze świata muzyki zapraszamy tutaj – meteor.amu.edu.pl/programy/magmuz/