Kolejna polska produkcja doczekała się publikacji w serwisie Netflix pod koniec 2020 roku. Subskrybenci owej platformy otrzymali nie lada gratkę na potencjalną samotną imprezę sylwestrową spędzoną przed telewizorem. „Wszyscy moi przyjaciele nie żyją” to czarna komedia, która ujrzała światło dzienne 28 grudnia.
Czarna komedia, czyli film pełen kontrowersji?
To nie jest takie oczywiste. Często kiedy myślimy o czarnym humorze, do głowy przychodzą nam żarty o podłożu rasistowskim lub po prostu obśmiewającym i starającym się wykluczyć pewne grupy społeczne. W tym przypadku mamy natomiast do czynienia z klasyczną, czarną komedią, w której mnóstwo jest śmierci, absurdalnych sytuacji, które w normalnym świecie, teoretycznie, nie miałyby prawa bytu. W dodatku akcja całego filmu rozgrywa się w jednym domu, podczas imprezy sylwestrowej. Sam tytuł, jak i początek filmu sugerują nam, że PRAWIE wszyscy „przyjaciele” zginęli tuż przed północą i powitaniem nowego roku. W jaki sposób? Obejrzyjcie, bo zarówno wielowątkowość, jak i pomysłowość twórców pod względem uśmiercania kolejnych postaci, zdecydowanie nie zna granic.
Śmiać się czy płakać?
Jeżeli mam być szczery, to uważam, że raczej śmiech będzie tutaj przeważał. Tragiczne wydarzenia w filmie ubrane są w tak absurdalne wątki, że w wielu przypadkach, nawet na ustach największych gburów, pojawi się uśmiech. O to de facto chodzi, żeby się śmiać, w końcu to komedia. Łatwo jednak przeholować i z czarnej komedii zrobić nieśmieszny dramat. W tym przypadku wszystko zrobione jest ze smakiem i w granicach rozsądku, aczkolwiek niektóre sytuacje faktycznie wywołują nieco mieszane uczucia.
Skrajne niskie lub wysokie noty
Jeżeli przyjrzymy się ocenom wystawionym przez krytyków i naszych znajomych, chociażby na portalu filmweb.pl, ujrzymy mnóstwo dziewiątek, ósemek, trójek i dwójek. Dlaczego? Wysokie noty są tam z pewnością dlatego, iż jest to czarny humor, będący „na czasie” i mimo wszystko trafiający szczególnie do młodej części społeczeństwa. Z kolei niskie oceny zazwyczaj wynikają z irytującej i sztucznej gry aktorskiej, która przypisywana jest „paraaktorom” i celebrytom. Szczerze mówiąc, gdy widzę noty skrajnie niskie na przemian ze skrajnie wysokimi, to jeszcze bardziej czuję się zachęcony do obejrzenia takiej produkcji.
Sztuczna gra aktorska i irytująca Wieniawa?
Osobiście doceniam fakt, że na ekranie widzimy mnóstwo świeżych twarzy. Sporo młodych aktorów, których na próżno byłoby szukać w największych polskich produkcjach. To należy wyróżnić. Twórcy wyrwali się ze schematu, którym podążają inni. Dali szansę aktorom mniej rozpoznawalnym, dzięki czemu postacie widziane przez nas na ekranie, były bardziej wiarygodne. Poza tym, aktorstwo w tym filmie jest na naprawdę wysokim poziomie. Trudno znaleźć sytuacje, w których drętwota rozmaitych gestów, mimiki i dialogów atakuje nas agresywnie z ekranu. Tu po prostu tego nie ma. Julia Wieniawa? Uważam, że po prostu dobrze zagrała główną postać w tym filmie.
Dlaczego warto obejrzeć „Wszyscy moi przyjaciele nie żyją”?
Przede wszystkim jest to produkcja dość nietypowa i specyficzna. Film pokazuje, że nie brakuje na polskim rynku kreatywnych twórców. Poszczególne wątki i powiązania między postaciami, brak nudy i mnóstwo irracjonalnych scen to naprawdę coś, czego często brakuje w naszych produkcjach. Do tego dochodzi mnóstwo nowych twarzy młodych aktorów i fakt, że całość jest przede wszystkim bardzo estetyczna, schludna i wiarygodnie zrealizowana. Warto nie skreślać tego filmu na samym starcie i podejść do niego z lekką dozą dystansu.