Żyjemy w epoce Gumolitu – Marcin Pendowski [Rozmowa]

fot. Pendofsky Music

Marcin „Pendofsky” Pendowski – basista zespołu Fisz Emade Tworzywo, wydał ostatnio swoją drugą solową płytę, która w konsekwentny sposób rozwija jego styl zaprezentowany na debiucie. O jej powstawaniu, karierze na Youtube oraz filozofii grania opowiada sam autor.


Bardzo się cieszę, że Gumolit się ukazał, bo jego data była wielokrotnie przekładana. Czy możesz zdradzić kulisy tego opóźnienia?

Prace nad nią zaczęły się już w 2017r. i mógłbym już ją wydać w 2018r., ale zmienił się trochę pomysł na tę płytę. Wydawcą wtedy miała być Agora i na płycie miało się pojawić wiele gościnnych występów wokalnych. Proces umawiania się z wokalistami był mozolny, dlatego ostatecznie zdecydowałem się zrezygnować z tego pomysłu. Ostatecznie premiera tej płyty obsunęła się kilkukrotnie – płycie miał towarzyszyć koncert premierowy, gdzie miało się pojawić wielu dziennikarzy muzycznych. Chciałem, żeby to było nie tylko wydarzenie artystyczne, ale również społeczne. Ostatecznie koncert pojawi [już można oglądać – przyp. jw.] się w sieci. Jak na obecnie panujące warunki, uważam, że koncert wyszedł bardzo zgrabnie. W dobie pandemii rodzi się pytanie, o sens wydawania płyt w takich warunkach, ale ja mam podobną filozofię jak Przemek Matecki [polski malarz, autor okładki Gumolitu – przyp. jw.], który od razu po namalowaniu obrazu, wypuszcza je do emisji. Nie trzymam muzyki na specjalną okazję, bo emocje na niej zawarte towarzyszą mi w tej konkretnej chwili.

Co oznacza nazwa Gumolit?

Dostrzegam dzisiejszą epokę jako zamknięty epizod w dziejach ziemi. Kiedyś była: kreda, jura, paleolit, a dziś mamy gumolit. Dzisiejsze czasy to Królestwo Plastiku. Jestem wielkim przeciwnikiem dzisiejszej ery. Idąc do sklepu i kupując maszynkę do golenia, musimy ją kupić opakowaną w trzy warstwy plastiku – tylko po to, żeby je wyrzucić do śmietnika. Cały ten ruch związany z ekologią jest nieskuteczny. Nie chodzi o to, żeby zbierać papierki z lasu – problemem jest totalna produkcja plastiku i kompletnie sobie z tym nie radzimy. Jeśli coś nas wykończy to przyczyną będzie fakt, iż zasypiemy się plastikiem.

A jak ta płyta powstawała? Zespół, który stworzyłeś na potrzeby tej płyty jest bardzo różnorodny i są to osoby z zupełnie innych stylistyk muzycznych.

Wszyscy udzielający się na tej płycie to moi kumple, których znam poprzez różne muzyczne spotkania: warszawskie jamy, koncerty czy inne projekty muzyczne.

Rdzeń zespołu był nagrywany u Krzysztofa Tonna w Łodzi. Jego studio posiada możliwość nagrywania na taśmę, dzięki czemu jesteśmy w stanie uzyskać specyficzny analogowy sound, który dobrze pasuje dla muzyki, którą proponuję na Gumolicie. Zależało mi na tym, aby zespół nagrywał płytę „na setkę”. Taki sposób rejestracji pozwala uchwycić nie tylko dźwięki zapisane w nutach, ale również energię każdego członka zespołu. Zespół to żywy organizm, to tak jak z eksperymentem z koniami: jeden jest w stanie udźwignąć piętnaście ton i wydawałoby się, że dwa udźwigną trzydzieści. Okazuję się, że obydwa uciągną nawet sześćdziesiąt, bo praca zespołowa przynosi lepsze efekty.
Gdy już nagraliśmy rdzeń, pojedyncze partie dogrywaliśmy poszczególne partie u Jacka Trzeszczyńskiego w Dobrym Tonie Studio.

Jednym z charakterystycznych aspektów twojej twórczości jest zainteresowanie antycznymi basówkami, powstałymi w byłych państwach komunistycznych. Prowadzisz też cykl na Youtube pt. Bestie Układu Warszawskiego, gdzie prezentujesz brzmienie tych instrumentów. Skąd wzięło się u ciebie zainteresowanie tymi instrumentami?

10 lat zostałem poproszony, aby dograć basowe partie dla Julii Pietruchy. Wtedy producent potrzebował bardzo starego brzmienia. Na ówczas grałem muzykę fusion i raczej poruszałem się w bardzo nowoczesnych brzmieniach. Odkryłem Jolany, ponieważ moi uczniowie na nich grali. Okazało się, że są to świetne instrumenty – dość specyficzne i na pewno nie uniwersalne, ale posiadające wyraziste doły. Od tego czasu wszystkie płyty z Tworzywem czy z Moniką Borzym nagrywam na tych basówkach. Na tych instrumentach postanowiłem oprzeć swoje brzmienie. W dobie konsumpcjonizmu nie ma problemu z tym, że wszyscy grają na markowych instrumentach natomiast te instrumenty są mocno niedoceniane.

Poza instrumentami z tego okresu na twoim kanale można znaleźć liczne prezentacje współczesnych basówek. Czy jesteś też konstruktorem gitar?

Nie, jestem wielkim fanem gitarem basowych firmy Stradi. Można powiedzieć nieskromnie, że jestem największym youtubowym testerem basowym, bo przez 8 lat przewinęło się w moich rękach ponad sto różnych gitar basowych. Historia z tymi prezentacjami wynika z faktu, iż poznałem Marka Dąbka i to on jest konstruktorem tych instrumentów. On nie pojawia się na tych filmach, gdyż od początku zlecał mi testowanie tych basówek. Bardzo lubię z nim współpracować, ponieważ nie kopiuję on już istniejących konstrukcji. Strasznie irytuje mnie kopiowanie jazz bassa czy innych oklepanych serii gitar. Cieszę się, iż uwzględnia moje porady i przy kolejnych instrumentach widzę poprawy. Jakościowo są one świetnie wykonane i choć miałem w ręku kilka bardzo drogich basów, to uważam, że jakościowo instrumenty Marka są lepsze. Te prezentacje, skutkiem czasu, też ewoluowały. Zacząłem tworzyć je w języku angielskim, kombinować z lepszym światłem, więc jest to dla mnie również droga rozwoju. Życzę Marasowi, żeby jak najlepiej mu to szło, bo to kawał dobrego rzemiosła.

Dzięki tej serii odkryłem twój kanał i okazało się, że twoja twórczość to nie tylko płyty, które można znaleźć w serwisach streamingowych, ale również cykl Pendofsky Meets Friends. Skąd się wziął pomysł na takie ascetyczne nagrywanie cudzych utworów?

Pomysł urodził się w mojej głowie w tamtym roku jesienią. Szukałem jakiejś drogi w jaki sposób promować płytę „Gumolit”. Mówienie tylko o tym, że płyta powstanie i wypuszczanie instrumentalnych fragmentów to trochę mało – potrzebowałem regularnych publikacji, które o płycie by wspominały. Oczywiście w ramach tego cyklu nie pojawiają się utwory zawarte na Gumolicie – chodziło jedynie o pewną nietypową formę promocji. Miało to za zadnie przedstawić moją sylwetkę i ciekawych artystów, ale również zmienić myślenie o samym basie. Chciałem pokazać, że samym basem i wokalem można osiągnąć świetny rezultat i nic więcej do tego nie potrzeba. Później okazało się, że ten pomysł się rozrasta i ludziom bardzo się spodobał i pomyślałem, że może warto pomyśleć, aby wydać ten cykl jako osobny krążek Pendofsky Meets Friends. Chciałbym też, aby w ramach tego projektu, pojawiło się więcej moich autorskich utworów. Nie jestem wielkim entuzjasta grania coverów, więc chciałbym w tej estetyce zaprezentować własne numery. Przykładem takiej współpracy może być utwór Huragan, który nagrałem z Malwiną Zając. Ta piosenka nie mieściła się w koncepcie Gumolitu, ale stwierdziłem, że świetnie nam wyszła i została wypuszczona jako singiel.

Na pewno teraz się na tym skupię, bo widzę, że projekt jest ciepło odbierany.

Dla mnie bardzo dużym zaskoczeniem było pojawienie się Tomasza Waldowskiego, którego wcześniej znałem jako znakomitego perkusistę, a zaprezentował się z zupełnie innej strony.

No właśnie, bardzo się cieszę, że ten projekt otwiera furtkę dla osób, które nie są aż tak rozpoznawalne. Waldorf w swoich zespołach mógł liczyć najwyżej na chórki, natomiast tutaj śpiewał, grał i napisał tekst, który spowodował wiele uśmiechu na mojej twarzy. Harry bardzo to przeżywał, ale ostatecznie świetnie to wyszło. My z Tomkiem nagrywaliśmy również moją pierwszą płytę i pomagał mi przy miksie. Tomek jest bardzo zdolnym muzykiem.

Wracając do Gumolitu. Zawsze mnie zastanawia jak powstają tytuły do piosenek instrumentalnych. W przypadku piosenki z tekstem jest to dosyć łatwe do rozszyfrowania natomiast w tego typu kompozycjach te tytuły są często abstrakcyjne. Jak to jest u Ciebie?

Bardzo wiele czytam literatury, nawet jeśli nie mogę to słucham dużo audiobooków. Np. tytuł Boso, ale w ostrogach to jest po prostu tytuł jednej z książki Grzesiuka. W tytułach pojawia się też dużo słowotwórstwa jak np. Aerogron. To słowo nawet nie posiada konkretnego znaczenia, ale dobrze pasowało mi do muzyki. Oczywiście ten koncept nadawania specyficznych tytułów, jest już od dawna. Zależy mi na tym, aby tytuły miały swoją nośność, intrygowały pewną nieoczywistością jak np. Słowik na baterie. Może to być też taka sugestia dla odbiorcy jak powinien odbierać pewne motywy, solówki. Niemniej muzyka instrumentalna jest pozbawiona dosłownego sensu jak piosenka z tekstem i tak naprawdę interpretacja jest w pełni uzależniona od słuchacza. I to też jest piękno tej muzyki, iż grając ją na każdym kontynencie każdy może ją zrozumieć. Taka muzyka jest ponad podziałami i stanami, klasami.

Pomimo tego, iż cała płyta składa się z kompozycji instrumentalnych to w ramach bonus tracków otrzymujemy dwie piosenki z tekstem Kilka Pytań o Wolność oraz Trzynastego maja w piątek. Czy coś konkretnego wydarzyło się w tym roku trzynastego maja? Bo sprawdziłem i w 2020 trzynastego maja przypadał w środę (śmiech).

Ta piosenka miała być pewnym eksperymentem. Od dłuższego czasu obserwuję w muzyce zjawisko, iż podczas śpiewania nieistotne są twoje umiejętności wokalne, ale przesłanie. To, o czym śpiewasz jest dużo ważniejsze niż skala głosu czy barwa. Spójrzmy na muzykę na Kazika czy Kuby Sienkiewicza. Kazik nie miałby szans dostać się do Katowic na sekcję wokalną a mimo to jest artystą, na którego piosenkach wychowały się pokolenia, bo posiadają świetną treść. Z perspektywy czasu muzyka wirtuozerska nie obroniła się. Skomplikowane formy uległy tym prostszym. W muzyce rozrywkowej szczerość przekazu jest najważniejsza. W przypadku tej piosenki idea miała dotyczyć pecha, który towarzyszy każdemu człowiekowi. Każdemu spadła kanapka masłem do dołu – są nas miliony (śmiech). Ta piosenka posiada mój specyficzny humor oraz jasny przekaz. Piosenka posiada prostą, zwartą konstrukcję, każdy może ją sam zaśpiewać. Ja sam nie jestem wybitnym wokalistą. Niemniej eksperyment się udał i dostałem odzew, iż ludziom się ten utwór spodobał.

A jak doszło do współpracy z Tomaszem Organkiem?

My w trasie wielokrotnie się spotykaliśmy. Czy podczas Męskiego Grania czy innych festiwali te nasze spotkania mimowolnie wynikały. Podczas komponowania piosenek na płytę Gumolit miałem zapisany utwór pod roboczym tytułem Balladka – nie chciałem ukierunkowywać znaczenia zanim tekst powstał. Puściłem tę demówkę Fiszowi i zaproponował właśnie Organka. Tomek zgodził się i był bardzo podjarany. Uważam, że tekst, który napisał jest świetny. Dobrze oddaję obecną sytuację za oknem. Ten utwór urósł do rangi niemalże hymnu. Z tego co wiem, zamierza go grać na swoich koncertach.

Pomimo pandemii i oczywistych ograniczeń udało się Tobie skomponować dwa utwory z braćmi Waglewskimi Piękny dzień oraz Mój kraj znika. Co znaczył dla Ciebie Program Trzeci Polskiego Radia?

Trójka była tak naprawdę jedyną rozgłośnią ogólnokrajową, która grała tego typu muzykę. Całe pokolenia melomanów wychowywało się na muzyce tej stacji i gdyby nie ona to pewnie wielu z nas nie zdecydowałoby się na podjęcie takiej zawodowej drogi. Bardzo mi szkoda, że nie miałem okazji usłyszeć Kilku pytań o wolność na Liście Marka. I to pogrzebanie Trójki w znanym nam stanie to jest ogromny cios dla naszej branży. Pandemia to jedno, ale znaleźliśmy się obecnie w sytuacji, gdzie nie mamy dokąd pójść. Mocno kibicuję zarówno ekipie z Radia Nowy Świat jak i zespołowi Radia 357, ale póki nie będą to radia FM to nie mamy co liczyć na takie zasięgi jakie oferowała Trójka. Bardzo szanuję lokalne rozgłośnie, bo ludzie tam pracujący posiadają dużą autonomię w prezentowaniu treści natomiast nie są to radia formatu Trójki. Na tę chwilę – nie ma alternatywy. Młynarski zawsze mówił: „Róbmy swoje” i ja też staram się robić tyle ile mogę.

Poza samą grą na instrumencie zajmujesz się też nauczaniem – udzielasz lekcji gry na basie. Jaką filozofię stosujesz nauczając przyszłych instrumentalistów?

Najważniejsze dla mnie jest to, żeby uczeń potrafił się szybko usamodzielnić. Nie jest sztuką to, abym miał ucznia przez 30 lat i miał mu narzucać własny styl. Celem jest to, aby dać uczniom ogólne pojęcie o muzyce, pokazać im funkcjonowanie struktur w muzyce. Bardzo ważnym aspektem jest też to, aby postrzegali bas nie jako samodzielny instrument, lecz część zespołu. Instrument zawsze jest częścią czegoś większego. Chcę też, żeby moi uczniowie potrafili słuchać muzyki pod kątem analitycznym. Umiejętność rozróżniania dźwięków w utworze jest bardzo ważna i przydaję się to często podczas koncertów, zwłaszcza w muzyce instrumentalnej. Ja też uczę się od moich uczniów. Wierzę, nie tylko w muzyce, w to, że człowiek jest stworzony po to, aby nieustannie się rozwijać. Każdego dnia powinniśmy rozwijać otrzymane talenty i hamowanie tego procesu jest czymś szkodliwym. Jeżeli się nie rozwijamy to się cofamy – nie ma nic po środku.

Czym dla Ciebie właściwie muzyka jest? Czy dominuje u Ciebie myślenie analityczne czy może jednak te emocje są w niej najważniejsze?

Przez lata ta definicja ulegała mocnym modyfikacjom. Muzyka zawsze była sposobem na wyrażanie na emocji – taka tuba przez, którą mogłem wyrzucić z siebie to, co dzieje się wewnątrz mnie. Kiedyś myślałem, że im trudniejsza jest kompozycja, tym lepiej. Wydawało mi się, że wymyślanie skomplikowanych partii czy tematów daje lepszy rezultat. Dziś wcale nie jestem tego taki pewien. Bardzo podoba mi się idea przedstawiania artystów jako opozycji w kierunku naukowców. Badacze opisują świat w sposób bardzo skomplikowany, dokładny. Natomiast artyści powinni tworzyć rzeczy proste. Jestem dużym entuzjastą tej idei prostoty. I z taką myślą staram się tworzyć moje kompzycje.

Najważniejsze płyty/zespoły?

The Budos Band, Sharon Jones, Charles Wrights. Tak naprawdę wszystko co wywodzi się z funku i pre-funku.

Rozmowa z dnia 3 listopada 2020.