Kinowa premiera Yang, najnowszego filmu Kogonady otworzyła w Polsce tegoroczny sezon wakacyjny. Amerykański reżyser o południowokoreańskim pochodzeniu wybrał trudny moment. W trakcie wakacji na ekranach multipleksów królują filmy sensacyjne, komedie, kino familijne i kontynuacje znanych hitów z produkcjami spod znaku Marvela na czele. W tym okresie ludzie rzadziej wybierają produkcje ambitniejsze pod względem artystycznym, wymagające większego namysłu i skupienia. A taką właśnie produkcją jest Yang.
Film ten jest dramatem obyczajowym, którego akcja rozgrywa się w realiach science fiction, w nieokreślonej dokładnie przyszłości. Opowiada historię pewnej pary, która zmaga się z poważną tragedią. Mianowicie – z utratą jednego z dzieci. Filmów przedstawiających tego rodzaju rodzinny dramat i poszczególne etapy związanego z nim kryzysu w relacji między rodzicami było już bardzo wiele. To, co czyni dzieło Kogonady pozycją wyjątkową jest fakt, iż utracone dziecko nie było człowiekiem, lecz… androidem.
Realistyczna wizja przyszłości
We współczesnym kinie science fiction najczęściej możemy znaleźć propozycje filmów, które są dobrą odpowiedzią na wakacyjne oczekiwania masowej widowni. Zazwyczaj nie brakuje w nich wartkiej akcji, spektakularnych efektów specjalnych i rozbudowanej, futurystycznej scenografii i kostiumów. Wszystkim czytelnikom, którzy od filmu science fiction oczekują obecności tych elementów stanowczo odradzam seans Yang, ponieważ nie znajdą ich w tym filmie. Natomiast wszyscy, którzy w natłoku wakacyjnej szmiry poszukują czegoś lepszego, powinni wyjść z kina zadowoleni.
Kogonada od samego początku pozbawia nas wszelkich złudzeń. Wybuchów i potworów tym razem nie będzie. Zamiast tego będzie kameralna i bardzo realistyczna wizja przyszłości, opowiedziana z perspektywy Jake’a (Colin Farrell), jego partnerki Kyry (Jodie Turner-Smith) i córki Miki (świetna Malea Emma Tjandrawidjaj). Stworzona przez filmowców koncepcja odległego świata została zaprojektowana z myślą przede wszystkim o najdrobniejszych szczegółach i w tym tkwi jej ogromna siła.
W zasadzie pod wieloma względami film ten mógłby dotyczyć historii osadzonej we współczesności. W kostiumach i scenografii inna epoka została tylko delikatnie zaznaczona. To samo dotyczy charakteryzacji bohaterów. Patrząc na nich odczuwamy pewną oryginalność, a nawet obcość, lecz wszystko to podane jest oszczędnie, bez hollywoodzkiej przesady.
Dziwne zdobienia na rękawach kurtki, niecodzienny makijaż, niewielki tatuaż na szyi lub ramieniu o specyficznym kształcie, czy tajemnicze guziki na poręczy przy schodach. Takimi detalami twórcy wciągają nas w głąb swojego świata, a efekt jest bardzo przekonujący.
Oryginalny scenariusz, wartościowe przesłanie
Oprócz tego, co widać w Yang bardzo dobrze wypada również to, co słychać. Dialogi napisane zostały z dbałością o każde słowo, nic nie jest tu powiedziane przypadkowo. To samo dotyczy fabuły oraz spójności i wiarygodności całego przedstawionego świata. Kogonada, reżyser i scenarzysta w jednej osobie roztacza przed nami wizję, w której postęp cywilizacyjny obrał dość nieoczekiwany kierunek. Nieoczekiwany, ponieważ korzystny dla ludzkości.
Ludzkość w porę się opamiętała, a kolejny wielki konflikt, czyli III wojna światowa nigdy nie nastąpił. Kryzys klimatyczny również został w porę zażegnany. Zamiast wypełnionych elektroniką i sztucznymi tworzywami zimnych miast przyszłości, obserwujemy przyjazne, ciepłe wnętrza domu głównych bohaterów. Dominuje w nim przede wszystkim drewno, szkło i roślinność. Ta ostatnia znajduje się nawet w samochodach.
Ludzkość zamiast zgodnie z prognozami stopniowo umierać w przemysłowo-cieplarnianym piekle, przeszła na tak długo oczekiwany ekologiczny tryb życia. Zdecydowanie nie jest on ukazany jako ekstrawagancki wymysł, czy hobby dostępne dla zamożniejszej części społeczeństwa, lecz jako wszechobecny element rzeczywistości.
Również technologia robi dokładnie to, co robić powinna. Próżno szukać w tym filmie kolejnego buntu maszyn, ludzi zamkniętych w złowieszczych kapsułach, czy bezlitosnych potworów lub robotów walczących z bohaterskimi niedobitkami ludzkich rebeliantów. Technologia służy ludzkości i to w wymiarze trudnym dla nas do wyobrażenia. Sztuczna inteligencja rozwinęła się tak bardzo, że oprócz adopcji oraz zapłodnienia metodą in vitro pary, które borykają się z problemem bezpłodności mogą korzystać z kolejnego rozwiązania. Jest nim kupno androida.
Rodzina z przyszłości
Mężczyzna w średnim wieku rasy białej. Jego partnerka, będąca Afroamerykanką. Tuż obok nich adoptowana córka, Chinka. Oraz jej starszy brat, czyli tytułowy Yang (Justin M. Hin). Brat – android. W celu ułatwienia swoim dzieciom stworzenia jak najlepszej więzi, Jake i Kyra kupili model androida zgodny z pochodzeniem Miki. Yang również jest Chińczykiem, a jego dysk wewnętrzny został wzbogacony o całą niezbędną wiedzę na temat tego azjatyckiego kraju. „Chcę, żeby przebywanie z nim pomogło Mice poznawać kulturę chińską”, mówi Kyra.
Multikulturowość oraz wkraczanie świata nauki i techniki (przede wszystkim genetyki i bioinżynierii) w sferę prokreacji to dwa ważne elementy, które są demonizowane przez współczesną narrację konserwatywną. Obawiam się, że Yang może nie przypaść do gustu jej zwolennikom. Kogonada umiejętnie ukazuje nam swoją wizję tego, w którą stronę rozwinie się model rodziny we współczesnych społeczeństwach.
Jest to rodzina, będąca ponad podziałami etnicznymi i kulturowymi, a jednocześnie wypełniona miłością i wzajemnym szacunkiem. W filmie słowa takie, jak „małżeństwo”, „mąż”, czy „żona” nie padają ani razu. Pomimo tego uczuć, które okazują sobie główni bohaterowie próżno szukać w niejednym „prawdziwym” małżeństwie.
Jest to również rodzina, w której android (wyposażony w inteligencję, indywidualną osobowość, pamięć i zdolność odczuwania emocji) traktowany jest, jak prawdziwy człowiek. Rozmawia, je, śpi, pracuje i bierze udział w tanecznym teleturnieju razem z siostrą i rodzicami. Multikulturowość nie doprowadziła do żadnych patologii, a wkroczenie postępu technologicznego w sferę rodziny nie zabiło w nas człowieczeństwa. Kogonada wyciągnął na światło dzienne dwa ogromne „strachy” konserwatywnego światopoglądu i skutecznie je ujarzmił.
Kino artystyczne
Moim zdaniem to określenie najlepiej opisuje najnowszy film Kogonady. Jest to dzieło mimo wszystko zbyt wysokobudżetowe, aby okreslić je mianem filmu studyjnego. Jednak pod względem wszelkich walorów artystycznych charakteryzuje go bardzo wysoki poziom.
Widz powinien przystąpić do seansu w pełnym skupieniu i wyciszeniu. W natłoku wakacyjnych wrażeń sugerowałbym nawet chwilę medytacji przed wejściem do kinowej sali. Nie doświadczymy tu bowiem żadnych fajerwerków, hollywoodzkich efektów specjalnych, czy standardowej dramaturgii filmowej.
Domeną Yang jest budowanie napięcia za pomocą pauz, pojedynczych dźwięków i długich, pełnych ciszy ujęć. Niektóre zdjęcia są wprost dziełami sztuki, pełno tu sugestywnych zbliżeń i półzbliżeń. Czasami obraz połączony z warstwą muzyczną mówi więcej, niż niejeden dialog. Widz natomiast chce tylko, aby przekaz trwał i trwał. Sfera audiowizualna nie zostawia tu miejsca na jakikolwiek zarzut.
Na zakończenie to samo muszę powiedzieć o aktorstwie. Obsada w tym filmie nie jest liczna, ale zdecydowanie daje z siebie wszystko. Przy czym „wszystko” nie oznacza w tym przypadku „dużo”. Stare, aktorskie przysłowie brzmi: „mniej znaczy więcej”. Do tej produkcji pasuje ono idealnie. Zwłaszcza Colin Farrell zaskakuje swoją umiejętnością grania w sposób minimalistyczny. Natomiast kilkuletnia Malea Emma Tjandrawidjaja swoją naturalnością przekonuje niedowiarków, że talent niewątpliwie musi istnieć. Wszyscy aktorzy i aktorki pięknie wykonali swoje zadanie, wręcz biło od nich ciepło i dobroć, wypełniające cały ten film.
Polecam wakacyjnie
Film Yang jest dziełem, które serdecznie polecam wszystkim miłośnikom dobrego kina. Podczas mojego seansu sala kinowa świeciła pustkami. Dosłownie, gdyż byłem jedynym widzem. Chętni powinni się zatem pospieszyć, bo oznacza to, że film ten już wkrótce opuści wielkie ekrany. Szkoda, bo zawiera mnóstwo bardzo wartościowych treści i powinien być emitowany jak najdłużej. Będę czekał z niecierpliwością na następną premierę Kogonady, a Was w ramach przerwy w pałaszowaniu gofrów i wygrzewaniu się w słońcu zachęcam do zapoznania się z jego najnowszą produkcją. Zdecydowanie warto.
Po więcej ciekawych tekstów ze świata kultury zapraszamy tutaj – meteor.amu.edu.pl/programy/kultura/