Yung Lean – STARDUST [RECENZJA]

Życiorys Yung Leana jest świetnym materiałem na scenariusz filmu. Ba! Jeden dokumentalny już nawet powstał. W wieku 26 lat raper zebrał ogrom doświadczeń, o których w najbliższym czasie również wam opowiemy. Ważne jest to, że przez aktywność na scenie muzycznej od 2013 roku, połączonej z regularnymi premierami nowych albumów, zagorzali fani tego szwedzkiego rapera mogą być naocznymi (nausznymi?) świadkami drogi przez życie artysty. Trochę, jakby oglądali bardzo długi film reżyserowany na żywo. Z najnowszymi doświadczeniami możemy się zapoznać przez płytę Stardust.

Stardust – okładka

Koncept Stardust

Yung Lean nigdy nie był wybitnym tekściarzem, natomiast stworzona przez niego muzyka była niezwykle emocjonalna. Głównie przez dobór bitów i ekspresję w głosie, które zawsze tworzyły niepowtarzalny, charakterystyczny dla Leana klimat. Podczas gdy dotychczasowa twórczość artysty była w przeważającej części melancholijna, czasem wręcz depresyjna, to na Stardust mamy już do czynienia z przebijającymi się przez mgłę promyczkami nadziei. 

Peace in my song, war in my head

Was gone for a second, but I’m back from the dead

Tak śpiewa, w otwierającym album, utworze Bliss razem z FKA Twigs, która świetnie brzmi w połączeniu z raperem. Przeszłość Young Leana nadal z nim jest i nie wiemy, czy do końca poradził sobie ze swoimi demonami. Natomiast z wydźwięku całego albumu, myślę, że jest u niego coraz lepiej. 

Yung Lean – Bliss ft. FKA Twigs

Fuzja

Niekażdy o tym wie, ale Yung Lean wydał w 2016 roku punkowy album po szwedzku z grupą Död Mark, działa również jako Jonatan Leandoer96. Pod tym aliasem ma już 3 albumy utrzymane w klimacie ballad, indie czy szeroko pojętej alternatywy. Na najnowszym albumie możemy wyczuć fuzję raperskiego Yung Leana i balladowego Jonatana. Szczególnie na takich utworach jak wcześniej wspomniany Bliss, Lips, czy Waterfall

Lean, który uważany jest za jednego z prekursorów soundcloudowego rapu. Od zawsze tworzył ponadczasową muzykę, którą ciężko jest osadzić w mainstreamowych ramach czasowych. Z tego powodu takie Nobody Else brzmi, jak coś wyjętego z albumu Stranger wydanego w 2018 roku, ale brzmi aktualnie. Być może dlatego, że Lean jest jakby obok całej rap gry i idzie swoją ścieżką od początku kariery, jego albumy świetnie się starzeją. Są tutaj rozwiązania, których żaden inny raper by nie użył. Na przykład melodyjne podśpiewywanie na elektronicznym bicie z klasyczną nawijką w Letting it All Go. Kunszt Leana jest również doceniany przez najbardziej znanych amerykańskich raperów. Świadczą o tym współprace z Frankiem Oceanem, A$AP Fergiem, Travisem Scottem, Playboiem Cartim, czy ostatnia obecność na odsłuchu Dondy Kanyego Westa.

Yung Lean z Kanye Westem, Baby Keemem, Travisem Scottem i Drakiem.

Na szczególną uwagę w mojej opinii zasługuje All the Things. Jest to najbardziej zaskakujący utwór. Druga część utworu przedstawia nam Leana, z którym nigdy nie mieliśmy do czynienia. W 2020 roku Yung Lean planował specyficzną trasę, która bardziej niż z koncertów, miała składać się z audiowizualnych show z muzyką elektroniczną w małych przestrzeniach. W Warszawie koncert miał się odbyć w Hydrozagadce, co jak na jej wielkość i popularność artysty w Polsce zdziwiło fanów. Bilety oczywiście rozeszły się błyskawicznie. Z powodu koronawirusa trasa się nie odbyła. Wracając do All the Things, w drugiej części możemy usłyszeć Leana w klubowej, ravowej odsłonie. Myślę, że taki właśnie klimat miał panować podczas eventów z tej trasy.

Mankamenty

Na Stardust znajdują się tu również utwory, których wyboru całkowicie nie rozumiem. Na przykład w Lips, charakterystyczny fałsz w śpiewanym głosie Leana, przekroczył dla mnie granicę słuchalności. A szkoda, bo udowadniał nie raz, że potrafi zrobić to lepiej. SummerTime Blood wyprodukowany przez Skrillexa to również niewykorzystany potencjał. Myślę że gdyby Lean spróbował swoich sił w innym sposobie modulowania głosu i dopasował się do hyperpopowego klimatu Ecco2k i Bladeego, to piosenka skorzystałaby na tym.

Stardust – album paradoks

Dostaliśmy więc Stardust. Album sprzeczności i paradoksów. Z jednej strony rap, a z drugiej fałszowany śpiew. Szczęście kontra smutek. Z jednej Lean, a z drugiej Jonatan. Album, w którym słyszymy naprawdę wiele gatunków muzycznych, ale tym chaosie mimo wszystko wyłania się piękno. Polegające na połączeniu swoich dotychczasowych styli — fuzji swoich alterego. Lean jest w szczęśliwym związku, jego kariera się dobrze rozwija, ale nadal w głowie nie jest idealnie. Można to podsumować jednym wersem z Gold.

Love in my heart, but it’s a sad song

Muszę jednak przyznać, Stardust może nie być najbardziej przystępnym albumem dla nowych słuchaczy, mogą się oni po prostu od tego chaosu odbić. Zdecydowanie album wymaga osłuchania, żeby go docenić. Love it or hate it. Subiektywnie, dla mnie, jako wieloletniego fana, pomimo kilku mankamentów — album bardzo dobry. 

Po więcej ciekawych tekstów ze świata muzyki zapraszamy tutaj –> https://meteor.amu.edu.pl/programy/magmuz/