Rex i Regina zaprosili do letniego kina. Warta 0:2 Lech [RELACJA]

Derby Poznania w 8. kolejce PKO BP Ekstraklasy miały stanowić świetną okazję dla obu drużyn, by zainkasować niezwykle cenne trzy punkty. Formalni gospodarze, czyli Warta, celowali w pierwsze zwycięstwo nad Lechem po awansie do najwyższej klasy rozgrywkowej, zaś Kolejorz chciał jak najszybciej powrócić do górnej połowy tabeli. Okoliczności „jedynych takich derbów” sprzyjały dobrej grze, ponieważ na trybunach Enea Stadionu zasiadło 28419 osób.

Od początku meczu, zgodnie z przewidywaniami, to Lech przejął inicjatywę i konstruował ataki pozycyjne. Często przy piłce znajdował się Michał Gurgul, zastępujący na lewej stronie defensywy Eliasa Anderssona, a do najlepszych sytuacji dochodził Filip Marchwiński, strzelając na bramkę Warty w 4. i 5. minucie meczu. Piłkarze Dawida Szulczka ustawiali się jednak w niskiej obronie w ustawieniu 6-3-1, czyli tym samym systemie, który wykorzystywali przy Bułgarskiej już dwa lata temu, przez co Lech długo bił głową w mur.

W kolejnych fragmentach meczu dominację uzyskali Zieloni. Najczęściej atakowali prawym skrzydłem za sprawą Jakuba Bartkowskiego i Miguela Luisa, lecz Kolejorz bronił się nisko, acz skutecznie, pozwalając jedynie na niegroźny strzał w wykonaniu Macieja Żurawskiego. Problemem Warty była jednak wysoka obrona Lecha, dzięki której podopieczni Johna van den Broma przerywali akcje przeciwników i odzyskiwali piłkę pod ich polem karnym.

Kolejorz w obronie utrudnia grę Warcie (fot. Przemysław Szyszka)

Do najlepszej okazji strzeleckiej w początkowej części gry doszedł Kristoffer Velde po dośrodkowaniu z prawego skrzydła, lecz jego strzał głową nieznacznie minął bramkę Zielonych. „Poznańska Lokomotywa” wyraźnie chciała się rozkręcić, chwilami w pierwszej linii ataku pojawiało się aż sześciu zawodników, lecz Warta szczelnie wypełniała wszystkie sektory boiska i trudno było przedrzeć się przez jej zasieki.

Działo się tak przez niemal pół godziny gry, zanim piłkę na własnej połowie boiska przejął Dino Hotić, minął zwodem kilku rywali i rozegrał akcję znów na prawą stronę. Tym razem pojawiło się tam dużo wolnego miejsca, pod linią piłki pozostawało mniej piłkarzy Warty, dzięki czemu miejsce pomiędzy nimi mógł znaleźć Filip Marchwiński i skierował futbolówkę do siatki.

Filip Marchwiński wpada w ramiona Afonso Sousy po zdobyciu gola (fot. Przemysław Szyszka)

Od 46. minuty do głosu doszła Warta. Zieloni coraz śmielej przenosili się z piłką na połowę Lecha i trzykrotnie w krótkim odstępie zdobywali jego pole karne. Największe zagrożenie tworzyli na lewym skrzydle Maciej Żurawski i Kajetan Szmyt, którego strzał w 55. minucie poszybował nad bramką. W atakach Warty można było zauważyć powtarzalne elementy, ponieważ piłka za każdym razem zagrywana była w strefę pomiędzy linią obrony i pomocy Kolejorza.

Od tej pory żadna z drużyn nie była w stanie wypracować sobie znaczącej przewagi. Kilkukrotnie z szybkimi atakami wychodził Lech, a dwaj Filipowie, kolejno Marchwiński i Szymczak dali się sfaulować, po czym ich rywale otrzymali po tych przewinieniach żółte kartki. Nie prowadziło to jednak do dobrych okazji bramkowych, ponieważ strzały Dino Hoticia i Alana Czerwińskiego ze stojącej piłki nie sforsowały muru Warty.

Zmagania na stadionie przy ulicy Bułgarskiej podczas drugiej połowy meczu

Pętla wokół szesnastki Warty stopniowo zacieśniała się. Kolejorz przechodził do najwyższej tercji boiska niemal wszystkimi graczami z pola, a na skraju pola karnego z piłką znajdywał się Kristoffer Velde. Uderzenie Norwega na wprost bramki sparował jednak Jędrzej Grobelny.

Najlepszą okazję strzelecką Warta stworzyła sobie w 77. minucie spotkania. Dośrodkowanie z rzutu rożnego zostało przedłużone na dalszy słupek, gdzie niepilnowany był Miguel Luis, lecz jego strzał z woleja powędrował obok słupka bramki Bartosza Mrozka.

Rzut rożny ostatecznie przyniósł gola, lecz zdobył go Kolejorz. Kluczowe okazało się zebranie drugiej piłki i ponowienie ataku. Linia obrony Warty wyszła nieco wyżej, a między nią podanie posłał zmiennik w drużynie Lecha, Adriel Ba Loua. Akcję z ostrego kąta wykończył strzałem głową Filip Dagerstal, pozbawiając Wartę złudzeń dotyczących wywiezienia jakichkolwiek punktów ze stadionu przy ulicy Bułgarskiej.

Filip Dagerstal skierowuje piłkę głową do siatki Jędrzeja Grobelnego, 2:0 dla Kolejorza (fot. Przemysław Szyszka)

Po ósmej serii gier polskiej ligi Warta zajmuje 11. miejsce w tabeli z dorobkiem dziewięciu punktów, a Lech okupuje 6. lokatę z 11 punktami na koncie. W następnej kolejce Zieloni zmierzą się z Zagłębiem w Lubinie (niedziela, 24 września, godz. 12:30), zaś Kolejorz podejmie na własnym stadionie Stal Mielec (sobota, 23 września, godz. 20:00).

***

Pod względem atmosfery na trybunach „jedyne takie derby” nie zachwyciły, choć można było się tego spodziewać. Wśród niemal 30 tysięcy widzów znalazło się wiele rodzin z dziećmi i panował głównie piknikowy klimat. Sympatycy Warty oraz Lecha byli wymieszani między sobą i wspólnie oglądali to spotkanie.

Kibole w Kotle dopingowali swój zespół z całych sił (fot. PoznańStyle)

Biorąc pod uwagę najzagorzalszych kibiców obu drużyn, swoje „standardowe” miejsce w Kotle zajęli fani Kolejorza. Wywiesili kilkanaście flag fanklubów, lecz ich doping, jak i wypełnienie trybuny nr II pozostawiało trochę do życzenia.

Kibice poznańskiej Warty wraz z wymownym transparentem

Kibice Warty z kolei – w bardzo skromnej liczbie – wywiesili jeden baner z nazwą klubu przed trybuną im. Edmunda Białasa i prowadzili rwany doping. Najistotniejszy po ich stronie był jednak transparent o treści „Jaśkowiak! Kiedy Warta wróci do Poznania?” skierowany do prezydenta miasta Poznania. Nowy dom Warciarzy pozostaje ciągle w fazie projektu.