Nosferatu swoją polską premierę miał 21 lutego tego roku. Oznacza to, że w kinach możemy film oglądać już od ponad 3 tygodni – nie licząc wielu pokazów przedpremierowych. Niemniej jednak okazuje się, że Nosferatu wciąż wypełnia kina po brzegi. Pomimo wielu nieprzychylnych opinii krytyków i poczwórnej porażki na Oscarach, film Roberta Eggersa zdaje się niezmiennie fascynować nie tylko fanów krwiopijców.

Na swój pierwszy seans Nosferatu wybrałem się już w lutym, przy okazji pokazów przedpremierowych. Co ciekawe, a mniej znaczące – w walentynki. Będąc zagorzałym wielbicielem dzieł Roberta Eggersa (oscarowy Lighthouse, czy przyprawiające o dreszcze The Witch) byłem wydarzeniem niezwykle podekscytowany. Z kinowej sali wyszedłem oczarowany klimatem i atmosferą filmu. Pierwszą rzeczą, którą zrobiłem, było zamówienie Draculi Brama Stokera. Jakiś czas po premierze postanowiłem spotkać się z demonicznym wampirem jeszcze raz. Nosferatu swoją polską premierę miał dopiero 21 lutego 2025 roku, czyli jako trzeci kraj od tyłu – przed Tajlandią i Tajwanem. Nie wiadomo dlaczego polski dystrybutor zdecydował się na tak późny termin. Teorie są różne. Może planem było, żeby jak najbardziej oddalić premierę od Bożego Narodzenia, a może po prostu chodziło o rozbudzenie naszego apetytu.
Niemniej jednak, pomimo przegranej Nosferatu na Oscarach w aż czterech kategoriach oraz faktu, że w dniu, gdy wybrałem się po raz kolejny do kina, film gościł na polskich ekranach już od prawie miesiąca, ku mojemu zdziwieniu zastałem salę pełną ludzi. To jeszcze bardziej rozbudziło moją ciekawość, zacząłem więc niezwłocznie zgłębiać historię Nosferatu.

Nosferatu, czyli młodszy brat Draculi
Nawet dla tych, którzy z historią Nosferatu nie mieli nigdy do czynienia, fabuła filmu może wydać się podejrzanie znajoma. Wszystko dlatego, że jest ona w dużym stopniu oparta na noweli autorstwa Brama Stokera Dracula. Ta natomiast, w kulturze obecna jest już od wielu lat i była wielokrotnie eksploatowana przez wielu twórców. Zarówno tych filmowych, jak i tych z filmem niezwiązanych. Nosferatu opowiada historię kilku bohaterów, których losy zgubnie sprzężone są z działaniem sił nieczystych. Wszystko sprowadza się do demonicznej postaci wampira Nosferatu (Bill Skarsgård). Za życia, jeszcze jako hrabia Orlok, zawarł on pakt z szatanem. Na jego mocy, po śmierci Orlok stał się rozsiewającym po świecie zło pół-trupem, półczłowiekiem.
To właśnie z nim, telepatyczno-fizyczny kontakt nawiązała w młodości wrażliwa na siły nadprzyrodzone –Ellen Hutter (Lily-Rose Depp). Po latach spokoju od nawiedzin straszliwego hrabiego Orloka Ellen znów ląduje w centrum uwagi wampira. Ten natomiast, posługując się Thomasem (Nicholas Hoult) – mężem Ellen – postanawia przenieść się do miasta, by tam rozsiać zło i zarazę. W opanowaniu rozprzestrzeniającej się tragedii parze pomaga parający się okultyzmem Profesor Albin Eberhart von Franz (fenomenalny Willem Dafoe).

Nosferatu, symfonia grozy
Legenda straszliwego Nosferatu sięga dużo dalej, niż mogłoby się wydawać. Mianowicie, żeby zrozumieć jego pochodzenie, trzeba cofnąć się ponad 100 lat wstecz. Mianowicie, w 1922 roku, w Niemczech, powstała produkcja pod tytułem Nosferatu, symfonia grozy. Film reżyserii Friedricha Wilhelma Murnaua, będący jednym z pierwszych horrorów w historii, oparty był dość bezpardonowo na powieści Brama Stokera – Dracula. Ogromne podobieństwo treści i bohaterów obydwóch dzieł doprowadziło do pozwu ze strony wdowy po Stokerze. Sprawa zakończyła się poleceniem zniszczenia wszystkich kopii Nosferatu.
Tu historia Nosferatu, który nigdy nie zobaczyłaby światła dziennego (jako wampir, pewnie by nie narzekał) miała się skończyć. Jednakże, na przekór losowi – i wdowie po Bramie Stokerze – kilka kopii filmu, niczym sam Nosferatu, popołynęło statkiem do Ameryki. Finalnie, Symfonia Grozy miała swoją premierę w 1929 roku i została okrzyknięta arcydziełem. Na przestrzeni lat, Nosferatu dla wielu wielbicieli gatunku, stał się dziełem sztandarowym, stanowiącym przykład tego, jak powinno się kreować na ekranie horror. W tej grupie znalazł się też mały Robert Eggers.

Pierwsze spotkanie z wampirem
W 1989 roku gdzieś w New Hempshire 9-letni chłopiec, którego fascynowały opowieści o duchach i potworach, natknął się w lokalnej bibliotece na pewną książkę o wampirach. Na okładce widniała stojąca w półmroku sylwetka, podpisana jako „Max Schreck jako hrabia Orlok”. Młodemu Robertowi Eggersowi tak spodobała się postać wampira, że od razu pobiegł do domu, zapytać mamę, czy może obejrzeć film, z którego pochodzi fotografia. Kobieta się zgodziła. Wspólnie zamówili kasetę z Symfonią Grozy i po miesiącu Robert miał okazję spotkać się po raz pierwszy z Nosferatu.
Film zrobił na 9-latku takie wrażenie, że stał się jedną z najsilniejszych inspiracji dla jego wczesnych dzieł. Jeszcze podczas nauki w szkole, Robert napisał sztukę teatralną będącą adaptacją filmu. To był dla Eggersa moment, w którym uznał, że mógłby zostać w przyszłości reżyserem. Z decyzją o zrealizowaniu remake’u Nosferatu Robert czekał aż do 2015 roku, kiedy to dostał taką propozycję od Studio 8. Po wielu perturbacjach, zmianach w obsadzie i kilku filmach nakręconych w międzyczasie, Eggers zaczął produkcję Nosferatu na początku 2023 roku.

Nosferatu – yeah, science!
Od samego początku Eggers miał świadomość, że nowy film o Nosferatu musiał mieć określoną estetykę. Miała ona być w dużym stopniu zdefiniowana przez atmosferę oryginału z 1922 roku. Dla reżysera idealnym scenariuszem było umieszczenie planu zdjęciowego w Transylwanii. Ze względów finansowych okazało się to jednak niemożliwe, dlatego większość zdjęć zrealizowano w Czechach. Transylwania znalazła się tylko na jednym, jednakże niesamowicie efektownym ujęciu. Przedstawia ono powóz, który dostarcza Thomasa na spotkanie z hrabią Orlokiem – pędzący w kierunku zamku oświetlonego blaskiem księżyca.
Do pozostałych, podobnie imponujących zdjęć przyczynił się tu bezpośrednio Jarin Blaschke. Operator i wieloletni wspólnik Roberta Eggersa nominowany był dwukrotnie do Oscara – właśnie za Nosferatu oraz Lighthouse. U boku Eggersa, Blaschke wielokrotnie udowodniał, że przesuwanie operatorskich poprzeczek wychodzi mu zaskakująco dobrze. Duo na przestrzeni lat znane stało się z niekonwencjonalnych rozwiązań techniczno-wizualnych.

Podobnie jak The Witch, Nosferatu utrzymany jest w dużej mierze w atmosferze przytłaczającej ciemności. Ta nierzadko rozświetlona jest jedynie oświetleniem motywowanym, takim jak świece czy ogień w kominku. Stworzenie odpowiednio doświetlonej sceny w takich warunkach stanowi nie lada wyzwanie. Dodatkowo trzeba wziąć pod uwagę, że produkcja została nakręcona na filmie. Kolejnym ciekawym zabiegiem wykorzystanym przez Blaschke było użycie specjalnych filtrów. W nocnych scenach miały one za zadanie odcinać niektóre fale kolorowe docierające do kamery. W ten sposób twórcy byli w stanie jak najbardziej autentycznie odtworzyć światło księżyca.
Bill Skarsgård i Lily-Rose Depp
Obsada Nosferatu również nie rozczarowuje. Każdy z aktorów odegrał swoją działkę fenomenalnie, z Billem Skarsgårdem na czele. Odtwórca postaci Hrabiego Orloka, znany z podobnie niepokojąco demonicznych ról, pokazał, że swoją pracę traktuje naprawdę poważnie. Na potrzeby filmu, Skarsgård obniżył swój głos o całą oktawę. W efekcie dało to głos Nosferatu, który możemy usłyszeć podczas seansu. Co ciekawe, nie został on w żaden sposób zmodyfikowany – poza momentami, gdy wampir krzyczy. W połączeniu ze wbijającą w fotel charakteryzacją aktor (znów) stał się absolutnie nie do poznania. Oczywiście na plus.
Imponująco w swojej roli wypadła także Lily-Rose Depp, która wcieliła się w młodą kochankę Nosferatu. Mając do odegrania wiele wymagających fizycznie scen opętania, szaleństwa czy innej manii, Lily-Rose sprawiała na ekranie wrażenie, że przychodzi jej to z niesamowitą łatwością. Postać, która się jej wylosowała nie była co prawda najmniej irytującą, jaką miałem okazję w życiu oglądać, niemniej jednak aktora udowodniła, że ma jeszcze dużo w zanadrzu.
Nosferatu – mocny zawodnik
Mając na uwadze wszystkie negatywne opinie o filmie – to, że odbiega mocno od oryginału, jest czasami niespójny, przeseksualizowany, zachowania bohaterów są bez sensu, a także, że poniósł porażkę na Oscarach, mogłoby się wydawać, że produkcja nie jest godna uwagi. Niemniej jednak moim zdaniem Nosferatu stanowi silny dowód na to, jak inspirujące zarówno dla artystów, jak i dla nas, może być kino minionego wieku. Ponadto film – pomimo że nie wygrał nagrody Akademii Filmowej za najlepsze zdjęcia – jest w tej kategorii zdecydowanie mocnym zawodnikiem. Nie można też odmówić Nosferatu i Eggersowi fenomenalnej reżyserii i kunsztu storytellingowego, którym twórca się mocno odznacza. Tym więc, którzy doceniają piękne kadry, dobrze zrealizowane kino, a także tym, którzy poczuli się zainteresowani historią straszliwego Nosferatu – nowego wampira polecam z (nie)czystym sercem.
Po więcej ciekawych tekstów ze świata kultury zapraszamy tutaj – meteor.amu.edu.pl/programy/kultura