Gdy usłyszałem o tym, że Natalia Przybysz wystąpi w Poznaniu w ramach trasy MTV Unplugged to odczułem pewne obawy. Jak wiemy, z powodu pandemii, koncerty organizowane są głównie w warunkach plenerowych. Akustycznym koncertom towarzyszy pewna subtelna delikatność, dlatego to najczęściej w zamkniętych miejscach, takich jak Aula UAM czy Sala Ziemi, odbywają się tego typu występy. Bałem się, że leżaki i ławki nie są odpowiednie dla takiego stylu muzyki. Na szczęście – byłem w błędzie.
Występ
Już od pierwszych dźwięków Vardo koncertowi towarzyszyła niezwykła majestatyczność. Duża zasługa w tym sześcioosobowego składu instrumentalnego, który poza zwyczajowym składem Natalii, składał się również z wiolonczelisty/klawiszowca Michała Pepola oraz odpowiadającego za perkusjonalia Miłosza Pękalę. Gdy solistka wyszła na scenę, można było usłyszeć niezwykły entuzjazm licznie zgromadzonej publiczności. Po zakończeniu recytacji Natalia podeszła do pianina by zagrać utwór Ogień. Pod koniec utworu, nawet najbardziej oporni, wstali z leżaków, by na stojąco zostać do samego końca. Nic dziwnego, bo repertuar koncertu został w całości oparty na materiale z albumu MTV Unplugged, który został dobrze przyjęty przez fanów. Mogliśmy zatem wysłuchać zarówno spokojnych, stonowanych kompozycji takich jak: Po naszej stronie, Królowa śniegu czy cover zespołu Maanam Krakowski Spleen jak i bardziej energiczne propozycje jak: Wyspa, Świat wewnętrzny oraz Ciepły wiatr. Nie zabrakło oczywiście największych przebojów Natalii: Miodu i Nazywam się niebo. Wszyscy muzycy prezentowali doskonałą formę, a słuchanie wokalistki było niezwykłą przyjemnością, co naprawdę było słychać wśród reakcji publiczności, która nie tylko entuzjastycznie reagowała, ale również śpiewała, w szczególności Niebo. Na bis usłyszeliśmy Dzieci Malarzy oraz Sto lat gdzie Natalia opowiedziała historię zasłyszaną od Briana Eno. Brytyjski producent dzieli artystów na dwa typy: farmerów i kowbojów. Farmerzy to artyści pielęgnujący swoje obecne dokonania artystyczne natomiast kowboje wciąż odkrywają nowe lądy. Ta anegdota pięknie domknęła cały występ.
Drobne uwagi
Całe show zawierało jednak pewne małe mankamenty, które wynikały z decyzji artystycznych. Mianowicie akustyczność tego występu zawiera pewien „margines błędu”, o którym wspominała artystka. Jurek Zagórski podczas niemalże całego występu używał elektrycznej gitary, zatem nie jest to występ czysto „Unplugged”, jednakże nie jest to rzecz, która bardzo przeszkadza w odbiorze. Dużo większy niedosyt odczuwam w związku z repertuarem zaprezentowanym tego wieczoru. Mianowicie koncert w całości składa się z repertuaru płyty i nie zawierał ani jednego utworu „spoza”. Szkoda, bo niejednokrotnie zespoły, grające koncerty w tej serii, rozszerzały swój repertuar, aby zaprezentować „coś więcej”. I tego trochę mi brakowało.
Strona techniczna
Od strony wizualnej koncert prezentował się dobrze. Mała scena SkwerPlay postawiona została pod stadionem na Bułgarskiej wśród drzew i trawy, dzięki czemu nie mamy do czynienia z surowością, powszechną wśród wielu miejskich, betonowych scen. O samym miejscu pozytywnie wypowiedziała się też sama artystka, która opowiadała, iż ogarnął ją strach, spostrzegając poznański stadion. „Wolę grać tutaj, bo tu trawa jest bardziej naturalna” – żartowała. Słowa pochwały należą się także akustykowi, który doskonale nagłośnił całe wydarzenie. Pomimo małej sceny, każdy z instrumentów został dobrze odseparowany od pozostałych, dzięki czemu można było dobrze rozkoszować się muzyką.
Podsumowanie
Koncerty z serii MTV Unplugged mają szanse spodobać się nie tylko wiernym fanom Natalii Przybysz, ale również osobom, które do tej pory nie sięgały po jej repertuar. Pomimo braku gości obecnych na płycie, muzycy na żywo prezentują wysoki poziom, co redukuje nam brak smaczków zawartych na oryginalnym albumie, a tego koncertu dużo przyjemniej słucha się na żywo. A my, po cichu czekamy już na nową płytę Natalii, która zapowiedziana jest na jesień tego roku. Repertuar Kory? Nie możemy się doczekać!