Niedawno podczas pewnej rozmowy na temat kondycji współczesnego polskiego kina usłyszałem następujące porównanie: „z Vegą jest trochę jak z Prawem i Sprawiedliwością — każdy krytykuje, ale popularność nie maleje”. Faktycznie, Patryk Vega i jego filmy to swoisty fenomen naszej kinematografii. Dynamiczne, wysokobudżetowe i kręcone w bardzo szybkim tempie. Przez recenzentów najczęściej miażdżone, a jednocześnie przyciągające do kin bardzo liczną widownię. Posiadające swój niepowtarzalny, autorski styl, który może się bardzo podobać lub wręcz przeciwnie.
4 lutego odbyła się premiera filmu pt. Miłość, seks & pandemia, najmłodszego dziecka Vega Investments. Pomimo umieszczonego na plakatach hasła reklamowego „grzecznie już było”, które sugeruje komediowy charakter tego dzieła, jest to dramat obyczajowy. Opowiada on o rzeczach bardzo ważnych i aktualnych, bo przede wszystkim o strachu przed samotnością oraz poszukiwaniu uczucia i bliskości w coraz bardziej wyobcowanym świecie. Jest to jeden z lepszych filmów reżysera nazywanego przez niektórych „polskim Tarantino”.
Autorski styl
Być może nie jest to najbardziej trafne porównanie, ale nie jest też bezpodstawne. Wartka akcja, dynamiczny montaż, epatowanie przemocą, oryginalne dialogi. Te elementy to w pewnym stopniu punkty zbieżne dorobku Vegi i filmów Quentina Tarantino. Podobieństwo to przynosi bardzo zróżnicowany efekt. Każdy z filmów Vegi należy pod tym względem oceniać indywidualnie. Miłość, seks & pandemia jest dowodem na to, że styl twórcy serii Pitbull może sprawdzić się całkiem dobrze.
Przemocy w tym filmie nie zobaczymy zbyt dużo, ale pozostałe elementy, które wymieniłem — jak najbardziej. W filmach Vegi możemy zaobserwować bardzo dynamiczny sposób montowania scen, który powoduje, że oglądamy na ekranie prawdziwy kalejdoskop zdarzeń, a nasza percepcja nie dostaje ani jednej chwili wyciszenia. Używając języka potocznego, przez cały czas „coś się dzieje” i to bardzo dużo.
W przypadku obu części Kobiet mafii i Bad Boya zdecydowanie należało uznać to za wadę. Po połowie seansu widza ogarniało zmęczenie filmem, którego dramaturgia przez cały czas pędziła na złamanie karku. W przypadku Miłości, seksu & pandemii sytuacja wygląda inaczej. Znalazło się tu miejsce na to, czego wielu poprzednim filmom Vegi brakowało. Na ujęcia spokojniejsze, bardziej kameralne, pozwalające nam w skupieniu posłuchać rozmów bohaterów.
Rozmów, które napisane zostały bardzo sprawnie. Trzeba przyznać, że Vega, który zazwyczaj jest również twórcą scenariusza do swoich filmów, potrafi pisać oryginalne dialogi. Często przekraczają one granicę kiczu i nastawienia na puste bulwersowanie widza, ale w tym przypadku reżyserowi udało się znaleźć równowagę. Zachował swój styl, a jednocześnie uwiarygodnił dialogi. Tym samym uczynił swoich bohaterów bliższymi widzom niż np. w Botoksie, w którym groteskowość niektórych tekstów przybliżała tę produkcję do kiepskiego sitcomu.
Nie tylko seks, nie tylko przemoc
Miłość, seks & pandemia jest filmem, który spotkał się z licznymi głosami krytyki z powodu scen erotycznych bliskich najgorszej pornografii. Po jego obejrzeniu mój głos zdecydowanie nie dołącza do takiej oceny. Erotyki w tej produkcji zdecydowanie nie brakuje. Przyznaję, że w kilku scenach jest to erotyka dość odważna. Jednak nazwanie jej pornografią to zdecydowana przesada. A największą przesadą lub po prostu kompletnym niezrozumieniem jest mówienie o scenach erotycznych w tym filmie tak, jakby stanowiły jego treść nadrzędną. Główne przesłanie dotyczy w tym przypadku czegoś zupełnie innego.
Płytka treść, dużo seksu, brutalna przemoc, wszechobecna demoralizacja i „ku*wy”, zastępujące co drugi przecinek. W anonimowej sondzie przeprowadzonej wśród Polaków na temat filmów Vegi tak pewnie brzmiałoby mnóstwo wypowiedzi. Przyzwyczailiśmy się do przysłowiowego „szufladkowania” tego reżysera jako twórcę produkcji głupich, pustych, wychodzących naprzeciw najbardziej prymitywnym potrzebom rozrywkowym naszego społeczeństwa.
Tymczasem okazuje się, że nie zawsze jest to prawda. Seks i przekleństwa są. Również trochę przemocy. Vega pozostaje Vegą. Jednak, co do treści, reżyser Polityki udowodnił w swoim najnowszym filmie, że ma do powiedzenia coś wartościowego. Uważam, że widz powinien dać mu szansę. Jeśli nie da, ominie go okazja obejrzenia filmu opowiadającego w typowy dla Vegi dosadny sposób o jednym z najbardziej podstawowych ludzkich pragnień.
Poszukiwanie miłości we współczesnym świecie
Warszawska prokuratorka Olga (Zofia Zborowska-Wrona) przekreślająca swoje małżeństwo dla przygodnego romansu z mieszkającym w polskiej stolicy arabskim poetą (Leonardo Marques). Nora (Małgorzata Rozenek-Majdan), samotna fotografka w średnim wieku nawiązująca znajomość z mężczyzną, który mógłby być jej synem (Wojciech Sikora). Dziennikarka popularnego brukowca (Anna Mucha) zaangażowana w toksyczną i pełną kontrowersji relację ze znanym warszawskim trenerem uwodzenia, Johnnym (Dawid Czupryński). Bartek (Sebastian Dela), czyli syn Świadków Jehowy, który po odrzuceniu swojej religii zatrudnia się jako striptizer w klubie nocnym. Następnie poznaje „normalną” dziewczynę (Weronika Lesiak), która dorabia w branży porno.
Ten niezwykły korowód postaci łączy jedno — wielka samotność i niemożność stworzenia żadnej poważniejszej relacji z drugim człowiekiem. Każda z nich próbuje rekompensować sobie te braki w inny sposób. Z tego powodu jest to film w niejednej scenie naprawdę poruszający. W kolorowej mieszance tandety współczesnego showbiznesu, instagramowej papki oraz pogoni za dużym pieniądzem i jak najlepszym seksem bohaterki i bohaterowie uświadamiają sobie, czego faktycznie im brakuje. Być może nie jest to zbyt odkrywcze przesłanie, ale z pewnością ma swoją wartość.
Niewątpliwie duża w tym zasługa aktorek i aktorów. Pomimo tego, że filmy Vegi zazwyczaj oceniane są bardzo słabo, to polscy aktorzy lubią w nich występować. Wynika to z tego, że reżyser Pętli pozwala wykreować niezwykle charakterystyczne i wyraziste postaci, a także odejść od generalnie przypisywanego danemu aktorowi wizerunku. Nie inaczej jest w tym przypadku.
W zasadzie cała obsada dała z siebie w tym filmie wszystko. Dotyczy to również (a może przede wszystkim) debiutantki na dużym ekranie, Weroniki Lesiak, która wypadła doskonale w roli zmysłowej Roksany, dziewczyny Bartka. W kinie Vegi role drugoplanowe najczęściej również zapadają w pamięć. W Miłości, seksie & pandemii widać to dobrze na przykładzie postaci homoseksualnego pracownika redakcji Kai (Daniel Roman), który swoją osobą kradnie sceny pozostałym, głównym bohaterom.
Ryzyko czasami popłaca
Patryk Vega nigdy nie był twórcą kina ambitnego. Premiera Miłości, seksu & pandemii z pewnością nie przyniosła w tej kwestii rewolucyjnej zmiany. Jego najnowszy film jest dziełem na wskroś komercyjnym, prostym w przekazie i wypełnionym po brzegi typową dla tego reżysera stylistyką. Jednocześnie jest też filmem bardzo dobrze zagranym i przypominającym widzowi, że bez tej osoby w sąsiednim fotelu pójście do kina traci na uroku. Podobnie jak wiele innych rzeczy. Serdecznie zatem namawiam hejterów największego skandalisty polskiego kina do podjęcia ryzyka. Czasami warto.
Po więcej ciekawych tekstów ze świata kultury zapraszamy tutaj ->meteor.amu.edu.pl/programy/kultura/